"Na tym osiedlu przez 8 lat ojciec katował mnie i moją mamę". Tak plakaciary walczą z przemocą

Daria Różańska
Klej ziemniaczany ląduje na ścianie, później w ruch idzie kartka z manifestem. I w długą. Plakaciary hasła opisujące przemoc wobec kobiet rozlepiają na ulicach polskich miast pod osłoną nocy. – Jedna z dziewczyn wykleiła plakat "Do tej szkoły chodzi mój gwałciciel. To ja musiałam zmienić szkołę". Są kobiety, które chcą z nami plakatować, ale ogólne hasła, bo wciąż nie są w stanie mówić o swojej historii. Każdego dnia budzą się z przerażeniem – opowiada Rozalia, plakaciara .
Fot. Screen z Facebooka / Plakaciary przeciw przemocy wobec kobier
Dlaczego została pani plakaciarą?

Rozalia: To jeden z ruchów, który nie tylko mówi, ale i działa. Wychodzi się na miasto i rozlepia plakaty. I taki głos kobiet – również w przestrzeni miejskiej – jest potrzebny. Do nas praktycznie codziennie ktoś źle się odzywa. Trzeba walczyć o swoje prawa. Nikt nas w tym nie wyręczy.


Czyli to próba wykrzyczenia na murze, czego kobiety na co dzień doświadczają?


Jak najbardziej. Często jesteśmy uczone, że zachowania, które są przemocą, nie są niczym złym. Chociażby "złapanie za pośladki" w szkole. Mówią nam, że to przecież "takie końskie zaloty". I powtarzają, żeby nie przesadzać, bo przecież nic się nie stało, a dobrze, że się podobamy mężczyznom. Owszem, dobrze jest się podobać, ale powinno to być okazywane w normalny sposób.


Czytaj także: Gwałcił ją codziennie, teraz jest na niego skazana. Kwarantanna z oprawcą to problem wielu Polek

Pamięta pani swój pierwszy plakat?


Tak, to było hasło "Nie znaczy nie". Bardzo często, kiedy kobieta mówi "nie", zarzuca jej się, że powiedziała to za mało stanowczo. To pani wymyślił treść tego plakatu, czy jest to jedno z uniwersalnych haseł?

Większość plakatów, które kleimy pochodzi z tzw. "puli". Tam trafiają nasze ogólne pomysły, które staramy się aktualizować.

Wcześniej znalazłam to hasło na Facbooku i pomyślałam, że chciałabym, by zawisło na terenie mojego miasta. Obok naklejono "Bił aż zabił". To mocno kontrastowało.

Czy wyklejacie też hasła, które opowiadają konkretną historię? Ta wydaje się taką być: "Na tym osiedlu przez 8 lat ojciec katował mnie i moją mamę".

Owszem, zdarzają się takie hasła. Dziewczyny bardzo często wyklejają plakaty, które opisują ich własne doświadczenia. I to bardzo cenne, bo ogólne hasło – choć ma swą moc – nie opowiada konkretnej historii.

Niektóre z kobiet wyklejają np. "w tym miejscu zostałam zgwałcona" albo "do tej szkoły chodzi mój gwałciciel".

I rozwieszacie w tym konkretnym miejscu?

Tak, wówczas dziewczyny starają się dotrzeć albo do tego miejsca, albo w okolice, by symbolicznie to zaznaczyć. Bardzo często do gwałtów, przemocy dochodzi w przestrzeni publicznej. Kiedy ktoś zobaczy taki plakat przed swoim domem, to uświadomi sobie, że to się dzieje prawie że na naszych oczach.


Plakat z jakim hasłem najbardziej panią ruszył?


Każdy plakat w jakiś stopniu mnie porusza. Naprawdę mocne było, kiedy jedna z dziewczyn wykleiła plakat "Do tej szkoły chodzi mój gwałciciel. To ja musiałam zmienić szkołę".

Czy pomagacie kobietom, których trudne doświadczenia znalazły się na plakatach?

