Zorganizuj ślub i wesele, a powiem ci kim jesteś. Cała prawda o Polkach i Polakach okiem fotografa

Aneta Olender
– Musimy przełamać barierę, żeby otworzyć się na innych, ale jak się już otworzymy to potrafimy świetnie się bawić – słyszę od fotografa Patryka Stanisza, który robi zdjęcia na ślubach i weselach od ponad 11 lat. Zaczynał w Polsce, później wyjechał do Anglii, a od jakiegoś czasu ponownie dokumentuje wyjątkowe chwile w naszym kraju. W naTemat rozmawiamy o tym, jak wyglądają ślubne uroczystości nad Wisłą i co mówią o nas nasze zwyczaje i zachowania.
Polki i Polacy mają w sobie coraz więcej luzu, jeśli chodzi o organizację ślubów i wesel. Fot. Patryk Stanisz
Zastaw się a postaw się – to określenie rzeczywiście pasuje do polskich ślubów i wesel?

Gdy zaczynałem swoją przygodę z fotografią w latach 2009-2012, rzeczywiście wiele ślubów organizowano w myśl tej zasady. Istotniejsze było to, jak coś wygląda, ile kosztuje, niż samo świętowanie ważnej chwili. Często miałem wrażenie, że pary organizują ślub nie dla siebie, ale dla gości.

Po trzech latach robienia zdjęć na ślubach w Polsce wydawało mi się, że wszystkie te uroczystości są takie same, praktycznie identyczne. Są przygotowania, jest malowanie, panna młoda przyjeżdża do kościoła, tata prowadzi ją do ołtarza, później para młoda bez uśmiechu siedzi przed tym ołtarzem, jest ryż, przenosimy się na salę, życzenia pierwszy taniec...


Oczywiście jest to pewne uproszczenie. To były też moje początki w tej branży, więc nie czułem się tak pewnie na ślubach, nie wiedziałem do końca czego szukać, chciałem udokumentować wydarzenie.

Dziś jednak wszystko wygląda inaczej, sądzę, że sporo się zmieniło i zmienia się nadal. Coraz więcej młodych ludzi organizuje śluby myśląc o tym, czego oni chcą, a nie o tym, co spodoba się rodzinie. Wtedy jest to szczere i prawdziwe. Przede wszystkim świętują swoją miłość tak jak sobie wymarzyli.

Polacy na ślubach są spięci?

Trochę czepiam się tego momentu w kościele, ale muszę przyznać, że jest duża różnica między innymi religiami a naszą, katolicką. Polskie ceremonie mają tendencję do bycia bardzo poważnymi. Na przykład na hinduskiej ceremonii, czy nawet żydowskim ślubie, znacznie więcej się żartuje, ludzie się śmieją, jest jakaś interakcja.

Tak samo jest w przypadku ślubu greckiego, prawosławnego, który wygląda dość poważnie, ale czuje się tam totalny luz. Nie ma grobowych min, ludzie się cieszą i świętują. Oczywiście w Polsce to też się zmienia i ten luz także zaczyna być widoczny. Poza tym wiele zależy od tego, kto udziela ślubu.

Miałem okazję fotografować we Wrocławiu piękny ślub Polki z Ekwadorczykiem. Ksiądz część mszy prowadził po polsku, a część po angielsku. Atmosfera była zupełnie inna niż zwykle, bo przyjechało dużo gości z zagranicy i potrafili rozładować napięcie. Częściej się uśmiechali, siadali w ławkach z przodu. My natomiast zajmujemy miejsca z tyłu, byle tylko ksiądz nas nie widział.

Atmosferę na ślubie i weselu tworzą ludzie. Jeśli potrafią się bawić, to wtedy uroczystość jest naprawdę magiczna. Nie ma typowego schematu, nie jest to coś, co trzeba odbębnić.

Ogólnie jesteśmy zamkniętym narodem. Myślę jednak, że jest to po części kwestia wychowania i sposobu nauczania w szkołach. Miałem okazję pracować w kilku szkołach w Anglii, jako nauczyciel i widziałem bardzo dużą różnicę. My wychodząc ze szkoły mamy często wrażenie, że niewiele potrafimy, spora część osób jest niedowartościowana, w szkole nigdy nie podkreślają naszych mocnych stron, raczej wskazują negatywne cechy, jesteśmy karceni za wiele rzeczy.

Tam jest inaczej, bo nawet jeśli w czymś to dziecko jest bardzo słabe, to jest tak pewne siebie, że jest przekonane, że i tak da radę, bo jest świetne, bo jest wiele rozwiązań. Dzieci, które mają takie umiejętności nie mają problemu z podejmowaniem różnych wyzwań w dorosłym życiu.

Wracając jednak do wesel. My musimy przełamać barierę, żeby otworzyć się na innych, ale jak się już otworzymy, to potrafimy świetnie się bawić. Polacy są znacznie wytrwalsi w zabawie niż np. Anglicy.

