"PO kończy swój byt". Były polityk tej partii całą nadzieję widzi w Trzaskowskim

Daria Różańska
Najpierw w sierpniu – po 17 latach członkostwa – Michał Piszko, burmistrz Kłodzka, odszedł z Platformy Obywatelskiej. Teraz ogłasza, że ta partia chyli się ku upadkowi. Wskazuje na błędy polityków PO. I nadzieję widzi w Rafale Trzaskowskim. – Chciałbym, żeby obecne kierownictwo PO dało szansę zbudowania ruchu Trzaskowskiego także i w oparciu o ludzi, którzy należą do tej partii. A w przyszłości znaleźliby swoje miejsce w ruchu 2020 – mówi Piszko.
Michał Piszko, burmistrz Kłodzka od 2014 roku, w sierpniu zrezygnował z członkostwa w PO. Teraz prognozuje jej upadek. Fot. Krzysztof Ćwik / Agencja Gazeta
W sierpniu Michał Piszko, burmistrz Kłodzka, rzucił legitymacją PO. Na tę decyzję wpływ miało poparcie – również posłów opozycji – dla projektu ustawy o podwyżkach dla parlamentarzystów, prezydenta i władz samorządowych. W środę na antenie telewizji TVN24 ogłosił pan koniec PO. Sądzi pan, że ta partia chyli się ku upadkowi?

Taki jest mój odbiór: PO już kończy swój byt i uważam, że dla stron wolnościowych powinien być tworzony nowy ruch.

Natomiast moja wypowiedź w TVN24 została trochę ucięta. Powiedziałem, że PO chyli się ku upadkowi, ale i dodałem, że nie nastąpi to w tej chwili, a w ciągu najbliższych pięciu lat. Moim zdaniem będzie to wyglądało podobnie, jak w przypadku SLD.


Ogłaszając kres PO nie wspiera pan PiS-u?

Zupełnie tak tego nie odbieram. Przegraliśmy kolejne wybory. A nie widzę sensu, by dalej tak tkwić, kiedy państwo jest zawłaszczane. Skoro do tej pory nie udało nam się zatrzymać tego procesu, to trzeba szukać innej alternatywy.

O pana odejściu po 17 latach z Platformy Obywatelskiej przesądziło słynne już głosowanie nad podwyższeniem pensji parlamentarzystom i urzędnikom wysokim rangą.

Kiedy w piątek dowiedziałem się o tym niefortunnym głosowaniu, postanowiłem odczekać jeszcze cztery dni. Bardzo liczyłem, że na posiedzeniu zarządu krajowego zapadną jakieś sensowne decyzje.

Gdy usłyszałem, że tak się nie stało i nikt nie czuje się odpowiedzialny za całą tę sytuację, wtedy podjąłem decyzję, by oficjalnie poinformować opinię publiczną, że rezygnuję.

Ostatecznie jednak Senat odrzucił projekt tej ustawy. A jeszcze zanim to nastąpiło, to Borys Budka zaznaczał, że będzie rekomendował senatorom Koalicji Obywatelskiej przyjęcie wniosku o odrzucenie w całości.

Tak, z tym, że w mojej ocenie to się stało za późno. Krytykujemy poszczególnych ministrów, rząd – i słusznie. Z drugiej strony dajemy im podwyżki o 60-70 proc. do wynagrodzenia. To się kupy nie trzyma.

Plus okoliczności: ludzie tracą pracę z powodu sytuacji, jaką spowodowała pandemia koronawirusa.

Tak. Gospodarka jest w złej kondycji i wiele wskazuje na to, że będzie jeszcze gorzej. Ludzie tracą pracę, zaraz spadną dochody do budżetu państwa z tytułu podatków. To jedna rzecz. A druga: jeśli krytykujemy ministra czy premiera, to nie możemy go gratyfikować podwyżką.

Trudno mówić o kulisach tego wszystkiego. Nie wiem dokładnie, jak od środka wyglądały narady z szefami klubów. Miałem poważne problemy z tłumaczeniem naszym wyborcom, co się zdarzyło. Ludzie, z którymi rozmawiałem tutaj na miejscu, czuli wielki zawód, ja ich po prostu przepraszałem.

Jakie błędy w ostatnim czasie popełniali politycy PO?

Przede wszystkim nie słuchano wyborców, nie wyciągano wniosków z wcześniejszych porażek. Te w polityce są czymś naturalnym. PO za bardzo zamknęło się na różnego rodzaju ruchy społeczne, oddolne inicjatywy.

Brakowało inwencji, pracy w terenie. Miałem wrażenie, że my już jesteśmy, żeby być dla siebie: spotkać się, porozmawiać o sytuacji politycznej w Polsce, ale siedząc na kanapie. Nie było pracy w terenie. Nie wychodzono do społeczeństwa. Tego brakowało.

W PO powinny polecieć głowy za głosowanie ws. podwyżek?

Oczywiście, że tak. Jeżeli byłbym na miejscu przewodniczącego Platformy Obywatelskiej, to zrezygnowałbym z funkcji. To był duży błąd. I nie rozumiem dlaczego tak się stało. Jakby nie było przepływu informacji. Byli posłowie, którzy wyciągnęli swoje karty, a byli w tym czasie na sali.

Stwierdziłem, że tak dłużej być nie może, nie mogę niejako brać za to odpowiedzialności. Wydaje mi się, że Polacy mają już dość tej partyjnej polityki, dlatego trzeba wyjść z alternatywą i większą część społeczeństwa zaangażować w życie publiczne, by ono nie budziło odrazy i niechęci.

