"Boję się o swoje życie". Gej z Podkarpacia o tym, jaki los zgotowali mu sąsiedzi

Anna Dryjańska
Kilka tygodni temu usłyszałam od znajomej o geju z Podkarpacia, który po pieczywo jeździ do innej miejscowości, bo nie obsługują go w lokalnym sklepie. Wtedy jednak nie chciał o tym mówić. W niedzielę na Facebooku pojawił się wpis aktywisty na rzecz praw ludzi LGBT, który prosił o pomoc dla Mariusza. Okazało się, że to ta sama osoba. Teraz Mariusz był gotowy na rozmowę z mediami. Ataki, których doświadcza, nasiliły się od czerwca. Mężczyzna boi się o swoje życie.
Zdjęcie nie przedstawia Mariusza. Ma charakter ilustracyjny. fot. Brooke Winters / Unsplash
Anna Dryjańska: Dlaczego zdecydowałeś się na kontakt z mediami?

Mariusz z Podkarpacia: Bo już psychicznie tego nie wytrzymuję. Ile można gnębić człowieka? Może władze się zainteresują tym, co się tu dzieje. Dotąd policja przyjeżdżała, odjeżdżała, nic się nie zmieniało.

Wieś, w której mieszkasz, to twoja rodzinna miejscowość?

Nie, przeprowadziłem się tu w 2015 roku. To był wrzesień. Wcześniej mieszkałem w Małopolsce.

Nie chcesz bym napisała, jak nazywa się ta wieś.

Nie. Bo ja i tak już się boję o swoje życie. I o moich bliskich. Co przyciągnęło cię na Podkarpacie?


To mi miało pomóc na nerwy. Natura, spokój, czyste powietrze. Na to liczyłem, gdy kupowałem dom. Okazało się, że spokoju nie ma. Jest szczucie i ciągłe zaczepki. Groźby. Boję się spać, boję się wyjść z domu.

To się zaczęło od razu, gdy się wprowadziłeś?

Przez pierwsze 3 lata był spokój. Ale skończyło się, gdy poprosiłem sąsiadów, by się cofnęli. Ich płoty wchodziły na moją działkę, bo tu dom się kupuje od razu z działką. No więc poprosiłem, by się cofnęli na swoje.

Nie żeby mi jakoś przeszkadzało to, że weszli na moje, ale potem jak ewentualnie chciałbym sprzedać dom to byłby problem, jak papiery nie są w porządku. No więc przyjechał geodeta, pomierzył co trzeba. Podpisali się pod protokołem. Powiedzieli, że się cofną.

Zrobili to?

Nie. Nie reagowali, choć wiele razy prosiłem. W końcu mój prawnik napisał do nich pismo o cofnięcie.

Kiedy to było?

Rok 2018. Wtedy zaczęły się ataki. "My ci gnojku pokażemy", "nogi ci z d*py powyrywamy", "wynoś się stąd" – tak do mnie krzyczeli. Sąsiad groził, że mi kota otruje, bo nie będzie chodził po jego terenie. No i Julcię otruto. Nie zdążyliśmy jej uratować.
Julcia. Otruta kotka Mariusza.fot. archiwum domowe
Tak nazywała się kotka?

Ja tak nazywam każdego swojego kota bez względu na płeć. Tak jestem przyzwyczajony. Więc wziąłem następną Julcię. Też dachowiec. Tą mi przejechali i podrzucili pod płot. Nawet roku jej nie miałem.
Kolejny kot Mariusza (również Julcia) został przejechany i podrzucony pod płot.fot. archiwum domowe
Masz teraz jakieś zwierzęta?

Tak, następnego kota. Ale nie wypuszczam go nigdzie. Chodzę z nim na smyczy po ogrodzie bo się boję, że też mi go zabiją. Mam też psa. Też go cały czas pilnuję. Nie pokażę ci ich zdjęć. Na zewnątrz wychodzi z nim tylko Karol. Ja się boję.

Kim jest Karol? To twój partner?

Nie, przyjaciel. Poznaliśmy się przez internet. Mieszkał niedaleko, gdy usłyszał, że mam kłopoty, powiedział, że może ze mną zamieszkać dla bezpieczeństwa. I tak już mieszkamy od ponad 2 lat.

Bardzo mi pomaga. Wychodzi na zewnątrz, bo ja często nie jestem w stanie. Ale gdy przyjechał, sąsiedzi zaczęli nas wyzywać od pedałów. Kiedyś nam to napisali jakąś oleistą mazią przed domem. "Zajebiemy was pedały". Tak napisali. I strzałka pokazująca na nasz dom.

Wiesz kim są ludzie, którzy cię atakują?

Ustaliłem nazwiska dwóch, ale jest ich znacznie więcej, bo to nie tylko z naszej wioski, ale i sąsiednich. Oni się wszyscy znają. Wieczorem, gdy po 22:00 gasną lampy, schodzą się pod nasz dom i wyklinają na nas. W ciemności, więc nie widzę twarzy. Młodzi podjeżdżają do nas na motorynkach, wyzywają, wołają "zakaz pedałowania!".

Ale w dzień też krzyczą, że mamy zejść z drogi, bo nie mamy prawa po niej chodzić. A to wspólna droga. Starsi robią szpaler przed sklepem, obrażają. Ale my i tak prawie tam nie chodzimy. Tyle że na nas nakrzyczą.

Dlaczego nie chodzicie do tego sklepu?

Bo ekspedientka nam nie sprzedaje. Mówi że nie ma bułek, a następnemu klientowi już daje. I tak też z innymi rzeczami. Tak samo mieli Karol i moja mama.

Mama też z wami mieszka?

