PiS zawiodło nawet swoich zwolenników. Polonia jest oburzona, bo nie będzie mogła zagłosować

Aneta Olender
Peru, Chile, Wenezuela, Afganistan, Korea Północna i Kuwejt, Polki i Polacy mieszkający w tych krajach nie będą mogli wziąć udziału w zbliżających się wyborach prezydenckich. Są oburzeni, bo odbiera im się konstytucyjne prawo. Złość potęguje przekonanie, że jest to także efekt złej woli rządzących i ambasad. O nastroje pytaliśmy Polki z Kuwejtu i Polki z Chile.
Polki i Polacy z sześciu krajów nie będą mogli zagłosować w wyborach. Fot. Jarosław Kubalski / Agencja Gazeta
– Czuję przeogromny zawód. Mam swojego kandydata, na którego chciałabym głosować - ja i moja rodzina to 4 głosy - nie wiem, dlaczego nie jest mi to umożliwione. Mogę się tylko domyślać... Moja znajoma, która jest bardzo pro PiS, powiedziała, że gdyby nawet cud się wydarzył i wybory w Kuwejcie by się odbyły, to jest na tyle zła i zawiedziona, że mimo wszystko nie poszłaby głosować – mówi w rozmowie z naTemat Monika Zarucka-Mohamed, Polka od lat mieszkająca w Kuwejcie.

W Kuwejcie od 38 lat mieszka też Agnieszka Bartkiewicz. Kobieta przyznaje, że taka sytuacja, jak teraz, nigdy nie miała miejsca: – Wszystkie dziewczyny, z którymi mam kontakt, są zawiedzione. Pozbawiono nas konstytucyjnego prawa do głosowania. Nawet moja znajoma, która jest zaciekłą zwolenniczką Prawa i Sprawiedliwości też jest strasznie na PiS-wkurzona. Niezależnie od frakcji, od tego na kogo chciałoby się głosować, każdy jest bardzo zły.

W związku z Wyborami Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w 2020 r. informujemy, że w Kuwejcie nie został utworzony obwód głosowania.

Głównym powodem nieutworzenia obwodu głosowania w Kuwejcie jest brak zgody kraju przyjmującego ze względu na sytuację pandemiczną. W kraju obowiązuje godzina policyjna oraz blokady poszczególnych dzielnic, uniemożliwiające przemieszczanie się. Zamknięte są wszystkie instytucje państwowe, w tym kuwejcka poczta.

Przeprowadzenie wyborów jest niewykonalne

Na adresy mailowe Polonii w Kuwejcie 11. czerwca przyszła wiadomość z Ambasady RP w Kuwejcie, że nie będą mogli zagłosować w wyborach prezydenckich 28 czerwca. Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie powołało obwodu. – We wszystkich krajach sąsiadujących takie obwody zostały utworzone. Polacy będą mogli zagłosować w Zjednoczonych
Emiratach Arabskich, Arabii Saudyjskiej, Iranie. Głosowanie odbędzie się także w Iraku, gdzie
utworzono, aż trzy komisje wyborcze, a liczba nowych przypadków 15. czerwca wynosiła 1106 – mówi Maria Kaczyńska.


Nasza rozmówczyni nieprzypadkowo zawraca uwagę na liczbę zakażeń w Iraku, bo decyzja nieprzeprowadzeniu głosowania w Kuwejcie podyktowana ma być właśnie sytuacją epidemiczną w kraju.

– W Kuwejcie mamy średnią dzienną zachorowań 6 tysięcy osób. Nie wolno się poruszać, nie wolno wychodzić z domu, jest godzina policyjna, nie działają operatorzy pocztowi. Jak można w takim razie przeprowadzić w tym kraju wybory dla przebywających tam Polaków? – zadawał retoryczne pytanie, podczas niedawnej konferencji prasowej, wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk.

Problem w tym, że od początku trwania pandemii dzienna liczba zachorowań w Kuwejcie nigdy nie wyniosła 6 tysięcy. Najwięcej zakażeń odnotowano 19 maja i było to 1073 przypadki. Od tamtej pory liczba ta maleje. W dniu wspomnianej konferencji Ministerstwo Zdrowia Kuwejtu poinformowało o 511 nowych przypadkach.