Staramy się im pomóc na każdej płaszczyźnie. Jeśli zgłosi się do nas kobieta z informacją, że potrzebuje pomocy, to ją od nas otrzyma. Niemniej jesteśmy ruchem działającym na terenie całej Polski i świata, i za każdym razem ciężko jest pomóc. Zwykle kobiety te doświadczyły przemocy kilka lat wcześniej, ale dopiero teraz mają odwagę, by o tym mówić.

Rozmawiamy z tymi kobietami. Bardzo często one anonimowo wysyłają nam plakat. Jesteśmy szczęśliwe, że zabierają w ten sposób głos.

Wyklejając plakaty czujecie strach czy adrenalinę?

Przede wszystkim czujemy adrenalinę, zwłaszcza, jak wychodzi się robić coś pod osłoną nocy, będąc kobietą.

Ale i strach nam towarzyszy. Nigdy nie wiadomo, czy tym razem wychodząc nie spotkamy kogoś, kto zamiast pokiwać głową, spuści nam przysłowiowy "wpierdol".


Może Was też załapać policja.


Niestety tak, klejenie plakatów podchodzi pod paragraf. To nie jest w pełni legalne. Plakatowanie w miejscu, które nie jest do tego przeznaczone, podlega artykułowi 63a z Kodeksu wykroczeń. I grozi za to kara grzywny lub ograniczenie wolności.

Jednak wątpię, czy za przyklejenie kartki na klej ziemniaczany ktoś pójdzie do więzienia, niemniej mandaty się zdarzały i pewnie będą się zdarzać.

Wysokie czy symboliczne kwoty?

Jest różnie. Najwyższa kara za wyklejanie plakatów w miejscu do tego nieprzeznaczonym, to 500 zł. Wszystko zależy jednak od policjanta.

Jak wygląda nocna akcja wyklejania? Wychodzicie w kilka osób czy pojedynkę?

Tu też nie ma standardowego modelu. Są dziewczyny, które kleją same, ale zwykle wychodzi się w większych grupach. Zawsze mamy przygotowany sprzęt, czyli: hasło, pędzel i klej. Umawiamy się w konkretnym miejscu i idziemy kleić.



Trochę kleju na ścianę, do tego kartka i w długą, póki nikt nas nie zobaczy.

Ile plakatów jest pani w stanie za jednym rzutem przywiesić?

Od 6 do 8 na spokojnie.

Ten ruch przywędrował do Polski z Francji. Jak to się zaczęło?

We Francji plakatowanie zaczęła Margaret Stern, była działaczka Femenu. I ona zaczęła na murach Marsylii wyklejać historie zabitych kobiet. Początkowo jej hasła związane były z zabójstwami i brzmiały mniej więcej tak: "taki i taki pan zabił taką panią". Z czasem, kiedy zebrało się więcej kobiet, zaczęły one wyklejać hasła bardziej ogólne, jak np. "Bił aż zabił".

W Polsce wszystko zaczęło się we Wrocławiu, gdzie jedna z kobiet w pojedynkę zaczęła wyklejać plakaty, później dołączyły do niej inne chętne. I z czasem zaczęło się to rozrastać na resztę kraju. Chyba najbardziej dzięki profilom na Facebooku.

Jaka jest pani historia? Doświadczyła pani przemocy?

Ciężko będzie znaleźć kobietę, która nie doświadczyła przemocy. Mieszkam w wydawać by się mogło tolerancyjnym mieście, ale zawsze coś się tu działo. Najczęściej spotykałam się z przemocą w szkole, tzw. końskie zaloty, chłopak klepnął, strzelił ramiączkiem od stanika, bo uznał, że to będzie śmieszne.

Za czasów dzieciństwa w pobliżu mojego domu prowadzone były roboty drogowe. I było pełno mężczyzn, którzy za każdym razem, gdy wracałam ze szkoły gwizdali i ślinili się na mój widok. Miałam 13 lat i grupa dorosłych facetów gwizdała za mną za każdym razem, gdy wracałam do domu.


Jakbym słyszała historie koleżanek.


Niestety wychowaliśmy się w społeczeństwie mocno patriarchalnym, które zbudowane jest dla mężczyzn. Im się wydaje, że wolno im więcej, że więcej im się należy.

