Jego fundacja szuka Iwony Wieczorek. Szostak: "Ta sprawa ma drugie dno. Będzie dużym zaskoczeniem"

Daria Różańska-Danisz
Janusz Szostak już w 2016 roku wskazał policji, gdzie może znajdować się ciało zaginionej Iwony Wieczorek. Teraz sam postanowił przeszukać teren. – Wszedłem do tego garażu. Pobraliśmy próbki tej krwi. Ale dla mnie najbardziej istotny był fakt, że kanał, który tam się znajdował, został zabetonowany. Zapytałem mieszkających tam mężczyzn, czy coś o tym wiedzą. Powiedzieli, że w okolicach 2010 roku zostało to zalane betonem – mówi nam Janusz Szostak, redaktor naczelny "Reportera" i szef Fundacji "Na Tropie". W tym samym roku zaginęła Iwona Wieczorek.
Natrafiono na nowe ślady ws. zaginionej 10 lat temu Iwony Wieczorek. Sprawę ponownie bada Janusz Szostak z Fundacji Na Tropie.
17 lipca minęło dziesięć lat od zaginięcia Iwony Wieczorek. Sprawą 19-latki, która wyszła z klubu w Sopocie i nigdy nie dotarła do domu, żyła cała Polska.



Napisał pan, że myślał, że wie wszystko o sprawie Iwony Wieczorek, a okazuje się, że właśnie odkrywa pan "białe plamy", a "kulisy tej historii są zaskakujące i wstrząsające". Co ma pan na myśiI?


Janusz Szostak: – Nie mogę o tym mówić. Gdybym to teraz powiedział, nie weryfikując zebranych informacji, to mógłbym kogoś pomówić.

Wskazać winnego?

Mógłbym kogoś pomówić. Nie zweryfikowałem tych informacji do końca, choć w znacznej części to zrobiłem. Część z nich podczas zeznań przekazałem funkcjonariuszom Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. Oni zapewne też będą to weryfikować.

Od pewnego czasu otrzymywałem sygnały, które wskazywały na to, że ta sprawa ma drugie dno.

Pojawia się tu wątek nowych osób związanych ze sprawą?

Wolałbym o tym nie mówić, natomiast sądzę, że dla wszystkich to, o czym teraz tak enigmatycznie rozmawiamy, byłoby zaskoczeniem. Pewnie wkrótce te informacje staną się głośne, ale póki co, nie mogę o tym mówić.

Mniej enigmatyczne kwestie: zakończyliście pierwszy etap poszukiwań Iwony Wieczorek. Media krzyczą nagłówkami, że odnaleźliście kości i zalany betonem kanał. Co to może oznaczać?

To mogą być kości zwierzęce, niemniej byłem zobligowany do poinformowania o tym policji. Funkcjonariusze przyjechali z biegłymi, zjawili się też technicy kryminalni. Nie musieliśmy długo na nich czekać. Przebiegło to bardzo sprawnie.

Myśli pan, że ciało Iwony Wieczorek zostało tam zakopane i zalane betonem?

To miejsce wskazałem policji w 2016 roku – zarówno działkę, na której znaleziono kości, jaki i garaż. To dwie sąsiadujące ze sobą posesje. Znaleziono tam ślady krwi.

Do dziś nie wiadomo, czyje to ślady krwi?

Nie wiadomo tego. Chociaż policja nie musi publicznie dzielić się tymi informacjami. Mnie nie było wtedy w tym garażu. Policja nie dopuszcza do takich działań cywilów.

Ale nie dawało to panu spokoju i po 10 latach wrócił pan do sprawy?

Tak, nie dawało mi to spokoju. I za zgodą mieszkających tam osób wszedłem do tego garażu. Spodziewałem się, że być może znajdę jakieś ślady krwi. Pobraliśmy próbki tej krwi. Ale dla mnie najbardziej istotny był fakt, że kanał, który znajdował się w tym garażu, był zabetonowany. I widać było, że nastąpiło to już w późniejszym okresie.

Zapytałem mieszkających tam mężczyzn, czy coś o tym wiedzą. Powiedzieli, że w okolicach 2010 roku było to zabetonowane.