Angielskie śluby są co prawda bardziej swobodne, organizuje się je często w pubach, ale kończą się o północy. Podobnie śluby hinduskie, o północy muzyka jest wyłączana i wszyscy idą do domów. My o 24 bardzo często dopiero zaczynamy zabawę na weselu. Również dlatego, że wtedy znika fotograf. Hamulce puszczają, kiedy minie północ? Nie mam na myśli tylko złego zachowania, ale także to, że np. wujek odpina wtedy guzki w koszuli pod szyją i idzie na parkiet.

Czasami ludzie potrzebują więcej czasu by wyjść na parkiet. Zdarza się, że niektóre pary pojawią się na parkiecie dopiero po północy. Zdarzało się też czasami, że ktoś prosił by nie robić mu już zdjęć, co oczywiście zawsze szanuję. Zaczyna się też tzw. nasza gościnność "ze mną się nie napijesz?". Ja staram się być nieinwazyjnym i zawsze pokazać gości w dobrym świetle.

Na ślubach Sikhów zauważyłem to, że ludzie są niesamowicie życzliwi. Nie ma takiej sytuacji, że jeśli idę z aparatem, to ktoś mnie nie zaczepi i nie poprosi o zdjęcie. Tam każdy czuje się zaszczycony tym, że robi mu się zdjęcie i za to dziękuje. Jest też druga strona medalu, bo trudno wtedy o takie niepozowane zdjęcie. W Polsce natomiast goście potrzebują więcej czasu by zaakceptować fotografa i pozwolić się fotografować, choć zdarzają się też osoby które nie życzą sobie bycia fotografowanym.

Dużo alkoholu to domena polskich wesel?

Kiedyś w 2009 roku robiłem zdjęcia na polskim ślubie, gdzie jeszcze przed rosołem była wypita butelka wódki. To zresztą było ciekawe wesele, bo ceremonia zaczęła się w południe, a o 13 byliśmy już na sali. Alkohol na pewno pozwala wyjść na parkiet i być bardziej otwartym.

Ale nie jest tak, że bardzo wyróżniamy się w tej kwestii?

Nie, nie. Alkohol jest wszędzie. Anglicy piją piwo, Francuzi wino, na ślubach żydowskich także głównie pije się wino, Hindusi mieszają, sporo piją też whisky. Zaskoczeniem było dla mnie jednak to, że nic nie przebije chińskiego ślubu. Myślę, że w przypadku chińsko-polskiego ślubu, to my byśmy polegli.

Miałem okazję fotografować chińską uroczystość i był to chyba jeden z najfajniejszych ślubów. Para od początku do końca mi ufała, więc zajmowałem się tym, co najbardziej mi odpowiada, czyli takim typowym reportażem, niepozowaną fotografią.

Wracając do alkoholu, Chińczycy lubią popić i mają do tego głowę, ale ciągle zachowują się na poziomie. Byłem na chińskim ślubie także jako kolega młodej pary, więc miałem okazję z nimi pobiesiadować i muszę przyznać, że nie było lekko...

Miałem też przyjemność robić zdjęcia na polsko-irlandzkim ślubie. Praktycznie o 23:30 impreza się skończyła, bo Irlandczycy odpadli. Polacy nie mieli z kim pić, więc też poszli. Jednak podsumowując ten temat, nie jest tak, że jak są Polacy to się upijają i są jakieś burdy... Może kiedyś tak było lub kiedyś krążyły takie opowieści. Czy jest jednak tak, że polskie śluby są bardziej wystawne i huczne?

Tak, polskie śluby są często huczne i wystawne, ale nie ma tu tak naprawdę reguły. Ślub to nie wyścig, nie pokaz tego, kto ma więcej pieniędzy... Jednak widać różnicę porównując dzisiejsze śluby i śluby sprzed 10 lat. Lubimy ładnie wyglądać dobrze się prezentować i być eleganccy.

Ślub jest pewnym wydatkiem, ale za granicą chyba mniejszym. Anglikom nie zależy na wystawnych weselach. Za alkohol często każdy płaci sobie sam, co jest całkiem dobrym rozwiązaniem.

Mam jednak wrażenie, że im droższe wesele, tym ludzie bardziej się przejmują. W Polsce zdarza się przecież i tak, że bierzemy kredyty po to, aby zorganizować ślub. Liczymy też, że wydatek ten zwróci się w kopertach. W Anglii ludzie przychodzą, dają kwiaty, butelkę wina i tyle. Nikt nie większych oczekiwań wobec gości, ale też nikt nie oczekuje, że państwo młodzi będą za wszystko płacili.

Wciąż liczy się też chyba to, co ludzie powiedzą...

Pewnie bywa i tak, ale nie sądzę, żeby był to aż tak duży problem. Mam wrażenie, że dziś ludzie dużo mnie się stresują, gdy coś nie idzie w 100 proc. zgodnie z planem. Widać, że i u nas dzieje się coraz fajniej. Chyba coraz częściej w głowach mamy takie przekonanie, że cokolwiek by się nie stało, to mamy cieszyć się tym dniem. Ale nie uwierzę, że nie bywasz świadkiem momentów, w których widać napięcie i stres.

