"Robi się niebezpiecznie". Julita Widak walczy z hejtem, jaki wylewa się na Podkarpacie

Daria Różańska
– #WszyscyPodkarpaciem to oddolna inicjatywa, którą zainicjowałam z kolegą Pawłem z Poznania. Przeraziłam, kiedy zobaczyłam petycję i mapę Polski z odłączonym Podkarpaciem. Pomyślałam: "Jezu, do czego to prowadzi, dokąd my zmierzamy?". Zaczęło się robić bardzo niebezpiecznie – stwierdza Julita Widak, działaczka PO, mieszkanka Podkarpacia.
Julita Widak, działaczka PO, zainicjowała akcję #WszyscyPodkarpaciem. Fot. Screen z Twittera
Kiedy w powyborczy poniedziałek PKW ogłasza oficjalne wyniki wyborów i wskazuje, że największe poparcie Andrzej Duda zdobył na Podkarpaciu (70,92 proc.; Rafał Trzaskowski – 29,08 proc.), w sieci zaczyna wrzeć.

Część przeciwników prezydenta wprost pisze, że w Bieszczady nie wybierze się. Inni zapowiadają bojkot podkarpackich marek i produktów.

Ale niektórzy idą o krok dalej – podpisują się pod petycją o przyłączenie Podkarpacia i Podlasia do Ukrainy.

To prowokuje mieszkańców województwa podkarpackiego do zabrania głosu w mediach społecznościowych. Eugeniusz wskazuje, że w ostatnich wyborach poparł Rafała Trzaskowskiego i dosadnie dodaje: "Nie pieprz, że będziesz omijać Bieszczady i Podkarpacie, bo mieszkają tu same mohery. Mieszkają tu zwykli ludzie, jedni omamieni przez PiS".


Inny internauta, też zwolennik kandydata Koalicji Obywatelskiej, przyznaje w sieci: "To że (prezydent Andrzej Duda – red.) miał taką przewagę, to dla mnie osobiście wstyd, że mój region myśli zaściankowo. Ale to nie przez Podkarpacie Duda wygrał, tylko przez całą Polskę".

W reakcji na te głosy Julia Widak, mieszkanka Podkarpacia, zdecydowała się na rozpoczęcie akcji #WszyscyPodkarpaciem. "Demokracja nie ma nic wspólnego z dyskryminacją" – pisze działaczka PO i zachęca do zamieszczenia w sieci zdjęć z takim samym hasłem.

Internauci bojkotują Podkarpacie. To dlatego wystąpiła pani w obronie tego regionu?

Jultia Widak: – To był główny powód. Zdecydowałam, kiedy na Twitterze zobaczyłam petycję o odłączeniu województwa podkarpackiego od Polski i przyłączeniu go do Ukrainy. To był dla mnie skandal. Bez względu na to, jakiej opcji politycznej, jakiego wyznania jesteśmy, musimy się szanować. Przecież wszyscy mieszkamy i żyjemy tutaj razem. Nie możemy się dzielić.

Wzywający do bojkotu wytykają, że na Podkarpaciu Andrzej Duda, który łamał Konstytucję, obrażał środowiska LGBT, zyskał największe poparcie w kraju 70,92 proc.

Tak, chodzi tu głównie o to, jak na Podkarpaciu rozłożyły się głosy w wyborach prezydenckich. Kandydat PiS uzyskał ponad 70 proc. poparcie, z kolei Rafał Trzaskowski 29,08 proc. Ale uważam za niesprawiedliwy atak na mieszkańców Podkarpacia, tym bardziej, że nie wszyscy popierają tu PiS.
Sama należę do grupy, która głosowała na Rafała Trzaskowskiego. Podobnie, jak wielu moich znajomych. A fala hejtu spada teraz na nas wszystkich. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie było, dlatego jestem tym przerażona.

Ale jest pani w mniejszości.

Tak, jestem w mniejszości. Ale nie słyszałam, by ktoś stawał w mojej obronie, stąd ta inicjatywa. Pomógł mi kolega Paweł z Poznania, który jest aktywistą.

To był impuls?

Tak. Nie dysponuję żadnymi środkami, jedynym moim narzędziem są media społecznościowe. No i się udało. Bardzo się cieszę, że akcja ponad podziałami rozniosła się bardzo szeroko, a mój post udostępniają politycy różnych opcji.