W tym samym roku zaginęła Iwona Wieczorek.

Nikt nie zalewa betonem kanału. Wykorzystuje się go, żeby coś zrobić przy samochodzie, a jeśli człowiek boi się, że wpadnie do kanału, to zakrywa się go deskami. Rzadko zdarza się, żeby ktoś zalewał go betonem. Na to potrzeba i pieniędzy, i pracy. W ostatnich latach było kilka przypadków, gdy w zabetonowanych kanałach znajdowano ciała.

Znaleźliśmy tam jeszcze środki chemiczne, które mogą służyć do rozpuszczenia ciała. Nie twierdzę, że tam jest Iwona Wieczorek, ale może ktoś inny. Gdy są ślady, to warto byłoby to sprawdzić: wykluczyć lub potwierdzić.

Sławomir N. – to on był właścicielem posesji, na której znaleziono ślady krwi. W czasie zaginięcia Iwony Wieczorek mieszkał u niego Waldemar G. Obaj nie żyją

Tak, Sławomir N. był właścicielem działki, na której jest garaż.

Teraz mieszka tam ktoś inny.

To prawda. Natomiast Sławomir N. zawsze miał jakichś kolegów, z którymi mieszkał. Pan Waldemar G., któremu wynajął pokój, był dość agresywny. Ludzie się go bali.

Sławomir N. był emerytem, dorabiał jako ochroniarz, czasami chodził na całodobowe dyżury i często nie było go w domu. W tym czasie rządził tam Waldemar. I on robił różne dziwne rzeczy, co wynika z akt. W końcu ten gospodarz się go pozbył, natomiast Waldemar G. przeprowadził się do sąsiedniego domu. Zamieszkał z Krzysztofem C., również bardzo agresywnym człowiekiem.

Sam się o tym przekonałem, kiedy w 2016 roku nas zaatakował. I jeszcze pojawia się Jarosław S., który od Sławomira wynajmował garaż, on się ukrywał przed policją. Oni we trzech się kumplowali.

Sławomir N. i Waldemar G. już nie żyją. Ten drugi zabił się w dość spektakularny sposób.

Tak, Sławomir N. umarł dwa tygodnie temu. Miesiąc temu chciałem z nim porozmawiać, ale już był w szpitalu w śpiączce. Chciałem też spotkać się z Waldemarem. Ludzie, którzy go znali stwierdzili, że on po tym, jak zaczęły się pojawiać informacje o śladach krwi, pojechał do Starogardu Gdańskiego i powiesił się na krzyżu, na grobie swojego ojca.

Waldemar G. był przesłuchiwany przez policję?

W aktach, które otrzymałem, nie mogłem znaleźć jego przesłuchania. To było dla mnie zastanawiające. Chciałem z nim porozmawiać, ale nie zdążyłem.

Czy tych mężczyzn łączy coś z osobami, które ostatniej nocy towarzyszyły Iwonie Wieczorek?

To nie było towarzystwo dla Iwony Wieczorek. Natomiast mogli oni mieć związek z ludźmi, którzy ją skrzywdzili. Te ogródki to bardzo mroczne miejsce. Tam działy się dziwne rzeczy, nawet kilka dni przed naszymi poszukiwaniami podpalono dom.

W jakiej odległości od domu, w którym wówczas mieszkała Iwona Wieczorek, oddalone są te działki?

To bardzo blisko. Samochodem o tej porze dnia to myślę, że 3-5 minut.

O poszukiwaniach Iwony Wieczorek mówił pan, że są "karykaturą".

Może zbyt dosadnie się wyraziłem, choć przesłuchania nie były do końca profesjonalne. Widziałem, jak tam kopano szpadami, wodę wynoszono wiadrami. Nie użyto georadaru. Te działki są mocno zagracone, do stojących na nich domków policjanci wkładali głowy i pisali, że panuje tam ogólny bałagan, a "Iwony Wieczorek nie stwierdzono".

