Afera w Trójce. Strzyczkowski chciał przeprosić Niedźwieckiego, nie zgodził się na to zarząd

Karol Górski
Kuba Strzyczkowski opublikował na Facebooku radiowej Trójki nowe oświadczenie. Napisał, że chciał zamieścić na stronie rozgłośni przeprosiny wobec Marka Niedźwieckiego, ale nie dostał zgody zarządu. I generalnie w swoim komunikacie przyznał, jak niewiele może zrobić na stanowisku dyrektora Programu III Polskiego Radia.
Strzyczkowski chciał przeprosić na stronie Trójki Niedźwieckiego. Fot. Grażyna Jaworska / Agencja Gazeta
"W związku z Państwa komentarzami informuję, że poprosiłem o umieszczenie moich przeprosin dla Marka Niedźwieckiego na stronie Trójki. Decyzją Zarządu przeprosin nie umieszczono. Zarząd uważa, że nie obraził Pana Marka i chce dochodzić swoich racji przed sądem. Zaproponowałem dyr. Rogalskiemu złożenie dymisji. Nie złożył. Nie uczestniczy w pracach Zespołu Trójki, ponieważ Zespół nie wyobraża sobie tej współpracy z uwagi na szkalowanie red. Niedźwieckiego" – czytamy w oświadczeniu.

Strzyczkowski poruszył też krótko inny temat. "Nie podoba mi się udział Cejrowskiego w kampanii wyborczej. Poinformowałem Biuro Programowe i Zarząd o problemie. Czekam na reakcję. Mimo trudności, bądźcie proszę z nami" – zakończył.

Afera w Trójce zaczęła się od anulowania przez władze Trójki 1998. notowania listy przebojów. Na pierwszej pozycji znalazł się utwór Kazika "Twój ból jest lepszy niż mój". Stacja zarzuciła Niedźwieckiemu manipulację przy ustalaniu miejsc. Niedźwiecki podał się do dymisji. Nowy dyrektor (Tomasza Kowalczewskiego zastąpił Kuba Strzyczkowski) przeprosił dziennikarza i chciał jego powrotu, ale ten oczekiwał przeprosin od tych, którzy mu zarzucili nieuczciwość, czyli poprzedniego dyrektora oraz zarządu Polskiego Radia.


Niedźwiecki nie doczekał się ich i sprawa trafiła na drogę sądową. Dziennikarz złożył pozew, w którym domaga się przeprosin na antenie Trójki oraz przekazania pieniędzy na rzecz fundacji wspierających polską służbę zdrowia.

Czytaj także: Nowy szef Trójki zapowiada zmiany. Chce powrotu dziennikarzy – ale nie wszystkich