Wsparcia premiera się nie doczekał, dlatego zaapelował do pielgrzymów: 'Chodzi o życie ludzi"

Aneta Olender
"Przybywajcie i czujcie się u nas, jak u siebie w domu, ale w przyszłym roku" – mówił w specjalnym apelu do pątników prezydent Częstochowy Krzysztof Matyjaszczyk. Jego prośba o ograniczenie pielgrzymowania podyktowana jest zagrożeniem, jakie związane jest z epidemią koronawirusa w Polsce. Pytany przez nas o reakcje na te słowa, mówi też o braku reakcji władz centralnych, gdy informował o zagrożeniu i problemach.
Prezydent Częstochowy zaapelował o powstrzymanie się w tym roku od pielgrzymowania na Jasną Górę. Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
Jakie były reakcje na pana apel?

Dotarły do mnie informacje o reakcjach mieszkanek i mieszkańców, którzy są pozytywnie nastawieni do tego apelu. Wiedzą, że jest ktoś, kto się o nich troszczy, kto dba o ich zdrowie i życie, ktoś, kto nie chce, żeby spotkało ich coś złego.

Nie było żadnych negatywnych reakcji?

Nie dostałem żadnego pisma, żadnego maila, nie było też żadnego oficjalnego stanowiska czy telefonu w tej sprawie. Wiem jednak, że reakcje były różne. Jasna Góra w odpowiedzi na moje wystąpienia do pielgrzymów i do mieszkańców, ponownie zaprosiła wszystkich do odwiedzenia sanktuarium.


Ja natomiast wychodzę z założenia, że w momencie kiedy nie zostały jeszcze wynalezione szczepionka i lek na kornawirusa, gdy zachorowań i przypadków zakażeń jest cały czas dużo, nie powinniśmy luzować obostrzeń.

Chodzi przecież także o bezpieczeństwo osób, które są bezpośrednio zaangażowane w obsługę ruchu pielgrzymkowego, a więc zaczynając od ojców paulinów, poprzez te osoby, które prowadzą stoiska, na których pielgrzymi robią zakupy, aż po wszystkich mieszkańców i mieszkanki miasta. Powinniśmy o nich dbać i starać się zminimalizować ryzyko zakażenia. Dziś pielgrzymów jest zdecydowanie mniej?

Cieszę się, że jest wiele środowisk, które posłuchały tego, co jest zawarte w apelu. Mieszkańców informowałem, że pielgrzymki są potencjalnym źródłem zagrożenia, a kontakty z pielgrzymami są kontaktami podwyższonego ryzyka, więc mimo zniesienia różnego rodzaju restrykcji powinni się odpowiednio zabezpieczać.

Serdecznie zaprosiłem gości do spotkania w Częstochowie, ale w przyszłym roku. Mam nadzieję, że wtedy będzie możliwość skutecznej walki z koronawirusem, mam na myśli i odpowiednie leki i szczepionkę.

Wiem też, że stało się i tak, że część osób, które się wahały, doszła do wniosku, że może rzeczywiście w tym roku lepiej się ograniczyć, może lepiej zorganizować coś na mniejszą skalę. To właśnie jest ta wartość dodana, która mnie interesuje. Dzięki temu kłopotów ustrzegą się zarówno ci, którzy chcieliby do nas przyjechać, jak i mieszkańcy i mieszkanki Częstochowy.

Wcześniej apelował pan jednak do władz centralnych...

Nie doczekałem się reakcji władz centralnych. Wielokrotnie sygnalizowałem problem, mówiłem o ryzyku zagrożenia, w rozmowie z wojewodą. Pierwszego czerwca wysłałem list do Mateusza Morawieckiego, w którym prosiłem o rozważenie wprowadzenia różnego rodzaju rozwiązań dotyczących czasowej rezygnacji z tej tradycyjnej pieszej formy pielgrzymowania.

W trakcie pieszych pielgrzymek łatwiej o zakażenia, bo trudniej jest utrzymać reżim sanitarny. Ci którzy idą do jasnogórskiego sanktuarium mają w różnych mijanych miejscowościach kontakt z wieloma osobami.

W liście do premiera prosiłem o wytyczne – najlepiej Głównego Inspektora Sanitarnego – dla organizatorów pielgrzymek, uczestników, ale i dla wszystkich, którzy ich po drodze przyjmują.