Myśmy wszystkie te rzeczy wywalali z szop, sprawdzaliśmy studzienki. Używaliśmy koparki, pomp,
choć nie mamy takich środków i możliwości jak policja. Myśmy zrobili bardzo dużo, więcej nie możemy. Doszliśmy do tego kanału w garażu i tu się zatrzymaliśmy. Przekazałem to policji, że ten kanał warto byłoby sprawdzić, tyle mogę.

Powiedział pan kiedyś, że pana zdaniem Iwona Wieczorek padła ofiarą "zbrodni podwórkowej, do której doszło przez przypadek".


Tak, do tej zbrodni doszło pod domem. Myśmy wytyczyli tę trasę. Naszym zdaniem biegła ona od wejścia na plażę numer 63 do mola w Brzeźnie. Tam jest obrotowa kamera, dlatego zapewne nie objęła Iwony Wieczorek. Później ona poszła prosto przez aleję w kierunku osiedla Jelitkowy Dwór, na którym mieszkała.



Musiało dojść do kłótni, awantury, przypadkowego popchnięcia, uderzenia głową. I doprowadziło to do zamroczenia albo i śmierci.

Ktoś pomyślał – może nawet nie sprawca, co z tą sprawą zrobić. Ten, kto doprowadził do tego zdarzenia, sam do końca może nie wiedzieć, co się stało. A to dlatego, że "przejął" to ktoś.

Ma pan podejrzenia kto to?

Mam, ale nie mogę o tym mówić.

Myśli pan, że w sprawę może być zamieszany Patryk G., były chłopak Iwony Wieczorek?

Tego nie można wykluczyć. Nie jestem o tym do końca przekonany, ale analityk Komendy Głównej Policji Marek Siewert wskazywał na nieścisłości, a nawet kłamstwa w zeznaniach. Patryk zmieniał często te zeznania.

Wiadomo też, że po zaginięciu Iwony nie było go przez 1,5 dnia.

Tak, Patryka przez kilka dni nie było w domu. Nie włączył się w poszukiwania Iwony. To wszystko jest zastanawiające. W przypadku Patryka jest bardzo dużo znaków zapytania. Ale nie wykluczam, że mogła to być także inna osoba, którą Iwona znała.

Patryk nie był przesłuchany do końca profesjonalnie. Nikt wtedy nie skorzystał z rad pana Marka Siewerta, wprost przeciwnie – odsunięto go od sprawy, kiedy za wiele zaczął dostrzegać.


Coś się panu nasuwa?


Nie sądzę, by za tą sprawą stali jacyś potężni ludzie, a raczej, że było to na zasadzie źle zrozumianej policyjnej solidarności. Jak coś się wyda, to mogą być problemy, że coś zaniedbaliśmy i nie będzie awansu.

Co jeśli nie znajdziecie tam szczątków Iwony Wieczorek? Macie plan B?

Tak, mamy plan B. Mamy dwa-trzy miejsca do sprawdzenia, które do tej pory wydawały mi się drugoplanowe. Na razie musimy tutaj poczekać. Jeśli się nic nie potwierdzi, to działamy dalej. Tak długo jestem w to zaangażowany, że nie odpuszczę, tym bardziej, że otwierają się nowe wątki.

Dlaczego pan to robi? W końcu szuka pan zwłok.

Założyłem fundację, która się tym zajmuje. Zrobiłem to, kiedy przeczytałem akta Iwony Wieczorek. Wcześniej nie pasjonowałem się zaginięciami, czasami jako dziennikarz coś pisałem. Ale wielkiego serca w te sprawy nie wkładałem, temat jak temat.

O Iwonie Wieczorek też kiedyś wcześniej popełniłem tekst, ale jak przeczytałem akta sprawy, to zainteresowałem się tą historią głębiej. Powiedziałem sobie: "Boże, ile jest takich zaginięć. To bardzo głośna i medialna sprawa, a i tak policja popełniła błędy.

A że sprawa Iwony Wieczorek była pierwszą, w którą się zaangażowałem, to zawsze będzie ona dla mnie ważna. Ze sprawy Iwony tak naprawdę zrodziła się fundacja. A jestem taki, że nie zrażam się niepowodzeniami, jestem raczej długodystansowcem i będę sobie przy niej dłubał.