– To jaka forma głosowania jest w danym państwie dopuszczalna, to czy w ogóle możemy przeprowadzić w danym państwie wybory, nie jest decyzją polskiego MSZ. Władze danego państwa decydują o tych dwóch aspektach. (...) Przeprowadzenie wyborów jest niewykonalne, bo prowadziłoby do złamania prawa tego państwa – zapewniał Wawrzyk podczas konferencji.

– Kuwejt nie może zabronić organizacji wyborów, trzeba więc dostosować się do obostrzeń i robić wszystko, aby umożliwić głosowanie. Ambasada RP w Kuwejcie nie zrobiła niczego… – dodaje Monika Zarucka-Mohamed.

Z przedmówczynią zgadza się także Agnieszka Bartkiewicz: – Sytuacja pandemiczna w tej chwili jest taka, że mamy około 500 zachorowań dziennie. Według mnie i moich znajomych wybory mogłyby odbyć się z łatwością. Nie jest nas aż tak dużo. Co pięć minut podjeżdżałby ktoś przed ambasadę i można byłoby zagłosować. To tylko wymówka, że rząd kuwejcki nie pozwolił na wybory. Jaki rząd może ingerować w sprawy innego kraju? Mogą dać wytyczne, jak to zorganizować, ale nie mogą zabronić.
Polki i Polacy z Chile także protestują przeciwko obecnej sytuacji. Publikują swoje zdjęcia z hasłami: Polonia w Chile nie ma głosu.Fot. kolaż przygotowany przez Polonię z Chile

Czujemy głęboką niezgodę


Marta Wożniak w Chile mieszka od ponad dwóch lat. Przeprowadziła się tam po ukończeniu studiów. Ona też nie z własnej woli nie będzie mogła zagłosować w wyborach prezydenckich. Nie jest to dla niej łatwa sytuacja, bo udział w wyborach zawsze był dla niej ważnym wydarzeniem.

– Chociaż teraz mieszkam "na końcu świata", to nie jest mi obojętne to, co dzieje się w mojej ojczyźnie. W Chile mieszka około tysiąca osób z polskim obywatelstwem, w tym co najmniej 150 aktywnie korzysta ze swojego prawa wyborczego – wyjaśnia.

– Czujemy głęboką niezgodę na to, że pozbawiono nas możliwości udziału w tak ważnym wydarzeniu dla polskiej demokracji, jak wybór głowy państwa. Dodatkowym powodem naszego rozgoryczenia jest to, że uzasadnienie tej decyzji ze strony polskiego MSZ oraz naszej placówki jest mało transparentne i wydaje się mało wiarygodne – mówi Magdalena Bartczak dziennikarka i autorką bloga Pocztówki z Południa.

Chile to kolejny z sześciu krajów, w których Polonia nie będzie mogła oddać głosu na swojego kandydata w wyborach ze względu na pandemię koronawirusa. Mimo tej sytuacji Polki i Polacy tam mieszkający nie zgadzają się z takim posunięciem.

– Z niepokojem śledzę doniesienia chilijskich mediów, ponieważ sytuacja związana z pandemią na razie się nie polepsza. Wydaje mi się jednak, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych było świadome, że wiele krajów nadal zmaga się z wysoką liczbą zachorowań. Za względu na różnego rodzaju ograniczenia w poruszaniu się, przewidziano głosowanie w formie korespondencyjnej – podkreśla Marta Woźniak.

Nasza rozmówczyni dodaje, ze obecnie w Chile można elektronicznie ubiegać się o pozwolenia na opuszczenie miejsca zamieszkania: – Pozwolenie na zakupy lub załatwienie sprawy prawnej zawiera również pozwolenie na pójście na pocztę i oddanie głosu. Poczta w Chile, w przeciwieństwie do wielu innych krajów Ameryki Południowej, działa obecnie zadowalająco.

Na możliwe rozwiązania, z których nie skorzystano wskazuje także Magdalena Bartczak. Uważa ona, że sytuacja związana z pandemią wygląda w Chile poważnie, ale nie dużo gorzej niż w niektórych państwach, gdzie do wyborów wśród Polonii dojdzie.

