Była aniołkiem Kaczyńskiego, jest twarzą dyskryminacji. Oto rządowa "pełnomocnik ds. równiejszych"

Anna Dryjańska
6 marca 2020 roku. Pełnomocnikiem rządu ds. równego traktowania zostaje posłanka PiS Anna Schmidt–Rodziewicz. Ale o jej istnieniu opinia publiczna dowie się prawie pół roku później, gdy polityczka podzieli się na Twitterze swoimi przemyśleniami. "Żyjemy w dziwnych czasach. W czasach, w których mniejszość próbuje narzucić swoje prawa większości. W czasach, w których uniwersalne wartości, pewne grupy próbują wskazać jako te, które należy uznać za passé" – napisała. Gdy internauci sprawdzili, kim jest, rozpętała się burza.
Anna Schmidt–Rodziewicz, posłanka PiS, pełnomocniczka ds. równego traktowania. Na tym stanowisku zastąpiła Adama Lipińskiego. fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta
Okazało się bowiem, że o "narzucaniu swoich praw" pisze osoba, która powinna stać na stanowisku, że społeczeństwo nie dzieli się na lepszy i gorszy sort. Że prawa wszystkich ludzi są równe, a większość nie ma mandatu do prześladowania mniejszości. Tymczasem okazuje się, że strażniczka równego traktowania sortuje ludzi i ich wartości z nie mniejszym zacięciem, niż przewodniczący Jarosław Kaczyński. Może tylko nieco bardziej dyplomatycznie.

Aniołki Kaczyńskiego

Jesień 2011 roku. Kampania przed wyborami do parlamentu trwa w najlepsze. Na ulicach o uwagę przechodniów walczą setki billboardów i haseł. Wśród nich wyróżnia się zdjęcie siedmiu młodych, uśmiechniętych kobiet podpisane “Chodźcie z nami!”. Ich wizerunki w różnych konfiguracjach będą się przewijać w tej kampanii. Na jednym z nich jedna z nich pozuje z dłońmi złożonymi niczym pistolet. Od razu przylega do nich termin “Aniołki Kaczyńskiego”, choć niektórzy złośliwie nazywali je hostessami. Cel: ocieplenie wizerunku prezesa PiS, pokazanie partii kojarzącej się ze smoleńską żałobą jako energicznej, wesołej, a nawet figlarnej.
PiS dostaje się do parlamentu, ale wybory przegrywa. Władzę znowu obejmuje Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe. “Aniołki” mogą być rozczarowane bardziej niż koledzy. Choć były na pierwszej linii kampanii, miejsca na listach dostały niebiorące. Anna Schmidt–Rodziewicz z kilkoma tysiącami głosów posłanką nie zostaje – jeszcze. Ale od partii się nie odwraca. Jej przygoda z PiS zaczęła się bowiem dużo wcześniej. I wydaje się związkiem trwalszym niż wiele małżeństw.


Praca magisterska o PiS

Rok 2003. 25–letnia Anna Schmidt jedzie z rodzinnego Jarosławia na Podkarpaciu do Warszawy. – Byłam wtedy autorką pierwszej w Polsce pracy magisterskiej dokumentującej fenomen powstania ugrupowania utworzonego przez Lecha i Jarosława Kaczyńskich – wspomina po latach w lokalnej prasie “Nowiny 24”. I to właśnie tę pracę magisterską obronioną na wydziale socjologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego trzyma w dłoni, gdy przekracza próg powstałej 2 lata wcześniej partii. Jak mówi, w stolicy nie znała nikogo, kto mógłby jej coś ułatwić, a oprócz wydruku magisterki miała tylko głowę pełną marzeń o pracy w PiS. Udało się.

– Trafiłam do wiceprezesa partii Adama Lipińskiego i tak się wszystko zaczęło – relacjonuje. 17 lat później niezauważalnie zastąpi jednego z najbardziej zaufanych ludzi Jarosława Kaczyńskiego na stanowisku pełnomocnika ds. równego traktowania.

