Obejrzałam "Panoramę" w reżimowej, białoruskiej TV. Aż wściekłość ogarnia, jaki dają przekaz

Katarzyna Zuchowicz
Co najmniej sześcioro dziennikarzy białoruskich mediów publicznych już zwolniło się z pracy. Tak bardzo przelała się czara również tu. "Nigdy bym nie pomyślał, że żołnierze, o których mówiłem, mogą być wykorzystani przeciwko własnemu narodowi" – oświadczył jeden z nich, który prowadził programy o wojsku. Jak wydarzenia te pokazuje reżimowa telewizja? Wystarczy obejrzeć jeden program. I samemu porównać np. z Wiadomościami TVP.
Jak białoruska telewizja informuje o protestach? Program "Panorama" pokazał materiał dopiero w 16 minucie. Fot. screen/https://www.tvr.by/
Na Białorusi nie ma niepaństwowej telewizji. Jest tylko telewizja publiczna, a wraz z nią jeden słuszny przekaz. Na czele głównego kanału stoi były milicjant z Grodna, Iwan Eismant, który dosłużył się stopnia kapitana. Propaganda leje się tu strumieniami.

To kanał 1 białoruskiej telewizji, który emituje główne wydanie wiadomości, "Panoramę". Program trwa niemal 50 minut.

Myślicie, że pokazują, jak białoruski naród po ćwierć wieku przebudził się i wystąpił przeciwko Aleksandrowi Łukaszence? Zryw tysięcy ludzi, który trwa już niemal od tygodnia i strajki które z ogromną siłą wybuchają w kolejnych zakładach pracy?


Można spekulować i zastanawiać się, jak w podobnej sytuacji, na polskim podwórku, zachowałyby się "Wiadomości" TVP. Propaganda to jedno. Nie raz pokazali też, że wagi niektórych tematów nie widzą.

Jak białoruska TV pokazuje protesty


– W telewizji białoruskiej temat protestów prawie nie jest widoczny. Jeśli już coś pokazują, to zmontowane kadry tego, jak protestujący rzekomo prowokują OMON do użycia przemocy. Nagrywają też filmiki z rozłożonymi na stole dolarami i euro, którymi rzekomo zagraniczni – polscy, czescy i inni – organizatorzy protestów opłacają działania zadymiarzy – opowiada naTemat Andrzej Pisalnik.

Obejrzałam dwa ostatnie wydania "Panoramy". We wczorajszym, materiał o protestach pojawił się w 16 minucie. Między innymi z przekazem, jak w efekcie "zadymy" ucierpieli milicjanci. Pokazano, jak jeden leży na ziemi, inny kuleje. Są zbliżenia na protestujących, którzy maja atakować milicjantów, kamera wychwyciła np. butelki rozrzucone na chodniku, czy deskę, którą ktoś niesie w plecaku.

Dzień wcześniej pokazano areszt i zatrzymanych, a materiał zaczął się od zbliżeń na tatuaże niektórych osób, jakby to było najważniejsze.

Czytaj także: "Milicja gwałci za pomocą pałek". Drastyczne relacje zatrzymanych przez białoruskie służby

Czytaj także: Słychać krzyki torturowanych. Wstrząsające nagrania spod mińskiego aresztu

Dowiadujemy się, że to "prowokatorzy" atakowali milicjantów. Wreszcie, że w internecie pojawiło się wiele fake newsów o tym, że milicjanci zrzucają mundury.

Cały materiał opatrzono paskiem: "Zamieszki i prowokacje".

– O wczorajszych i dzisiejszych protestach kobiet z kwiatami telewizja białoruska milczy. Szeroko w mediach cytowany jest zaś Łukaszenka, który nazwał protestujących bezrobotnymi oraz ludźmi z kryminalną przeszłością, których trzeba zatrudnić, żeby nie mieli czasu i ochoty wałęsać się po ulicach – mówi Andrzej Pisalnik. Łukaszenka mówił o tym podczas środowego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa. O tym również był długi materiał w "Panoramie". Widać, jak uczestnicy spotkania skrupulatnie notują na kartkach jego słowa.