Wytyczne owszem zostały wydane, ale w szczątkowej formie. Dotyczyły tylko organizatorów i tylko przestrzegania podstawowych zasad sanitarnych. Apelowałem, żeby być może zrezygnować z pieszych pielgrzymek, a realizować - jeśli w ogóle - tylko te nad którymi jesteśmy w stanie bardziej zapanować, czyli pielgrzymki autokarowe.

Wyobrażałem sobie to tak, że wszyscy przed wejściem do autokaru będą np. mieli sprawdzaną temperaturę. Poza tym wyeliminowalibyśmy te przypadkowe spotkania na trasie.

Nie dostałem żadnej odpowiedzi, właściwie nie dowiedziałem się niczego poza tym, że 4 czerwca Kancelaria Prezesa Rady Ministrów skierowała moją korespondencję do resortu spraw wewnętrznych i administracji oraz resortu zdrowia. Do tej pory nikt zareagował. Stąd apel?

Stwierdziłem, że jeżeli nie mogę liczyć na zrozumienie i wsparcie władz centralnych, to chcę mieć chociaż pewność, że ja zrobiłem wszystko, co tylko można, żeby przed tego typu zagrożeniami ustrzec zarówno pielgrzymów, jak i mieszkańców.

Po tych kilku miesiącach trwania epidemii, wiemy, jak ważne są komunikaty rządzących, przykładem są błyskawicznie zapełnione kościoły po tym, jak zrezygnowano z części obostrzeń.

Pielgrzymi przybywają na Jasną Górę, ale na szczęście stosują się do zasad. Jeżeli mowa o ograniczeniach dotyczących liczebności, to póki co są one przestrzegane. Choć przyznam, że chwilę wcześniej docierały do nas niepokojące sygnały. Niektórzy organizatorzy pielgrzymek wychodzili z założenia, że jeżeli rokrocznie przyjeżdżała konkretna liczba osób, to oni nie mają zamiaru tego ograniczać.

Tego, że tak się jednak nie stało, nie przypisuję swojemu apelowi lub swoim działaniom, jest to bardziej zasługa rozsądku tych, którzy to wszystko koordynują. Udało się zwrócić uwagę na powagę sytuacji, co przełożyło się na nietraktowanie wytycznych po macoszemu.

Pierwszy przykład z brzegu, jeżeli rozstawiamy kosze na śmieci, to już nie takie jak do tej pory, ale specjalne, które są zamykane, żeby mieć pewność, że nic z tego kosza nie wywieje. Wiele zmian, to nasze lokalne decyzje, a nie wytyczne GIS-u.

Szkoda jednak, że służby centralne nie wypowiadają się na ten temat. Nikt nie mówi, czy takie poluzowanie zasad w obecnej sytuacji – kiedy mamy naprawdę dużo zakażeń, a kolejne osoby trafiają na kwarantannę – jest odpowiednie.

Powinniśmy się zdecydować, że albo trzymamy się ograniczeń i walczymy, albo wychodzimy z takiego założenia, z jakiego wyszli Szwedzi, czyli walczymy, ale nie ograniczamy się w przesadny sposób, bo musimy – za cenę taką jaką zakładamy od samego początku – szybko nabrać odporności.

Teraz trochę to wygląda tak, jakby władze centralne niekoniecznie wiedziały na jaki model się zdecydować, czy zimny chów i nabranie odporności, jak w Szwecji, czy izolacja i kupowanie czasu aż do momentu wynalezienia szczepionki.

Czy pana apel nie uderzy w mieszkańców, ale w sensie ekonomicznym?

Wychodzę z prostego założenia, najważniejsze jest życie, zdrowie ludzi i ich bezpieczeństwo. Liczę na to, że zrozumieją to nawet ci którzy żyją w jakiś sposób z pielgrzymów. Zrobiłem to, co uznałem za stosowne. Uważałem, że powinienem przestrzegać, że powinienem zwracać na to uwagę, ponieważ jest to istotna kwestia.

Czytaj także:

Duda już złożył pierwszą wizytę po wyborach. Pojechał modlić się na Jasną Górę

To nie tak, że Polacy nie chcą nosić maseczek. Problemem jest dla nas kwestia kar