Nie, mama pracuje daleko. Czasami przyjeżdża odwiedzić. I się martwi. Ten dom to wszystko co mamy.

Czym się zajmujesz Mariuszu?

Pracowałem w gastronomii. Ale teraz jestem w takim złym stanie, że nie mogę pracować. Z nerwów nie mogę spać. Byłem przy kości, teraz jestem chudy. Biorę silne leki żeby móc zasnąć i jakoś funkcjonować. Żeby mniej się bać.

Masz opiekę medyczną?

Lekarza mam fajnego, toleruje wszystkich, ale prywatnie. A z pieniędzmi teraz krucho.

W domu jest bezpiecznie?

Nie. Sąsiedzi wrzucają mi przez ogrodzenie trutki, żeby mi psa zabić. W czwartek zauważyłem, że Pysia zaczyna coś jeść z ziemi i okazało się, że to trutka. Ale odebrałem jej szybko, więc weterynarz kazał tylko węgiel podawać.

Zawiadamiałeś o tym wszystkim policję?

Wiele razy. Nie liczyłem. Ale to nic nie daje. W ciągu ostatniego tygodnia dzwoniłem 4 razy, bo od czerwca się nasiliło. I nic. Wszyscy się wypierają, nikt nic nie widzi, nikt nie słyszy.

Wszyscy, co do jednego?

Jest jeden sąsiad, który jest w szoku z tego co się dzieje. Ale on z nimi nie rozmawia. Mówi, że to ciemnota i nie chce z nimi gadać.

A ty próbowałeś rozmawiać z sąsiadami?

W środę zapytałem jednego, dlaczego do mnie skacze po pijanemu. Co do mnie ma? Przecież ja z nim nie chcę kłótni, nie czepiam się, choć miałbym czego, bo rowerem jeździ po alkoholu.

Co odpowiedział?

Że nic do mnie nie ma. I w ogóle się wyparł. A przychodzi noc i znowu zaczyna się to samo. Krzyki, walenie w bramę, przeskakiwanie przez płot. Hałasy, wyzwiska. Szczęście, że jest Karol. Gdy nam czegoś braknie, on idzie do sklepu. Ostatnio zmieniła się sprzedawczyni. A jak idzie, ma w kieszeni telefon połączony z moim numerem, żebym słyszał co się dzieje w razie czego.

To jednak robicie zakupy w wiejskim sklepie?

Karol chodzi bardzo rzadko, tylko gdy nam czegoś do jedzenia braknie. Jest nowa sklepowa, ale i ona zaczyna na nas krzywo patrzeć przez te krzyki i groźby bitki. Nie chce problemów. Więc jeśli musimy, to Karol idzie wcześnie rano, by nikogo nie spotkać. Ale normalnie jeździmy po zakupy do Stalowej Woli. Starczają na 2–3 tygodnie. Tylko chleba czasem trzeba dokupić.

Jaka to odległość od twojej wioski?

Około 30 kilometrów. Ale tam nam wszystko sprzedają, a nie udają, że nie ma. I nie musimy się użerać. Podobnie opał sprowadzamy z innego województwa. W pobliskich tartakach mówili nam, że nie mają drewna. Więc zamawiamy z daleka. Jest drożej, ale jest.

Usłyszałeś kiedyś od sprzedawcy czy wykonawcy usługi termin "klauzula sumienia"?

Nie. Po prostu nie sprzedają, albo nie zrobią. I tyle. A ja się wykłócać nie chcę. Taki mam charakter. Jak ktoś nie chce, to ja się narzucał nie będę.

Nie miałeś myśli o tym, by wyjechać? Sprzedać dom, zostawić to wszystko za sobą?

Bardzo chcę, ale musi minąć 5 lat od tego jak kupiłem dom, inaczej będę musiał zapłacić podatek. A mnie na to nie stać. Więc jestem uziemiony do września. Mam nadzieję, że znajdzie się kupiec. Chcę iść w świat. Chcę zamieszkać w dużym mieście na zachodzie Polski. Gdzie będę mógł normalnie żyć. I moje zwierzęta też.

Stanowisko policji z Podkarpacia

Dzielnicowy z Posterunku Policji w (...) rozmawiał z mężczyzną, mieszkańcem (...), który przekazał, że w miejscu zamieszkania jest obrażany przez swoich sąsiadów - kierują oni w jego stronę obraźliwe słowa, wyzwiska i wulgaryzmy. Dzielnicowy przekazał mężczyźnie, że takie zachowania są ścigane z oskarżenia prywatnego i pouczył go o trybie postępowania.

Mężczyzna w rozmowie z policjantem nie wspominał, aby kierowano w jego stronę groźby karalne, nie zgłaszał też innych przestępstw, jakie ścigane są z oskarżenia publicznego. Zgłaszający poprosił dzielnicowego, aby zwrócił uwagę dwóm sąsiadom, którzy zachowują się wobec niego w sposób niewłaściwy.

Dzielnicowy taką rozmowę przeprowadził, pouczył mężczyzn o konsekwencjach prawnych ich niewłaściwego zachowania. Dziś, (tj. 27 lipca) dzielnicowy skontaktował się ze zgłaszającym i poinformował go o tym, że rozmawiał z jego sąsiadami. Aktualnie dzielnicowy jest w stałym kontakcie z mężczyzną, który zobowiązał się przekazywać mu wszelkie informacje o niewłaściwych zachowaniach.

Ponadto informuję, że nie odnotowaliśmy interwencji podejmowanych pod adresem zamieszkania mężczyzny.


Napisz do autorki: anna.dryjanska[at]natemat.pl

Przeczytaj także: Bojkot Podkarpacia rozpalił internet po zwycięstwie Dudy. "Niech upadają i bankrutują"