Śmiejesz się z epidemii? Psycholog ze szpitala zakaźnego jednoimiennego: Za chwilę możesz płakać

Monika Przybysz
Justyna Soroka jest psychologiem i ratownikiem medycznym. Na co dzień pracuje w Szpitalu Miejskim nr 4 w Gliwicach, który stal się placówką zakaźną jednoimienną. – Czuję się, jakbym żyła w dwóch światach: szpitalnym, gdzie toczy się walka o życie pacjentów z COVID-19 i tym, w którym ktoś kompletnie nieodpowiedzialny rzuca hasła, że nie ma epidemii i to wszystko jest wielką ściemą. Tak się nie da – mówi.
Zaczęliśmy poddawać się mechanizmowi polegającemu na tym, że skoro zniknęły obostrzenia to znaczy, że koronawirus nam nie zagraża - alarmuje psycholog ze szpitala zakaźnego jednoimiennego. Justyna Soroka/archiwum prywatne

Hulaj dusza, piekła nie ma!


Otwarto kina, siłownie, kluby fitness, można iść do galerii handlowej do parku czy do restauracji, nie trzeba nosić maseczki na wolnym powietrzu. Te wszystkie rozluźnienia doprowadziły do tego, że wiele osób zaczęło żyć według zasady "hulaj dusza, piekła nie ma".

– Zaczęliśmy lekceważyć zagrożenie, nasza czujność została uśpiona. Zaczynamy śmiać się z epidemii. Rzeczywistość jest jednak bardziej brutalna. Nadal słyszymy o nowych przypadkach zakażonych, im więcej testów - tym większa liczba osób z wirusem. Doskonale widzimy to na przykładzie śląskich kopalń – podkreśla Justyna Soroka.


Walka o każdy oddech


Wirus wciąż jest aktywny, wciąż towarzyszy nam ryzyko zakażenia. Tymczasem zaczęliśmy poddawać się mechanizmowi polegającemu na tym, że skoro zniknęły obostrzenia to znaczy, że wszystko już możemy robić.

– Jako psycholog Szpitala Miejskiego nr 4 w Gliwicach, ale także jako ratownik medyczny, wciąż mogę obserwować, jak wielu ludzi trafia do naszej placówki i innych szpitali jednoimiennych z objawami COVID-19, jak wielu pacjentów przebywa na OIOM-ie, jak walczą o każdy oddech – przypomina ekspertka.

Batalia z koronawirusem trwa


– Moja praca pozwala mi także towarzyszyć ludziom z tzw. pierwszej linii frontu. Lekarze, ratownicy medyczni, pielęgniarki, laboranci wciąż zmagają się ze strachem o własne zdrowie i życie. Wielu ludzi poświęcających się pracy w ochronie zdrowia toczy batalię z ciągłym stresem tak, jak było to na początku – mówi Justyna Soroka.

Społeczeństwo, które wzięło głęboki oddech na skutek zniesienia wszystkich obostrzeń, już tak chętnie nie mówi o poświęceniu medyków, a przecież walka o zdrowie i życie wciąż trwa...
To nie koniec epidemii.Walka z koronawirusem wciąż trwa. Uważajmy na siebie.Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

Używajcie mózgu i… płynu do dezynfekcji


Dlatego aktualne pozostają apele o stosowanie się do wszelkich zaleceń sanitarnych. Dalej myjmy bardzo dokładnie ręce, używajmy maseczek lub przyłbic, dezynfekujmy dłonie i używajmy rękawiczek, zachowujmy odstęp – wymienia ekspertka.

Postawa pełnego rozluźnienia jest naprawdę bardzo niebezpieczna, a jeśli mamy ochronić swoje zdrowie i zdrowie swoich bliskich, których przecież kochamy, musimy być rozważni.

– Nie dajmy się zwariować, korzystajmy z radością z tego, co mamy, ale bądźmy ludźmi wykazującymi się mądrością i rozwagą na co dzień – podsumowuje.

Czytaj także: "Dziecko by się domyśliło". Poseł PiS obala oficjalną propagandę Szumowskiego i Morawieckiego