Czyli sugeruje, by na miejscu PO zbudować nową partię z tymi samymi ludźmi?

Oczywiście, że nie chodzi tutaj o wymiatanie wszystkiego, ale o to, by zbudować nowy projekt, płaszczyznę, w której mogliby skupić się także ludzie, którzy nie są zainteresowani uczestnictwem w partii politycznej.

Doświadczyłem tego chociażby podczas wyborów w 2018 i 2014 roku. Kandydowałem z komitetu stworzonego stricte pod wybory samorządowe, byłem popierany przez PO, później jeszcze przez SLD i PSL. I wtedy, w tym projekcie, brali udział różni ludzie, którzy nie chcieli iść pod szyldami partyjnymi.

Miałem u siebie radnych zarówno o poglądach prawicowych, jak i lewicowych. Takie osoby, które nie identyfikują się z żadną opcją polityczną, ale które chcą być samorządowcami i działać na rzecz dobra miasta.

Jeśli zostanie "odpalony" nowy projekt Rafała Trzaskowskiego, to widzę w nim dużą szansę i nadzieję. Chciałbym, żeby obecne kierownictwo PO dało szansę zbudowania ruchu Trzaskowskiego – także w oparciu o ludzi, którzy należą do tej partii. A w przyszłości znaleźliby swoje miejsce w ruchu.

Widzi pan tam siebie?

Oczywiście, że tak. Widziałem zresztą w Kłodzku, jaka to była energia. Informację o tym, że przyjeżdża do nas kandydat na prezydenta Rafał Trzaskowski, otrzymaliśmy dwa dni wcześniej. I poinformowaliśmy ludzi o tej wizycie wyłącznie za pośrednictwem mediów społecznościowych.

Tłumy przywitały Trzaskowskiego?

Tu mieliśmy kilka tysięcy ludzi. Sam byłem zaskoczony ilością osób, które przyszły na rynek, żeby spotkać się z kandydatem na prezydenta. I widziałem w tym tłumie osoby z różnych opcji politycznych. Było też wiele osób z organizacji samorządowych.

Uważam, że ruch, który powstanie, będzie znakomitą płaszczyzną do tego, by osoby zainteresowane życiem publicznym w naszym kraju, mogły spokojnie znaleźć dla siebie miejsce.

To oznacza zapewne migrację wewnątrz partii, pewnie najwięcej ludzi odejdzie z PO.

Tak, pewnie wiele osób będzie angażować się w działalność ruchu Nowa Solidarność 2020, opuszczając partie polityczne.

Kogo Trzaskowski z PO powinien ze sobą zabrać?

Personalnie nie odpowiem, ale osoby młode, prężne i chętne do działania. A to się szybko obuduje ludźmi z zewnątrz. Trzeba też oczywiście bazować na samorządach.

Brejza, Tomczyk, Joński?

To młode twarze PO, które na pewno dałyby nowemu ruchowi dużo pozytywnej energii.

Bardziej niż obecnemu przewodniczącemu Budce wierzy pan Trzaskowskiemu?


Zdecydowanie tak.

Poza nowym ruchem Trzaskowskiego w Gdańsku samorządowcy stworzyli nowe zrzeszające ich stowarzyszenie, Rafał Dutkiewicz "Nową Nadzieję" we Wrocławiu.

To się wszystko tworzy. Jeśli chodzi o PO, to nie znaleźliśmy sposobu na zintegrowanie tych wszystkich podmiotów, które nie chcą działać w formacji politycznej.

A ruch, który powstanie, byłby doskonałą płaszczyzną, żeby organizacje zainteresowane życiem publicznym w Polsce mogły swobodnie działać. Wszyscy byśmy na tym skorzystali. Jak to się mówi: w kupie siła.

Grzegorz Schetyna lepiej sobie radził w roli przewodniczącego PO?

Ciężko jest mi to ocenić. Ale na pewno uważam, że za jego czasów organizacyjnie lepiej to funkcjonowało. Ale już w momencie zmiany przewodniczącego PO zaczynała być projektem schyłkowym.

A wcześniej czy później się to skończy poparciem na poziomie 6-7 proc. A takie głosowania, jak w przypadku podwyższenia pensji posłom, tylko przyspieszają ten proces. Nasi wyborcy nie są jak wyborcy PiS, oni oczekują czegoś więcej. I takie błędy dla mnie są niewybaczalne.

W PO się na pana obrazili?

Nie, może były pewne zgrzyty, rozmowy, ale wśród wielu członków PO jest pełne zrozumienie mojej decyzji. Mało tego, są osoby, które po tym, jak dowiedziały się, co zrobiłem, chciały pójść tą samą drogą. Poprosiłem, by jeszcze poczekali.

Dlaczego?

Bo od razu nie można robić takiej totalnej rewolty.

W Trzaskowskim widzi pan nadzieję dla Polski?

Tak jest, dosłownie. Wiem, że prezydent Warszawy rozumie także problemy samorządu. Bo ten samorząd powinien być bardzo mocny w strukturze naszego państwa. Jako samorządowcy jesteśmy najbliżej człowieka, mieszkańca.

Wierzę, że po 2023 roku, kiedy ruch wystartuje, kiedy będzie możliwość koalicji, będzie można zbudować fantastyczne listy do Sejmu. I wtedy taki Sejm w 2023 roku mógłby zupełnie inaczej wyglądać.