"Wrócił do Polski jedynie ze zdjęciami". Ekspert od dyplomacji miażdży wizytę Dudy w Białym Domu

Adam Nowiński
"Kompromitacja", "porażka", "kampanijna ustawka" – takie określenia padają w sieci po środowym spotkaniu Andrzeja Dudy z Donaldem Trumpem w Waszyngtonie. Czy są słuszne? O ocenę poprosiliśmy doktora Janusza Siborę, specjalistę od protokołu dyplomatycznego.
Wizyta Andrzeja Dudy w Białym Domu nie zbiera zbyt pochlebnych recenzji. Fot. YouTube.com / Washington Post
Spotkanie Andrzej Dudy z Donaldem Trumpem zbiera bardzo mierne recenzje. Niektórzy mówią nawet, że polski prezydent został "upokorzony" w Białym Domu. Czy to słuszna ocena?

Dr Janusz Sibora: Moja ocena wizyty ma wymiar matematyczny. Bawiąc w Waszyngtonie prezydent Duda nie pomnożył politycznych zysków, a jedynie jeszcze głębiej podzielił społeczeństwo i odjął sobie wyborczych głosów. W samolocie wracającym z Waszyngtonu do Warszawy nie było prezentów od Trumpa.

Jeśli zaś chodzi o wspomniany przez pana epitet, to innym językiem mówi polityk, innym naukowiec, a jeszcze innym publicysta. Jako analityk skłonny jestem ocenić ją jako rozczarowującą.


Z powodu organizacji wizyty, czy bardziej jeśli chodzi o korzyści dla Polski, których de facto nie ma za wiele?

Przede wszystkim ta wizyta nie powinna mieć miejsca. Już samo to, że prezydent Duda zwoływał w nocy narady z premierem i ministrami, a potem przeznaczył weekend na agendę oznaczało, że wizyta ta jest przygotowywana w pośpiechu. Zostaliśmy zaskoczeni zaproszeniem, w którym wyznaczono termin spotkania. Gdzie tu miejsce na zwyczajowe konsultacje terminu wizyty?

Zwykle uzgadnia się kalendarze obu polityków, a tu w wolne okienko w kalendarzu Trumpa wpisano naszą wizytę. Choćby ze względów medialnych godzina spotkania w Białym Domu była dla strony polskiej niekorzystna. Zbyt późna konferencja prasowa znacznie zmniejszyła oglądalność transmisji w Polsce.

Jeszcze przed samym wyjazdem z wywiadów, których udzielili wysocy urzędnicy prezydenta wynikało, że w Białym Domu nie zostanie podpisany żaden dokument. Skończyło się na oświadczeniu. Dlatego teraz prezydent Duda wraca do Polski jedynie ze zdjęciami, bo nic wymiernego nie udało się mu w Waszyngtonie uzyskać.

Ale już wcześniej mówiłem, że tak kultura polityczna jak i dobry zwyczaj dyplomatyczny nie pozwalają na realizowanie takich wizyt w czasie trwania kampanii. Ta miała miejsce na 96 godzin przed wyborami. To ewenement na skalę światową.

No tak, ale i Amerykanie i polska prawica przywołują przykład przedwyborczej wizyty w Białym Domu Benjamina Netanjahu w 2019 roku.

Dobrze, ale Netanjahu spotkał się z Trumpem w styczniu, a wybory w Izraelu były w marcu. Poza tym stosunki i relacje izraelsko-amerykańskie są zupełnie inne niż USA z Polską.

I tak świat obiegło zdanie, że Donald Trump zapraszając w tym czasie Dudę ingeruje w demokratyczny proces wyborczy w Polsce. Dwa dni temu próbowała to tłumaczyć ambasador Georgette Mosbacher mówiąc w wywiadzie, że "wybory to jedno, a wizyta prezydenta to drugie".

Moim zdaniem nie da się tego rozdzielić i mnie osobiście tak słowa pani ambasador jak i słowa Donalda Trumpa, wypowiedziane podczas konferencji w Ogrodzie Różanym Białego Domu, uraziły.
Fot. YouTube.com / Washington Post

Dlaczego?

Prezydent Trump udzielił jednoznacznego poparcia ubiegającemu się o reelekcję prezydentowi Dudzie. To niebywałe. Prezydent USA wskazuje palcem kogo popiera. Świadczy to o braku szacunku dla demokratycznych wartości, których orędownikiem są podobno Stany Zjednoczone. Wiem, że Trump to nie Ameryka, ale jednak…

Myślę też, że wielu Polakom, szczególnie tym z miękkiego elektoratu prezydenta Dudy, taki zabieg się nie spodobał. Od lat przecież uczy się nas i przypomina czasy zaborów lub ostatnich polskich władców, kiedy to ambasador Rosji w Warszawie dyktował im, co mają robić. Potem podobnie było w PRL, kiedy po objęciu stanowiska Gomułka lub Gierek jeździli do Moskwy po instrukcje.

Mimo że rozstaliśmy się z tamtą przeszłością, to nadal jesteśmy wrażliwi na takie zachowania. I dziwi mnie postawa prezydenta Dudy, bo podobno wstaliśmy z kolan, a tu polski prezydent mówi, że "nie śmiałby mówić prezydentowi USA, gdzie ma rozmieścić wojska". No właśnie powinien "śmieć", skoro chce coś załatwić i reprezentuje interesy swojego kraju. Szacunek w polityce zyskuje się przez jasne i twarde stawianie sprawy.

