"Przecież to absurd!". Polka uziemiona w Czarnogórze mówi, co się tam dzieje

Anna Dryjańska
– W naszym opustoszałym hotelu, w którym została garstka turystów i obsługa, oraz na pustych plażach, jesteśmy znacznie bardziej bezpieczni niż ludzie na zatłoczonej plaży we Władysławie czy na obleganym szlaku w Zakopanem – mówi naTemat Elżbieta Brzozowska, turystka, która przez rozporządzenie rządu utknęła w Czarnogórze.
Pani Elżbieta Brzozowska utknęła w Czarnogórze. Z dnia na dzień dowiedziała się, że nie może planowo wrócić do Polski. Musi czekać kilka dni na samolot LOT-u. fot. archiwum prywatne
Anna Dryjańska: 30 lipca miała pani wrócić z rodziną z Czarnogóry do Polski. Tymczasem…

Elżbieta Brzozowska: Tymczasem wieczorem 28 lipca rząd ogłosił rozporządzenie, że od jutra zawiesza loty. Nagle okazało się, że planowy powrót WizzAirem jest niemożliwy. Musimy czekać na samolot LOT-u. Tak jakby polski przewoźnik był bezpieczniejszy niż komercyjny. Przecież to absurd! Ale mamy stan epidemii – w Czarnogórze oficjalnie od 21 lipca, w Polsce nieformalnie. W tej sytuacji obostrzenia są nieuniknione.


Tak, ale decyzje powinny być logiczne. Ich podstawą powinny być racjonalne przesłanki, a nie przypadek czy polityka.

Niech ktoś mi to wytłumaczy: dlaczego organizowany naprędce rejs powrotny LOT–em ma być bezpieczniejszy niż planowa podróż WizzAirem? Czy stoi za tym jakiekolwiek inny powód niż chęć wsparcia upadającego polskiego przewoźnika?

I czy ktokolwiek bierze pod uwagę, że wykańcza gospodarczo inne firmy działające w Polsce, takie jak na przykład Rainbow, czyli biuro podróży, które zorganizowało te wczasy? I które naprawdę staje na wysokości zadania ogarniając ten kryzys, któremu nie zawiniło? Zaangażowanie rezydentów przekracza zakres ich obowiązków. Panowie Maciej i Ernest pomagają nam jak mogą, odpowiadają na dziesiątki pytań.

Czy już wiadomo coś o tym kiedy wróci pani z rodziną do Polski?

Dostaliśmy informację, że mamy samolot 3 sierpnia. Niestety to dla nas bardzo niedogodny termin, bo od 2 sierpnia nasze dzieci miały zaplanowane inne wyjazdy. Więc jeśli nie uda nam się z kimś zamienić na wylot 1 sierpnia, to w najlepszym razie okaże się, że musimy porozwozić nasze pociechy na obozy i kursy.

A w najgorszym?

W najgorszym razie okaże się, że musimy przez 2 tygodnie mieć kwarantannę, bo czytałam, w naTemat zresztą, że premier zastanawia się nad wprowadzeniem kwarantanny dla osób wracających z zagranicy. Co swoją drogą też jest kompletnie bez sensu. Zamiast racjonalnych decyzji mamy chaos.
Opustoszały hotel w Czarnogórze.fot. archiwum prywatne
Dlaczego tak pani to ocenia?

Bo w naszym opustoszałym hotelu, w którym została garstka turystów i obsługa, oraz na pustych plażach, jesteśmy znacznie bardziej bezpieczni niż ludzie na zatłoczonej plaży we Władysławie czy na obleganym szlaku w Zakopanem.

Przeczytaj także: "Uwaga, wszystkie bilety wyprzedane". Żaden parking nie budzi takich emocji jak ten w Tatrach

Pod względem zdrowego dystansu mamy w Czarnogórze warunki idealne. Personel hotelu chodzi w prawidłowo założonych maseczkach, a nie – jak widuje się w polskich sklepach – z zasłoniętymi tylko ustami albo wręcz brodą. Cały czas sprzątają, wszędzie są rozstawione pojemniki z płynem do dezynfekcji.

Nie myślała pani o tym, by wrócić do Polski wcześniej na własną rękę?