– Wczoraj pokazali wywiad z szefem MSW, który usprawiedliwiał użycie przemocy ze strony swoich podwładnych i "przeprosił" przypadkowe ofiary rozpędzanych protestów. Dzisiaj jednak jego zastępca oświadczył w mediach, że spotkał się z zatrzymanymi i nie zauważył, żeby ktoś z nich był źle traktowany – dodaje jeszcze dziennikarz.

Żniwa i elektrownia atomowa


W czasie niespotykanej na Białorusi fali społecznego oporu białoruska "Panorama" miała dużo ważniejsze tematy. Wczoraj zaczęła od elektrowni atomowej w Ostrowcu i energetycznej niezależności Białorusi. Materiał trwał ponad 10 minut. Po nim był reportaż z samego miasta, gdzie przed rozpoczęciem budowy elektrowni jądrowej "mieszkało zaledwie 8 tys. osób, a teraz ponad 11".

"Postanowiliśmy zobaczyć na własne oczy, jak żyje miasto naukowców jądrowych. Od początku budowy pojawiły się tu setki miejsc pracy, które przyciągają specjalistów z różnych części Białorusi i nie tylko. Aby życie było wygodne, rozwijana jest infrastruktura. Dlatego liczba mieszkańców centrum dzielnicy stale rośnie" – taki był przekaz.

Po reportażu prowadząca "Panoramę" powiedziała, że do takich spokojnych, czystych miast, Białorusini przywykli.

Dzień wcześniej ważniejsze okazały się żniwa i wizyta Łukaszenki u rolników. – Głównymi tematami w państwowych mediach są: żniwa, uruchomienie elektrowni atomowej w Ostrowcu, sukcesy gospodarcze itp. – podsumowuje Andrzej Pisalnik.

Rosyjska telewizja na Białorusi


Białoruska telewizja publiczna ma 5 kanałów. Poza tym są białoruskie mutacje kanałów rosyjskich. – Wszystkie kanały rosyjskie mają na Białorusi mutacje białoruskie. Są to NTW Belarus, RTR Belarus, Stv Belarus RenTV Belarus. Mutacja Pierwszego Kanału rosyjskiego ma osobną nazwę – ONT. To najpopularniejszy kanał. Rosyjskie mutacje podlegają na Białorusi państwu – wyjaśnia nasz rozmówca.

Jest też Bearus24. To, jak czytamy na stronie, "międzynarodowy kanał satelitarny Białorusi".

Właśnie tu pojawił się wstrząsający materiał, na którym widać zatrzymanych młodych uczestników protestów, którzy – ze skrępowanymi rękami – mówią, że mają wyrzuty sumienia. Po interwencji służb "odechciało im się rewolucji".

Odchodzą dziennikarze publicznej TV


Prawdę o tym, co dzieje się w Białorusi, przekazują w internecie niezależni białoruscy dziennikarze. Ostatnio pokazują, jak kolumny ludzi wychodzą z pracy, idą przez Mińsk, Grodno, inne miasta. Furorę od początku robią relacje blogera NEXT-ty. Między innymi dzięki niemu widzimy, jak niektórzy milicjanci zrzucają mundury i stają po stronie protestujących.

Czytaj także: Jego relacje śledzą miliony. Kim jest NEXTA, najpopularniejszy białoruski bloger?

Teraz słychać, że rezygnują również dziennikarze reżimowej telewizji. Jak podaje Biełsat TV, z mediów publicznych odeszło już sześć osób. Wśród nich Uładzimir Burko, który w TV prowadził program poświęcony białoruskiej armii przygotowywany wspólnie z Ministerstwem Obrony. On wręcz zaapelował do wojska, by nie słuchało rozkazów i nie strzelało do ludzi.

"Nigdy bym nie pomyślał, że żołnierze, o których mówiłem, mogą być wykorzystani przeciwko własnemu narodowi" – oświadczył. – Odeszło kilka ważnych postaci, m.in. dziennikarz ONT Dmitrij Semczenko, należący do tzw. Puli Prezydenckiej, obsługującej tematy z udziałem głowy państwa – mówi nam Andrzej Pisalnik,.

"Co się stało z moją Białorusią?" – zapytał zaś inny dziennikarz, który odszedł. Jauhien Perlin pracował w programie śniadaniowym.