Wcześniej jednak funkcja ta zostanie przez PiS po cichu zdegradowana – wcześniej samodzielna w ramach Kancelarii Premiera, teraz zostaje podporządkowana Ministerstwu Rodziny. Pełnomocniczka, która za rządów Platformy nie miała budżetu na realizację swoich zadań, teraz nie ma już nawet formalnej niezależności. To jednak zdaje się nie przeszkadzać dyskretnie wymienionej pełnomocniczce. Z jej profilu w portalu Mam Prawo Wiedzieć wynika, że głosuje zgodnie z linią partii w 100 proc.
Cofnijmy się jednak do początków działalności politycznej Schmidt–Rodziewicz. Co się działo po tym, gdy zapukała do siedziby PiS? Zaczęły się spełniać kolejne jej marzenia. Już kilkanaście miesięcy później, za pierwszego rządu PiS (2005–2007), Anna Schmidt–Rodziewicz trafia do gabinetu politycznego premiera, a po przegranej partii w wyborach została doradczynią swojego mentora, Adama Lipińskiego. Po aniołkowym epizodzie w roku 2011 polityczka wystartowała w wyborach samorządowych. Udało się: w 2014 roku została radną sejmiku podkarpackiego, a już w 2015 roku zdobyła mandat posłanki.
Jarosław Kaczyński
Nowiny 24, tekst z 2015 roku

Pani Anna Schmidt-Rodziewicz to osoba o bardzo dużym doświadczeniu w pracy politycznej, zaangażowana, pracowita, bardzo konsekwentna. Osoba, która urodziła się w Jarosławiu i zawsze poczuwa się do tego związku. Będzie doskonałym posłem, która będzie pracowała na rzecz Polski i na rzecz swej ziemi. A i Polska i ta ziemia potrzebują dobrych posłów. Właśnie takich jak pani Anna.

Powiedzieć, że nie pchała się w światła kamer, to powiedzieć za mało. Można mieć wrażenie, że ich unikała. Nie trafiała na czołówki serwisów informacyjnych, nie podbijała mediów społecznościowych, nawet na mównicy sejmowej pojawiała się z rzadka. Ale głosowała podobnie jak koledzy – tak jak chciał Jarosław Kaczyński. Z dala od zgiełku została sekretarzem stanu i pełnomocniczką rządu ds. dialogu międzynarodowego. Pod koniec poprzedniej kadencji Sejmu pojawia się w tekście Wprost jako jedna z posłanek, której loty krajowe wygenerowały największe koszty dla budżetu państwa. Znalazła się na 4 miejscu z 460: jej 69 lotów wyniosło łącznie 39 495,60 zł.

Niema pełnomocniczka

– Nie znam żadnej jej sejmowej działalności w żadnej dziedzinie – rozkłada ręce jedna z posłanek, która prosi o anonimowość. – To najbardziej niema ze wszystkich pełnomocników. Nie wiem co robiła gdy miała się zajmować dialogiem międzynarodowym i nie wiem, co robi teraz, gdy odpowiada za równość. Kojarzę ją z wyglądu. Z rozpoznaniem głosu byłoby trudniej. Jest bardzo wycofana, cicha. Nie kojarzę jej ani z działalnością na rzecz kobiet, ani osób z niepełnosprawnością – opisuje posłanka.



Biogram Anny Schmidt–Rodziwicz na stronie rządowej zaczyna się dość niezwykle, na tle kolegów z resortu – od tego, że jest mężatką. 41–letnia obecnie pełnomocnik w wywiadach, których udzielała kiedyś mediom zdradza, że razem z mężem lubi kolekcjonować starocie, a jako dziecko uczęszczała do szkoły muzycznej. Życie potoczyło się jednak tak, że postawiła nie na pianino, a na politykę. Teraz jest niemą twarzą dyskryminacji w Polsce. Po jej wpisie na Twitterze cała Polska usłyszała, na jaką gra nutę.

Przeczytaj też:

Jak heteryk może pomóc ludziom LGBT po aresztowaniu Margot? 11 praktycznych sposobów
Polaku, bój się Polski Zbigniewa Ziobry. To najbardziej niebezpieczny i mściwy polityk
Dziennikarz pokazał, o co naprawdę chodzi w walce z LGBT. Oto prawdziwa stawka gry Ziobry