"Mam tylko 18 lat a doświadczyłam już licznych gwałtów kazirodczych: innych aktów agresji seksualnej/obmacywania już nawet nie liczę… Przez całe dzieciństwo widziałam jak moja mama była katowana fizycznie przez mojego ojca, do dzisiaj jestem świadkiem przemocy psychologicznej, jakiej jest poddawana. Moja historia jest podobna do historii milionów innych kobiet, ale nikt nas nie słucha. Dlatego plakatuję ją na murach mojego miasta, aby podzielić się naszą złością i naszym cierpieniem, które zasługują, aby zostać wysłuchanymi". To jedna z Waszych plakaciar?

Skoro taki plakat powstał, to możemy śmiało o tej osobie powiedzieć "plakaciara". Nie znamy się wszystkie, dlatego nie wiem, kogo konkretnie może to dotyczyć.

Jest wiele kobiet, które nie znalazły jeszcze odwagi, by o tym mówić. To są ciężkie historie. Nie jest tak, że następnego dnia otwierasz oczy i myślisz sobie: "już nie będę o tym pamiętała, było minęło".

Są kobiety, które chcą z nami plakatować, ale hasła ogólne, bo wciąż nie są w stanie mówić o swojej historii, bo każdego dnia budzą się z przerażeniem.

Kim dla siebie jesteście – wspieracie się?

Staramy się być dla siebie wsparciem. Mimo wszystko większość z nas klei w grupach koleżanek i kolegów. Na zasadzie: idziemy razem, znamy się z uczelni, szkoły, pracy. Staramy się być w kontakcie, przynajmniej minimalnym, żeby mieć pewność, że jak wykruszy się jedna grupa, to będzie można z inną plakatować.

Czy mężczyźni mogą plakatować z Wami, czy zarezerwowane jest to wyłącznie dla kobiet?

Nikomu nie zabronimy plakatować. Kartki, pędzle, kleje są ogólnodostępne. I na miasto może wyjść każdy. Natomiast mężczyźni nie są "wpuszczani" do naszych facebookowych grup, za pośrednictwem których kobiety się kontaktują. A to dlatego, że chcemy tam tworzyć bezpieczne przystanie dla kobiet. Wiele osób, które doświadczyły przemocy, nie czułoby się komfortowo, wiedząc, że na grupie są mężczyźni. Ale panowie mogą wyklejać, droga wolna.

Środki na to, by kleić bierzecie ze zbiórek?

Tak, mamy stworzoną zbiórkę i zebrane w ten sposób pieniądze przeznaczamy na farby, papier, druk, kleje. Niektórzy chcą kleić, ale nie mają środków i wtedy staramy się im je udostępnić.

Plakat czy hasło, które chciałaby pani zaprezentować?

Przede wszystkim chciałabym, żebyśmy nie musiały już tego kleić, żeby ludzie zaczęli wreszcie szanować kobiety, byśmy nie musiały wychodzić i na ścianach pisać: "ojciec katował mnie kilkanaście lat" albo "partner mnie gwałci". Najpiękniejsze i najważniejsze byłoby, by wreszcie był spokój.

Czytaj także: "Miał erekcję, włożył rękę pod spódniczkę". Kobiety opowiadają swoje historie jak z "Sex Education"

Jest to realne?

Myślę, że jest to możliwe, ale na pewno nie prędko, bo to jest głęboko zakorzenione w psychice całego społeczeństwa. Długa droga przed nami. A jeśli nie będziemy walczyły o własne prawa, to może być ciężko. Ale póki będziemy potrzebne, to będziemy krzyczeć i kleić.

TU SZUKAJ POMOCY, PRZYDATNE TELEFONY:
– Ogólnopolski Telefon dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" – 800-12-00-02 (całą dobę)
– Fundacja Feminoteka – 888 88 33 88
– Centrum Praw Kobiet – 600 07 07 17 (całą dobę)
– Stowarzyszenie Forgetmenot / Facebook https://www.facebook.com/stowarzyszeniefmn/


Czytaj także: "Powiedziała, że nie wróci, bo on ją zabije". W czasie kwarantanny Polki szukają tu wsparcia


Przeczytałem konwencję stambulską. Oto jej 4 punkty, które ratują kobiety przed piekłem na ziemi