Na przykład?

Na przykład opublikowany przeze mnie post udostępnił pan minister Paweł Szefernaker, pan poseł Sławomir Nitras, pani poseł Agnieszka Pomaska, pani senator Agnieszka Kołacz-Leszczyńska, podkarpacka parlamentarzystka Joanna Frydrych.

Co chwilę pojawiają się nowe udostępnienia. Ta akcja nabrała tempa. Pojawiają się też głosy Polaków, mieszkańców innych województw, którzy zaczęli nas bronić. Piszą na przykład, że „Byli w Bieszczadach i sercem są z nami”.

A jak na taką akcję reagują sami mieszkańcy Podkarpacia?

Ta akcja doprowadziła do tego, że zarówno ludzie, którzy głosują na PiS, jak i ci, którzy wybierają inną opcję polityczną, zaczęli się wypowiadać. Wyszli z ukrycia, przestali się bać. Mówią, że są z Podkarpacia, że są w mniejszości, która głosowała akurat na Rafała Trzaskowskiego. Ale i dodają, że są z tego dumni i dumni są, że mieszkają na Podkarpaciu. I nie ma tam hejtu. Oni owszem spierają się, ale i nie obrażają.

Bojkotujący nie chcą też kupować marek i produktów, które powstają na Podkarpaciu.

Jak przeczytałam, że niektórzy bojkotują towary z Podkarpacia i zaczęto wymieniać marki, poczułam, że to bardzo niesprawiedliwe. Jedna z użytkowniczek Twittera zamieściła bardzo niepokojący wpis. Napisała, że ma dużą firmę i wycofała zamówienia, które sprowadza z tego naszego regionu. Ale skąd ta osoba ma pewność, że akurat nie kupowała ich u wyborcy Rafała Trzaskowskiego?

Nie wiem, kto dał tym ludziom mandat do tego, żeby nas wszystkich tak zaszufladkować.
To dyskryminacja. Na tyle, na ile będę miała siły i baterii w telefonie, to będę się jasno temu sprzeciwiać. Nie musimy się zgadzać, ale powinniśmy dyskutować uczciwie.

Zarzuca się mieszkańcom Podkarpacia, że przyłożyli rękę do zwycięstwa Andrzeja Dudy.

Jeśli już tak wnikliwie analizujemy wyniki wyborów, to może warto skupić się na osobach z innych części kraju, które pozostały w domu i w ogóle nie wzięły udziału w głosowaniu. Co by się stało, gdyby one jednak poszły do wyborów? Może wynik by się zrównoważył. Nie można nas oskarżać o wszystko, co złe.

Zapoczątkowana przez panią akcja polega na zrobieniu sobie zdjęcia i zamieszczenia #WszyscyPodkarpaciem. Internauci tak właśnie robią?

Tak, podają to dalej, z tym, że z moim zdjęciem. Zostałam twarzą tej całej akcji. Okrzyknięto mnie Jezusem z bastionu PiS.

A nie hejtowano pani?

No właśnie nie. W jednym z pierwszych komentarzy ktoś napisał tylko: "wszystkiego najgorszego". I ludzie pytali: "co takiego zrobiła ci Julita, dlaczego tak do niej piszesz?

Co łączy panią z PO?

Na co dzień zajmuję się mediami społecznościowymi tej partii. Jestem koordynatorem wojewódzkim i akurat byłam w sztabie prezydenta Rafała Trzaskowskiego podczas tej kampanii. Nie jestem osobą bardzo znaną i przypuszczam, że dlatego ministrowie z PiS podawali dalej mój wpis dalej. Wszyscy stają w obronie słabszych.

Ale jak rozumiem ta akcja, to pani inicjatywa, a nie zlecenie kogoś z góry?

Nie jest to akcja zlecona przez nikogo. Ta oddolna inicjatywa, którą zainicjowałam z kolegą Pawłem z Poznania. Po prostu się przeraziłam, kiedy zobaczyłam petycję i mapę Polski z odłączonym Podkarpaciem. Pomyślałam: "Jezu, do czego to prowadzi, dokąd my zmierzamy?". Zaczęło się robić bardzo niebezpiecznie, a wszyscy wiemy, do czego doprowadza spirala nienawiści nakręcana przez media. Nie chciałabym, żeby powtórzyła się historia z Gdańska, czy ta z szubienicami z Katowic.