– Wybory odbędą się np. w USA, Rosji, Brazylii czy Kolumbii. Mamy wrażenie, że MSZ wydał ten zakaz bez lepszej znajomości tutejszych realiów. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby mogło dojść do głosowania korespondencyjnego. Jest ono możliwe do przeprowadzenia pod względem logistycznym i organizacyjnym. Nawet sami Chilijczycy, z którymi konsultujemy tę sprawę, przyznają, że całkowity zakaz zorganizowania wyborów przez inny kraj na ich terytorium byłby czymś niespotykanym – zaznacza.

Polacy są oburzeni

W Kuwejcie uprawnionych do głosowania jest około 300 osób. – Lokalna Polonia pierwszy raz została pozbawiona takiej możliwości. Prawa do głosu zostaną pozbawieni także stacjonujący tutaj żołnierze oraz Polacy mieszkający w Bahrajnie, których obsługa pozostaje w gestii Ambasady RP w Kuwejcie. Z rozporządzenia przed wyborami zarządzonymi na 10 maja, które ostatecznie się nie odbyły wynikało, że obwód jest utworzony. Polacy mieszkający w Kuwejcie są oburzeni – wyjaśnia Maria Kaczyńska.

Choć 21. czerwca Kuwejt wydłużył czas obowiązywania obostrzeń o kolejny tydzień godzina policyjna została skrócona.

– Uważamy, że kuwejcka poczta nawet gdyby była otwarta to nie byłaby w stanie wspomóc ambasadę w organizacji wyborów. Skorzystanie z niej wiąże się z dużym ryzykiem, przesyłki bardzo często gubią się w transporcie. Zresztą tutaj nawet nie ma listonoszy, paczki i listy odbiera się na poczcie. Mimo godziny policyjnej prywatne firmy kurierskie pracują, dlaczego więc kurier nie może dostarczyć nam karty do głosowania? – zaznacza Polka.

To, że korzystanie z usług kuriera jest możliwe, potwierdza przykład Arabii Saudyjskiej. Tamtejsza Ambasada, o czym informuje Polonia, dostarczy pakiety wyborcze we współpracy z DHL.

Co ciekawe, gdy wprowadzony reżim był większy, można było korzystać z przepustek np. na wizytę lekarską. Od momentu pojawienia się informacji o nieutworzeniu obwodu Polonia starała się działać. Były próby kontaktu i z ambasadą, i z polskim MSZ-em, i z PKW, a gdy okazało się, że to na nic zostało poczucie bezradności i niesprawiedliwości.

– Nic nie można już zrobić... Nie chciałabym użyć mocniejszego słowa, ale rzeczywiście jesteśmy bardzo wkurzeni. Przez chwilę sądziliśmy, że uda nam się złożyć protest wyborczy, ale okazuje się, że też nie możemy, bo zgodnie z prawem mogą to zrobić tylko te osoby, które są na liście wyborców – wyjaśnia Zarucka-Mohamed.

Głosy w drugiej turze

Polonia w Chile także jest zwiedziona postawą ambasady. Przez jakiś czas nikt nie otrzymywał żadnej informacji dotyczącej wyborów. Komunikat pojawił się dopiero gdy zaczęto tam dzwonić i pisać.

– Pojawił się komunikat na ich stronie na Facebooku, pod którym szybko zaczęły pojawiać się i równie szybko znikać komentarze Polonii, wyrażające niezadowolenie z faktu nieutworzenia komisji obwodowej w Chile, a także braku zadowalającej informacji ze strony ambasady. Sam post również zniknął – relacjonuje Marta Woźniak.

Polki i Polacy nie zmierzali się jednak tak szybko poddawać. Zaczęto się organizować. – Napisaliśmy do ambasady, komitetów wyborczych, polskich mediów, a także chilijskiego odpowiednika MSZ. Chcemy dowiedzieć się jaka była podstawa podjęcia decyzji o niezorganizowaniu wyborów prezydenckich dla Polonii w Chile – zaznacza rozmówczyni naTemat.

Wszyscy mają jednak nadzieję, że szanse na oddanie głosu będą mieli w przypadku ewentualnej drugiej tury. – Wydaje nam się mało prawdopodobne, żeby władze chilijskie zakazały przeprowadzenia wyborów nawet w formie korespondencyjnej. Obawy o bezpieczeństwo Polaków wydają się przesadzone. I tak musimy chociaż raz w tygodniu wychodzić na zakupy, wielu pracowników musi każdego dnia dojeżdżać do pracy, w innym wypadku nie otrzymują żadnego wynagrodzenia. Nikt nikogo nie zmusza do udziału w wyborach, ale powinniśmy mieć zapewnioną przynajmniej taką możliwość – podkreśla Woźniak.