Przejmujemy się głównie ceremonią i pierwszym tańcem. Za granicą ludzie przejmują się przemowami, a tego w Polsce nie ma, dlatego namawiam pary, żeby rozważyły, czy nie chcą powiedzieć dwóch czy trzech zdań. Jest to często cudowny moment, w którym można uchwycić wiele emocji.

Jeśli rozmawiamy o stresie i kłopotliwych sytuacjach podczas ślubów, to przypomniało mi się, że gdy moja przyjaciółka zakładała sukienkę ślubną i ubrudziła ją delikatnie szminką, to chyba bardziej niż ona tą sytuacją przejmowałyśmy się kobiety, które były obok. Chciałyśmy, żeby czuła się komfortowo.

Podczas tamilskiego ślub, między jedną a drugą ceremonią, była chwila na zrobienie kilka ujęć do filmu. Operator kamery zabrał parę nad mały staw i kiedy schodzili z górki, poślizgnęli się i przewrócili. Wpadli w błoto, jej sukienka była czarna, a jego garnitur brudny. Kiedy to się wydarzyło wszyscy zamarli.

Co zrobiła para?

Uśmiechnęli się. Szybko znaleźli rozwiązanie. Ona, jako hinduska, miała sari, czyli drugą suknię, a w jego przypadku okazało się, że sklep, w którym zamawiał garnitur, ma jeszcze podobny, po który pojechał świadek. Mówisz, że lubisz zdjęcia niepozowane, reportaż, czy w Polsce ludzie są do tego przekonani?

W Polsce jest tendencja do tego, aby wykonywać sesję ślubną. Często bierze się kolejny dzień z fotografem, żeby pojechał z parą młodą w góry, na mazury, do parku itd. Lubimy jeszcze raz założyć suknię i garnitur i pojechać np. na Santorini, żeby tam zrobić sesję. W Anglii sesje po ślubie praktycznie nie istnieją. Tam z kolei pary częściej decydują się na sesje narzeczeńskie, przed ślubem.

Za granicą ludziom bardziej zależy na niepozowanych zdjęciach. Fotograf łapie momenty, sytuacje, wyjątkowe chwile. W Polsce bywa odwrotnie, pary kładą większy nacisk na pozowane zdjęcia. Często znikają pod wieczór w dniu ślubu z fotografem.

Oczywiście nie mam nic przeciwko pozowanym sesjom ślubnym, choć osobiście najbardziej lubię fotografować w reporterski sposób, pokazując momenty i piękne emocje, które towarzyszyły parze i gościom w dniu ślubu.

Polskie śluby są troszkę większym wyzwaniem jeżeli chodzi o łapanie emocji. Wszystko rozkręca się trochę wolniej. Z fotograficznego punktu widzenia zawsze najwięcej dzieje się pod koniec wesela, dlatego staram się zostać tak długo, jak to możliwe.

Polska ma wiele interesujących ślubnych tradycji. Pamiętam do dziś, przecudowny typowo wiejski ślub, którego początek był w piątek, a koniec w niedzielę.

W piątek przyjechała rodzina i zaczęła delikatnie świętować. W sobotę była wyjątkowa ceremonia w wiejskim kościółku, a ślubu udzielał ksiądz, który znał pannę młodą od dziecka. Zresztą tam cała wieś była jak rodzina.

Było widać, że para młoda organizuje ślub dla siebie czy dla gości?

Dla siebie. Widać było też silne więzi rodzinne i to, że starają się je podtrzymywać, a nie widywać się raz na 10 lat. Ta uroczystość nie była, jak z bajki, nie była zorganizowana w jakimś zamku, nikt nie przyjeżdżał drogimi autami, ale było to, co chyba jest najważniejsze na ślubie i weselu, miłość pary młodej i świetna zabawę gości.

Często zdarzają się takie tradycyjne wesela?

Mam nadzieję, choć ostatnie 8 lat fotografowałem głównie za granicą. Przypomina mi się ślub z 2010 roku gdzieś w woj. świętokrzyskim. Wesele zorganizowano w remizie strażackiej we wsi, ojciec panny młodej pędził alkohol, był też zabity prosiak. Wszystko przygotowywano tradycyjnie, co miało swój niesamowity urok.

Praktycznie o 4 rano panna młoda jechała jeszcze na salę, żeby ustawiać karteczki na stole i talerze, a o 6 miała pobudkę, bo o 7 przychodziła fryzjerka. Mam nadzieję, że są jeszcze takie wesela i że będą mi się trafiać.

I znowu wracamy do robienia czegoś tylko z myślą o gościach. Czy ta panna młoda nie była zmęczona?

Ona na pewno czerpała z organizacji swojego ślubu dużą radość. Nawet jeśli w ciągu dnia poczuła zmęczenie, to widok zadowolonych gości i wspólne świętowanie wszytsko kompensował. W końcu wesele organizuje się dla gości, po to by razem z nimi świętować swoje szczęście.

Czytaj także:

"Jestem zaręczona od dwóch lat, ale nie planuję ślubu". Długie narzeczeństwo szokuje, ale bywa dobre

"Niektórzy myśleli, że jestem w ciąży". Poznali się w styczniu, a już w sierpniu brali ślub