Z jednej strony w piękny sposób mówimy o stawianiu w obronie mniejszości seksualnych, a tymczasem kasujemy z mapy Polski jeden region. Zrobił się taki misz-masz, że trzeba było to przeciąć.

Myśli pani, że to się udało?

Myślę, że przynajmniej wizerunkowo dało to ludziom trochę do myślenia. Wiem, że Polacy z innych części kraju czytają komentarze, w których mieszkańcy Podkarpacie piszą, że głosowali inaczej niż większość. Bo my tutaj jesteśmy i jesteśmy takimi samymi ludźmi jak reszta.

Sądzę, że to też dla niektórych lekcja na przyszłość, że trzeba bardziej zadbać o ludzi, którzy są w mniejszości i nie boją się. Dochodziło tu do przeróżnych sytuacji. Niektórzy ryzykowali nawet swoje życie...

Byłam też na targu w Błażowej i na rynku w Rzeszowie, kiedy był tam prezydent Andrzej Duda. Zostałam tam potraktowana, jak potraktowana...

Mówi pani o wiecach wyborczych?

Zostałam uchwycona na jednym ze zdjęć, bo dość stanowczo wyrażałam swoje poglądy polityczne. Nie może być jednak tak, że ktoś macha mi przed nosem środkowym palcem, rozdziera banner, wyzywa mnie. To trzeba w pewnym momencie uciąć. I sądzę, że to lekcja dla innych, żeby bardziej skoncentrowali się na ludziach, którzy żyją tu na Podkarpaciu.

Ciągle słyszę, że to jest Polska B, ściana wschodnia, beton. A czemu ja jestem winna? Wszyscy jesteśmy równi i nie możemy się tak dzielić ze względu na poglądy polityczne.


To sygnał dla innych partii opozycyjnych, żeby więcej czasu poświęcić mieszkańcom Podkarpacia?


My podczas kampanii byliśmy w terenie, rozmawialiśmy. Tylko propaganda nakręcana jest tak bardzo, że ludzie nie przyjmują argumentów, którymi próbujemy ich przekonać.

Wyzywano mnie od pedałów, słyszałam, że będę w przedszkolu demoralizowała dzieci. A kiedy w niebieskiej kampanijnej koszulce wracałam do domu, to naprawdę się bałam.

Ale z drugiej strony trzeba się wyłamywać. Niech ludzie widzą, że idzie jedna i ona się nie boi. Nie można się chować, uciekać, trzeba rozmawiać i wchodzić w te ciężkie bastiony. I przekonywać tych ludzi. Pytanie tylko – już nie do mnie – w jaki sposób to zrobić. Ja wiem, że nie wolno odpuszczać.

Jeszcze jedna dygresja: jeśli teraz ktoś przeczyta w internecie, że jest tumanem, betonem, zobaczy, że ktoś bojkotuje produkty z Podkarpacia, to nie 29,8 ale 3 proc. mieszkańców poprze opozycję. Bo jak ktoś nazywa mnie debilem i głupcem, to ja automatycznie się bronię i głosuje przeciwko.

Czy udało się pani kogoś przekonać podczas kampanii?

Tak, były osoby, które po kilku argumentach, przejrzeniu gazetki, mówiły z zaciekawieniem, że wezmą ją i przeczytają. Jest więc szansa, że się z tym zapoznali. A tutaj na Podkarpaciu sam fakt, że ktoś weźmie ulotkę, to już wyczyn.

Myśli pani, że na tym zamknie się ta dyskusja?

Sądzę, że nie. To ciągle jest komentowane, nakręcane, te mapki krążą w sieci. Dopóki ktoś tego oficjalnie nie przerwie, nie poprosi o uspokojenie się i wyciszenie emocji, to myślę, że to nie nastąpi.

Kto miałby to zrobić?

Ciężko jest mi określić, kto miałby to zrobić. Jesteśmy bardzo podzieleni i tak naprawdę nie znam odpowiedzi, kto mógłby wyjść i oficjalnie to zakończyć. 10 mln elektoratu jest po jednej stronie, 10 mln po drugiej. Chyba każdy powinien zaapelować raz jeszcze o to, żeby emocje się wyciszyły i żeby dać nam trochę odetchnąć.