Polonia ma prawo do nieskrępowanych wyborów

Oświadczenie Konfederacji Ambasadorów RP z 15 czerwca

Polonia chce głosować i ma do tego prawo. Pokazują to liczby. (...) Jak pokazują wcześniejsze wyniki, większość z nich to sympatycy Polski otwartej na świat, tolerancyjnej a przede wszystkim silnie związanej z Unią Europejską. Takie myślenie nie jest bliskie władzy.

Prawdopodobnie dlatego postawa MSZ daleka jest od przychylności dla zagranicznych wyborców, którzy chcą aktem głosowania potwierdzić swoje przywiązanie do Ojczyzny. Sytuację pogarsza brak profesjonalizmu służb konsularnych pochodzących z nowego zaciągu.

(...)Konferencja Ambasadorów RP stanowczo sprzeciwia się działaniom utrudniającym konstytucyjnie zagwarantowany proces wyborczy i podporządkowującym zasady elekcji politycznym potrzebom partii rządzącej. Oczekujemy, że zgodnie z 30-letnią tradycją polskiej dyplomacji nasze przedstawicielstwa rzetelnie potraktują swoje obowiązki, w tym zasadę bezstronnego i przychylnego zaangażowania w organizację procesu wyborczego.

Protest ambasadorów


Z powodu pandemii Polonia w niektórych krajach będzie mogła skorzystać tylko z głosowania korespondencyjnego. Taka sytuacja dotyczy choćby Francji, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Irlandii i Szwajcarii.

Polki i Polacy, którzy będą musieli skorzystać z usług poczty mają jednak sporo obaw związanych z tym, czy pakiety do głosowania dotrą na czas do konsula. Sporo problemów sprawiała im też sama rejestracja.

– Nie ma żadnej gwarancji, że ten głos wrzucony do skrzynki na przykład w Kongu dotrze na czas do konsula i że te głosy zostaną wzięte pod uwagę – mówiła w rozmowie z TVN24 prawniczka dr Anna Rakowska-Trela.

Z kolei nieoficjalnych ustaleń "Gazety Wyborczej" wynika, że 360 tys. Polek i Polaków zarejestrowało się, aby zagłosować w nadchodzących wyborach prezydenckich. To o ponad 100 tys. osób więcej niż pięć lat temu.

W połowie czerwca członkowie Konferencji Ambasadorów RP ( zgromadzenie byłych przedstawicieli RP) wystosowali list, w którym krytykują organizację wyborów.

"Liczba komisji wyborczych za granicą uległa gwałtownemu skurczeniu. (...) Organizacje polonijne na całym świecie podnoszą alarm, że utrudnienia są gigantyczne: system rejestracyjny działa źle, polecenia na stronach placówek są mylące, infolinie w ambasadach i konsulatach nie działają. Jeśli komuś uda się dodzwonić, napotyka niekompetentnych, często nieprzyjaznych i opryskliwych urzędników" – czytamy w liście.

Monika Zarucka-Mohamed kończy naszą rozmowę mówiąc, że nie zrobiła nic złego, aby pozbawić ją szansy wzięcia udziału w wyborach. Mimo głosów, które od lat pojawiają się przed wyborami, przekonanych o tym, że Polki i Polacy mieszkający poza krajem nie powinni decydować o tym, co dzieje się nad Wisłą, podkreśla, że ma do tego prawo.

– Regularnie pojawiają się krzyki w mediach społecznościowych, że nie możemy decydować, bo nie płacimy podatków, że Polonia nie jest uprawniona do tego, aby szyć buty tym, którzy mieszkają w Polsce. Tak się składa, że jestem emerytką w Polsce, więc płacę tam podatki. Kiedy jeździmy tam na wakacje, wysyłamy pieniądze, żeby pomóc rodzinom, wtedy jesteśmy zauważalni, ale nie widzi się nas kiedy trzeba decydować o tym, kogo chcemy mieć za prezydenta. Tylko sąd mógłby zdecydować o tym, że nie możemy głosować, odbierając nam prawa obywatelskie – podsumowuje.

Czytaj także: Nowy spot Trzaskowskiego zaboli Dudę. Prezydent jest w nim... główną postacią