Analizując wszystkie elementy wizyty, poczynając od zaproszenia, poprzez czas trwania spotkań, przebieg konferencji prasowej, a na braku mierzalnych efektów kończąc, można dostrzec brak równowagi we wzajemnych relacjach. Zazwyczaj właśnie protokół dyplomatyczny służy stwarzaniu ram dla pokazywania zewnętrznych oznak równości partnerów. Tu jednak widać było dominację gospodarza. Z naszej strony było to jakieś miałkie, a Trump naszym kosztem realizował własne cele wyborcze i ostro atakował Obamę i Bidena.

Ta miałkość to ciągłe dziękowanie za to, że polska delegacja jako pierwsza odwiedziła Biały Dom po pandemii koronawirusa?

Owszem. Ja nie widzę w tym nic wyjątkowego. Czy to zasługa koronawirusa? Gdyby było tak, jak w przypadku wizyty Trumpa w Japonii, że był pierwszym przywódcą, którego podejmował cesarz Naruhito, to byłoby się czym chwalić. Trump bardzo ceni takie gesty, ale nie koniecznie się rewanżuje. Tymczasem wyszło na to, że po prostu prezydent Trump miał wolne dwie godziny i zgodził się, żeby Biały Dom umieścił w tym okienku wizytę Dudy.

Czytaj także: Duda wreszcie pogratulował Čaputovej, ale dlaczego dopiero teraz? Sprawdzamy co na to dyplomacja
Fot. YouTube.com / Washington Post


Pojawiły się też opinie, że Trump otwarcie popierając Dudę, złamał protokół dyplomatyczny. Ile jest w tym prawdy?

Dotykamy tu sedna sprawy. Od dziesięcioleci administracja amerykańska dba o to, aby nie być posądzoną o ingerowanie w demokratyczny proces wyborczy w jakimś kraju. W tym czasie prezydenci sami nie realizują wizyt zagranicznych, ani też nie podejmują walczących o stanowisko polityków.

To DNA amerykańskiego systemu politycznego. Działania dyplomacji, a więc i protokół dyplomatyczny dba o to, aby takich wizyt w newralgicznym wyborczym czasie nie przeprowadzać. To dobry, szanowany w demokratycznym świecie ugruntowany zwyczaj. Jest to wyrazem szacunku dla partnera, dla obywateli danego kraju. Wczoraj tego zabrakło. Naruszenie zwyczajów protokolarnych to chyba zbyt łagodne stwierdzenie.

A jak to powinno wyglądać? Prezydent Trump nie powinien w ogóle mówić o poparciu dla Dudy?

Przykładem takiego wzorowego działania mogą być depesze dyplomatyczne z wizyty prezydenta Busha w Polsce w 1989 roku. Amerykanie podkreślali w nich, że trzeba traktować tak samo stronę opozycyjną jak i komunistów, którzy przekazywali wtedy władzę, żeby ta tranzycja odbyła się w jak najbardziej pokojowy i bezkrwawy sposób. Amerykanie czynili to, jeśli nie w białych, to powiedzmy, że w kremowych rękawiczkach.

Deklaracje i słowa poparcia, które padły na konferencji w Waszyngtonie, nie powinny mieć miejsca, nawet jeśli prezydent Trump ma tak dobre relacje z Andrzejem Dudą. Poza tym, jeśli traktuje go jak przyjaciela, to dlaczego nie zaproponował mu przewidzianej przez amerykański protokół czterodniowej oficjalnej wizyty państwowej? Tak ugościł na przykład Macrona, a nie mówi o nim tak pochlebnie, jak o Dudzie.

A z jaką w takim razie wizytą mieliśmy teraz do czynienia? Wiele osób zauważyło, że Trump przywitał Dudę gdzieś w przedsionku, nie było pierwszych dam...

Trudno powiedzieć, bo nawet w oficjalnym dokumencie wydanym przez Biuro Prasowe Białego Domu nie została ona opatrzona żadnym przymiotnikiem. W dyplomacji wskazana jest precyzja. Za każdym słowem coś stoi. W komunikacie Białego Domu była to po prostu "wizyta". Wiem, że nie była to wizyta państwowa, ale czy robocza? Należy to jednak precyzować.

Prezydent Trump od samego początku swego urzędowania nie przykłada większej wagi do protokołu. Świadczy o tym choćby fakt, że przez rok nie obsadził stanowiska dyrektora protokołu dyplomatycznego. Nie powinniśmy się godzić, aby wypracowany przez pokolenia dyplomatów dorobek był niszczony. Protokół dyplomatyczny to element cywilizacyjnego dziedzictwa.

Co do samej wizyty, to przywitanie Dudy w Zachodnim Skrzydle jest normalne jak dla wizyt tej rangi. Przywitanie się prezydentów łokciami to ich wybór, chociaż uważam, że jest to niezbyt eleganckie rozwiązanie. Wystarczyłoby skinienie głowy. Gdybym miał w całości podsumować tę wizytę prezydenta Dudy, to powiedziałbym, że raczej należy jej nie eksponować. Wizyta ta dostarczyła sporo politycznego paliwa opozycji.

Czytaj także: "Swawola karnawałowa". Ekspert zobaczył film z Agatą Dudą i łapie się za głowę
Dr Janusz SiboraFot. Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta

Dr Janusz Sibora – historyk, badacz dziejów dyplomacji oraz protokołu dyplomatycznego. Badacz polskiej służby zagranicznej oraz dziejów dyplomacji szczególnie organizacji służb zagranicznych i techniki pracy dyplomatycznej. Ekspert w dziedzinie ceremoniału królewskiego, a także etykiety i komunikacji społecznej.