Jeśli takie auta wybierają tylko zakompleksieni ludzie, to ja od dziś chcę widzieć w sobie same wady
Nie chcę nawet mówić, co się obiegowo uważa o ludziach, którzy – zwłaszcza w warunkach europejskich – wybierają auta tego rozmiaru. Ale Mercedes GLS nie jest po prostu trzydrzwiową szafą na kołach. To duże, dopracowane auto. A że ma amerykański feeling? Nie dziwne, w końcu tam jest produkowany.
Fot. naTemat
Skąd ten rozmiar? To proste – GLS to kuriozalnie wielki, siedmiomiejscowy SUV. Kiedy powstawał, nikt specjalnie nie przyglądał się mapie Europy. To auto na rynki, gdzie samochody są większe, z mniej wyśrubowanymi wymaganiami dotyczącymi spalania. Zresztą – GLS nie jest produkowany w Niemczech, tylko w USA. Jeśli sobie takiego zamówicie, to nie przyjedzie na lawecie ze Stuttgartu, tylko przepłynie w kontenerze ocean.
Fot. naTemat
I odwrotnie – w trzecim rzędzie znajdziecie mocowania ISOFIX. Większość aut konkurencji nie da wam takiej możliwości. GLS jest wielki i basta. Przejedzie nim siedem osób o wzroście około 180 centymetrów. I jeszcze każdy wrzuci do bagażnika po niewielkim plecaczku (355 litrów). A jeśli złożycie trzeci rząd siedzeń, w bagażniku można wozić rowery. Jak złożycie i drugi rząd – zmieści się nawet wanna. Ja nie żartuję. Pojemność rośnie do ponad dwóch tysięcy litrów.
Fot. naTemat
Ale tak naprawdę GLS ma jeszcze drugą naturę. Nie jest tylko wielki jak mamut. Jest też luksusowy jak jacht. Albo żeby nie szukać tak daleko – jak Mercedes klasy S. Porównania same się nasuwają. Rozmiar auta, możliwości… to taka wyższa "eska".
Fot. naTemat
Ten luksus jednak nie kończy się na masażu. Podgrzewane/chłodzone uchyby na napoje? Są. Wentylowane fotele? Czemu w ogóle o to pytasz. Dodatkowe porty USB dla każdego? Tak, nawet jedenaście. Dodatkowe ekrany dla pasażerów kanapy do oglądania filmów czy przeglądania internetu? W tej wersji nie było, ale oczywiście są przewidziane.
Fot. naTemat
I jeśli miałbym w tym całym wnętrzu do czegoś czepić, to do… wykończenia. Owszem, to wciąż topowa półka, ale prawda jest taka, że Mercedesy made in Germany są po prostu złożone lepiej. Deska rozdzielcza pod naporem jednego palca w okolicy panelu klimatyzacji cudownie plastikowo ugina się i trzeszczy. GLS na takich "grzeszkach" można przyłapać w większej ilości miejsc.
Fot. naTemat
Jeździ też luksusowo
Tyle mogę powiedzieć przed włączeniem silnika. Natomiast już po włączeniu go emocje wcale nie opadają. Po pierwsze: z silnikiem wysokoprężnym mu do twarzy. Testowany model – 400d – zgodnie z nazwą trzy litry pojemności. Zgodnie z nazwą, bo teraz wszyscy w tej kwestii kłamią.W każdym razie to silnik idealny do takiego auta. Nie klekocze zupełnie, pracuje cicho, cechuje się wysoką kulturą pracy. A po wdepnięciu w gaz brzmi niczego sobie, naprawdę. 330 KM w takim kolosie może nie robi wrażenia, ale 700 Nm – już tak. I to dostępnych od 1200 obrotów na minutę! W efekcie do setki ten kolos rozpędza się "do setki" w nieco ponad… sześć sekund. Szok. Inna sprawa, że prędkości w tym katamaranie w ogóle nie czuć.
Fot. naTemat
Oczywiście GLS średnio kocha zakręty, a przynajmniej dynamiczną jazdę w tychże. Ale to nie ten charakter auta. Tutaj chodzi bardziej o relaks niż o sportowe odczucia. Zresztą: tryb Sport jest, jak najbardziej, ale zupełnie tu nie współgra. Lepiej się wyciszyć i tylko korzystać z zapasu mocy w razie potrzeby.
Fot. naTemat
I może oddam tylko jeszcze, że Mercedes proponuje tym, dla których to za mało, system E-Active Body Control. System współpracuje z pneumatyka i reguluje indywidualnie siłę sprężyn i tłumienie na każdym kole. Mało? Jeśli dorzucimy do tego kamerę skanującą nawierzchnię, otrzymamy bajer z klasy S. GLS to auto, które potrafi rozpoznać nawierzchnię i przygotować zawieszenie. Tak aby optymalnie pokonać dziurę czy wybrzuszenie.
Fot. naTemat
A to wszystko przy niskim spalaniu. Na autostradzie wystarczy tu 11 litrów oleju napędowego, w mieście spokojnie każdy zmieści się poniżej piętnastu. Przypominam: to ponad 2,5-tonowa cegła.
Fot. naTemat
Cena
GLS w słabszej benzynowej wersji startuje od niego ponad 400 tysięcy złotych. W wersji 400d cennik zaczyna się od ponad 425 tysięcy zł. Testowy egzemplarz to prawie 570 tysięcy złotych.
Drogo? Wbrew pozorom to… okazja. Range Rover wyjdzie drożej, a z innej kategorii – klasa S w wersji 400d też wyjdzie drożej na start. A i w GLS wybór jednostek jest duży. GLS 580 z benzynowym, 511-konnym silnikiem? Proszę bardzo.
Fot. naTemat
Mercedes GLS 400d na plus i minus:
+ Olbrzymi komfort podróży
+ Miejsce dla siedmiu dorosłych pasażerów
+ Mocowania ISOFIX nawet w trzecim rzędzie
+ Dobre osiągi przy rozsądnym spalaniu
- Wykończenie momentami mocno przeciętne