7 absurdów pierwszego tygodnia szkoły. "Autobus nie zabrał 14-latki, bo jest limit pasażerów"
Uczniowie mówią, że oprócz maseczek nikt nie przestrzega zasad. Rodzice pieklą się, że nie mogą wejść do szkoły, czy przedszkola, przed placówkami stoją kolejki. Za nami pierwszy tydzień szkoły i pierwsze dni stosowania wytycznych MEN i Ministerstwa Zdrowia w praktyce. Oto, jakie absurdy widać już gołym okiem.
Czego nie dotknąć, wszędzie już po pierwszych dniach widać, że wytyczne MEN i MS to w praktyce farsa. Absurdów, które oburzają zwłaszcza rodziców, jest więcej. Już od momentu samej drogi do szkoły.
Mieszkanka gminy Łyszkowice zawiadomiła media w Łowiczu, że jej 14-letnia córka nie mogła wejść z biletem miesięcznym do autobusu, którym dojeżdża do szkoły. "Po dotarciu na przystanek dziecko usłyszało, że nie zostanie zabrane, bo jest limit osób. I róbcie co chcecie! Ja w pracy, mąż także i jak dziecko ma się dostać do szkoły?" – pytała rozgoryczona.1. Jak dojechać do szkoły
Okazało się, że nie była sama. Łowicz24.pl opisał, że w takiej sytuacji było kilkudziesięciu uczniów w innych miejscach. "Niedoszli podróżni z tornistrami na plecach zostali na przystankach m.in. na ul. Czajki i Armii Krajowej w Łowiczu, a także w podłowickich miejscowościach: Mysłakowie, Jamnie czy Zawadach" - relacjonował.
Ale w szkołach, jak wiadomo, limitu nie ma. Uczniowie mogą siedzieć obok siebie w ławkach, ale w autobusie już nie.
To widzą wszyscy. Z rozmów z uczniami, relacjami znajomych i głosami rodziców na FB wynika jedno - nawet jeśli w szkołach mierzą temperaturę i dzieci noszą maseczki lub przyłbice, zalecanej odległości nie da się upilnować. To największa farsa i kpina z wytycznych MEN, Ministerstwa Zdrowia oraz Głównego Inspektora Sanitarnego.2. Nikt nie przestrzega odstępu
Zarówno na korytarzach, jak i na powietrzu. Tu kiermasz podręczników w jednej ze szkół w Leżajsku na Podkarpaciu, z udziałem wielu klas.
Zdjęcia długich kolejek przed wejściem do szkół obiegły internet. W wielu szkołach w Polsce tak było. Część uczniów czekała na nauczycieli, część na mierzenie temperatury. Pogoda wtedy nie sprzyjała. "Jest bardzo brzydka pogoda, solidnie pada, a dzieci nie mogą wejść do szkoły, bo muszą, zgodnie z decyzjami pana dyrektora, czekać na przyjście nauczyciela aż ich wpuści do szkoły" – relacjonowali oburzeni rodzice.3. Kolejki przed szkołami
Jak wiadomo, zgodnie z wytycznymi MEN, Ministerstwa Zdrowia oraz Głównego Inspektora Sanitarnego do szkoły mogą uczęszczać dzieci zdrowe. Ile z nich mogło się przeziębić już w pierwszych dniach, moknąc przez pół godziny przed szkołą lub przedszkolem?
To niby drobiazg, ale niekoniecznie. Z jednej strony bardzo dobrze, że sale, zgodnie z zaleceniami, są wietrzone. Ale już nie brakuje skarg rodziców i uczniów, że w niektórych placówkach wietrzone są tak, że dzieci zaraz będą chore.4. "Tak wietrzą, że zaraz będą chorzy"
"Mój syn, 2 kl. LO, na przykład mówi ze dużo okien pootwieranych i zamknąć nie można. Ma się wietrzyć. Zimnica. Zmarzł", "U córki to samo. Zajęcia w kurtce przesiedziała. A klasy mają małe", "W klasach ciągle wietrzenie. Mój syn sam zmarzł jak nie wiem dzisiaj" – opisują.
Tu konkretne historie mówią za siebie. Minęło raptem kilka dni, a uczniowie już trafiają do izolatek i przebywają w nich, dopóki nie odbiorą ich rodzice.5. Brak konkretnych wytycznych i chaos
"No to sobie popracowałam...Właśnie miałam telefon ze szkoły, że dziecko trafiło do izolatki, bo 3 razy kichnęło. I muszę je odebrać w ciągu godziny" – opisała już 2 września jedna z mam na facebokowej grupie dla rodziców. Okazało się, że w szkole nie ma pielęgniarki i nie wiedzą, co zrobić.
"Nie wiadomo czy dziecko ma pójść samo do tej izolatki czy nauczyciel ma zaprowadzić czy ktoś ma po nie przyjść. Chaos totalny. Najgorsze to sianie paniki i brak jednolitych procedur" – napisała.
Wiele szkół opracowało plany lekcji, by uczniowie z różnych klas nie mieli ze sobą za dużo kontaktu i w ten sposób ryzyko zakażania było mniejsze. Efekt? Czasem gorszy niż było przed pandemią. A przynajmniej bez poprawy z powodu rygoru sanitarnego.6. Znów plany lekcji grozy
W normalnych warunkach to nienormalne, by uczeń miał po 8, 9, a nawet 10 lekcji dziennie i więcej czasu spędzał w szkole niż jego rodzic w pracy. A co dopiero w czasie pandemii?
Bardzo dużo rodziców skarży się, że lekcje kończą późno. "2 klasa technikum codziennie od 9 45 do 18 30 niestety przez koronę plany lekcyjne się pozmieniały na gorsze" – pisze jeden rodzic.
Czytaj także: Zalewska podpowiada Piontkowskiemu. Tłumaczy, jak poradzić sobie z pandemią w szkołach
MEN głowił się nad wytycznymi, ale już widać, które praktycznie nie działają. Punkt "Używaj tylko swoich przyborów szkolnych" w starszych klasach jakby nie istniał, i ze strony uczniów, i nauczycieli.7. Absurdy z ławki
– W pierwszych dniach szkoły nie wszyscy mieli podręczniki, nauczycielka powiedziała, że możemy się podzielić, może być jeden na ławkę. A sama, np. nie może dawać dzieciom kserówek - opowiadała znajoma. Młodzież też dzieli swoimi obserwacjami w sieci.
Czytaj także: Koronawirus w podstawówce w Skierniewicach. Cała klasa na kwarantannie, a mogło być znacznie gorzej