Oczywiście że myślałam. Dziś nie spałam do 2 nad ranem, bo razem z mężem sprawdzaliśmy jak najszybciej moglibyśmy dotrzeć do domu. Okazało się jednak, że koszt takiego partyzanckiego powrotu naszej 6–osobowej rodziny to łącznie 7 tys. zł. To kwota, za którą dałoby się pojechać na kolejne wakacje. Dlatego daliśmy sobie spokój.

Dużo osób jest w takiej sytuacji jak pani?

W naszym hotelu około 30–40 osób, a jest jeszcze przecież kilka innych miejsc, gdzie zakwaterowani są Polacy. Ludzie różnie kombinują. W zamkniętych grupach na Facebooku nasi organizują się, by wracać na okrętkę przez Chorwację, Wiedeń, samochodem, autokarem, jakkolwiek.

Jak nastroje wśród turystów?

U nas w hotelu? Generalnie stres. Dziś z nerwów znowu spałam tylko 3 godziny. I tak, oczywiście wiem że są większe tragedie niż kilka dodatkowych dni urlopu w ciepłym kraju. Miałam jednak plany, które się posypały i teraz będzie strasznie dużo odkręcania i dodatkowych kosztów. Przecież dzisiaj miałam być już w pracy.

Są też osoby, choć jest ich zdecydowanie mniej, które są nawet zadowolone z takiego obrotu sprawy. Cieszą się z przedłużonych wakacji.
Pusta plaża w Czarnogórze.fot. archiwum prywatne
W najgorszej sytuacji są chyba turyści, którzy o tym, że mają się ewakuować z Czarnogóry dowiedzieli się kilka dni po przylocie na wczasy. My przynajmniej wypoczęliśmy przez te dwa tygodnie, a ich urlop został przerwany. Mają do wyboru: albo lecieć do Polski LOT-em z nami, albo drugi tydzień wczasów spędzić w Chorwacji. Tyle że musieliby organizować podróż na własną rękę – najpierw do Chorwacji, a potem do Polski – za pieniądze, które nie pokryłyby wydatków.

Na Facebooku pojawiły się głosy, że sami jesteście sobie winni, bo mogliście nie jechać. Że w ogóle samo wykupywanie zagranicznych wczasów podczas epidemii jest nierozsądne.

Po pierwsze wyjazd rezerwowaliśmy jeszcze w styczniu, czyli na długo przed epidemią w Europie. Po drugie 16 lipca wznowiono loty z Polski do Czarnogóry, a sama Czarnogóra chwaliła się, że jest państwem wolnym od koronawirusa. Stwierdziliśmy, że tu będzie bezpieczniej niż w Tatrach czy nad Bałtykiem. I gdy patrzę na obrazki znad Morskiego Oka czy Ustki, to nadal jestem o tym przekonana.

Przeczytaj także: Zakażeni turyści nad Bałtykiem. Wirusolog daje praktyczne rady, które zmniejszą ryzyko

A że będzie hejt? To nieuniknione. Są ludzie, którzy cieszą się z tego, że ktoś ma kłopoty, dlaczego akurat w tym przypadku miałoby być inaczej. I z czego mają satysfakcję? Z tego, że Czarnogórzanie, którzy przez cały rok żyją z letniej turystyki, zimą nie będą mieli czego jeść? Przecież my z nimi rozmawiamy, bardzo się martwią o to, jak sobie poradzą w nadchodzących miesiącach.

Pojawiły się też głosy, że ostro krytykuje pani rząd, że pani wpisy odzwierciedlają pani sympatie polityczne.

Nie dajmy się zwariować. Moje poglądy nie mają znaczenia w kwestii oceny racjonalności decyzji podejmowanych przez władzę. Wszystko mi jedno, czy uziemiliby nas rządzący z tej czy innej partii. Problemem jest to, że nie biorą pod uwagę, że swoją nieprzemyślaną decyzją, podejmowaną z dnia na dzień, wywołują lawinę negatywnych konsekwencji dla zwykłych ludzi. Koszty są tylko jedną z nich.

Co by pani radziła ludziom, którzy mają wykupione wczasy za granicą w miejscu, do którego wolno latać?

Żeby zastanowili się, czy w razie czego są gotowi na kilka tygodni kwarantanny. Bo to jest dla nas obecnie największe ryzyko. Koronawirusem łatwiej zarazić się w popularnych polskich miejscowościach.

Przeczytaj także: "12 lub 14 dni kwarantanny". Morawiecki zastanawia się nad przywróceniem obostrzeń dla Polaków wracających z zagranicy