Za dnia na siłowni, a nocą przebiera się za kobietę. Mariusz to najbardziej znany polski drag queen
Pod osłoną nocy przeistacza się w kobiecą i elektryzującą Dżagę. Za dnia nie rozpoznasz go, jak dźwiga ciężary wśród warszawskich koksów. Mariusz Ząbkowski jest najpopularniejszym polskim drag queen'em, znanym od lat przez wcielanie się w postać Dody. Dżaga łamie stereotypy i pokazuje swoje dwa, skrajne oblicza.
Za dnia jest męskim, przystojnym facetem, a na scenie przeistacza się w sceniczną petardę.•Fot. Maciej Stanik
Ile godzin tygodniowo poświęcasz na pracę nad swoją sylwetką?
Treningi stały się nieodłączną częścią mojego życia i wielką pasją. Moja przygoda z siłownią trwa już ponad 2 lata. Ćwiczę regularnie i mam swojego trenera. Staram się, aby to były 4 razy tygodniowo, ale różnie to bywa.
Jak koledzy z siłowni odbierają, to kim jesteś i co robisz?
To jest śmieszna sprawa, bo chodzę na siłownię, gdzie przychodzi naprawdę hardcore'owe towarzystwo- panowie z Pragi, strefa boksu, wiadomo o co chodzi. Ostatnio miałem sytuację, że mój trener nie mógł przyjść, więc ćwiczyłem sam. Podszedł do mnie gość, którego kojarzę od roku, bo często się mijamy. Pan generalnie wyglądał na mało przyjaznego, natomiast podszedł i wyznał mi, że całe życie, jak mieszkał na Ukrainie, to nienawidził takich ludzi, ale bardzo mnie polubił, i że nie robię nic złego. Co więcej, zrobił sobie ze mną zdjęcie, żeby pokazać swoim znajomym. Podał mi rękę i uśmiechnął się. Czyli jednak się da.
To jest niesamowite, że całe życie się zmienia, jak zaczynasz chodzić na regularne treningi. Przede wszystkim wzmaga to dyscyplinę, systematyczność i zaangażowanie w różne projekty. Kiedyś byłem osobą, która notorycznie się spóźnia. Teraz nauczyłem się że, gdy spóźnię się na trening, to mój trener daje mi nieźle w kość. Przez pierwszy rok chodzenia na siłownię wymyśliłem sobie, że będę płacił za treningi z góry, bo wtedy nie dostanę zwrotu pieniędzy, jeśli nie przyjdę. To był świetny pomysł, żeby zmotywować się i trzymać samego siebie w ryzach. Co więcej, od lat cierpię na przewlekłe zapalenie trzustki i dopiero od 2 lat, ćwicząc i trzymając odpowiednią dietę, widzę, jak bardzo wsparło to mój cały organizm i trzustkę.
To jak wygląda teraz Twoja dieta?
Moja przyjaciółka Doda, która jest zakręcona na punkcie zdrowego odżywiania, zawsze mówiła mi, że nie jestem cielakiem, żeby pić mleko od krowy. Miała rację, bo chociażby teraz, gdy biorę kawę z mlekiem roślinnym, to czuję się o wiele lżej. Aktualnie wykluczyłem też ze swojej diety gluten, laktozę oraz czerwone mięso. Widzę efekty wizualne, ale przede wszystkim czuję się wyśmienicie.
Nie boisz się, że tak intensywne ćwiczenia zaburzą wypracowany latami, sceniczny wizerunek Dżagi ?
Latami unikałem siłowni, bo byłem przerażony, że gdy zacznę ćwiczyć, to będę wyglądał na scenie, jak mega, wielki chłop i będzie to komiczne. Poza tym, 13 lat temu zaczynałem przecież, jako sobowtór Dody, więc siłą rzeczy musiałem być szczupły i podobny do niej. Teraz wiem, że to było głupie i nie muszę się w niczym ograniczać, bo kostium jest w stanie zniwelować dosłownie wszystko.
Czyli denerwuje Cię jednak, że środowisko i media cały czas łączą Twoją postać z Dodą?Po kilku latach na scenie zrozumiałem jednak, że nie chcę być całe życie czyimś sobowtórem, bo zaczynam się dusić i nie daje mi to możliwości rozwoju.
Mnie to w ogóle nie denerwuje, bo prywatnie jesteśmy przyjaciółmi, a artystycznie tworzę swoje rzeczy i nie wchodzę do mega mainstream'u. Wielokrotnie miałem propozycje, które mocno ułatwiłyby moją karierę sceniczno-muzyczną, natomiast nigdy nie robiłem niczego na siłę. Wydaje mi się, że spośród polskiej sceny drag queen'ów i sobowtórów odniosłem największy sukces. Wygrałem wszystkie możliwe konkursy, niejednokrotnie zasiadałem w jury, co roku występowałem w tych samych miejscach i robienie w kółko tego samego w delikatnie zmodyfikowanej wersji, przestało mi zwyczajnie dawać tyle frajdy i chciałem od tego uciec.
Jak się określasz - ta Dżaga czy ten Dżaga?
Zdecydowanie TEN. Sztuka drag daje mi na tyle dużo możliwości, że mogę zbudować swoją postać od podstaw i modyfikować ją, jak tylko chcę. Od koloru oczu i włosów, aż po charakter postaci. Dążę do tego, aby moja postać nie była stricte kobieca, ponieważ ja sam nigdy się tak nie czułem. Miałem o wiele trudniej niż moi koledzy, którzy mieli w sobie więcej tego kobiecego pierwiastka. Ja musiałem się wszystkiego nauczyć.
Jako znany drag queen musisz dostawać wiele niemoralnych propozycji od męskiej publiczności. Czy tak jest?
Owszem, takich propozycji dostaję bardzo dużo i to jest straszne. Szokuje mnie bezczelność, a właściwie bezkarność ludzi, którzy potrafią wypisywać takie rzeczy. Przecież oni to robią z publicznych kont, gdzie mają zdjęcia z żoną i dziećmi. Wydaje im się chyba, że pod zasłoną internetu są anonimowi i rodzina się nie dowie. A tu niespodzianka! Mam podane na tacy wszystkie dane i nie ma problemu, aby dotrzeć do partnerki takiego delikwenta. Nikt nie jest niewidzialny.
Jesteś managerem najpopularniejszego klubu pro LGBT w Polsce. Czy środowisko wymaga od Ciebie, abyś opowiadał się po tej najbardziej skrajnej stronie?
Oczekuje się ode mnie jawnego i jaskrawego poparcia we wszystkich sprawach, które się z tym wiążą. Nic nie działa bardziej na środowisko LGBT, jak opinia znanych aktywistów. Nie wchodzę w te kwestie, nie widzę sensu w krytykowaniu, ale też nie mam zamiaru opowiadać się po konkretnej stronie. Zwyczajnie tego nie czuję i tyle.
Mariusz Ząbkowski jest najbardziej znanym polskim drag queen'em. Pokazuje nam swoje dwie twarze.•Fot. Maciej Stanik / AG
Odkąd byłem już bardziej znany, a moje show zaczęły przeciągać coraz większą publiczność, to nieświadomie wszedłem w rolę klubowego psychologa. Ludzie przychodzili po moich występach do garderoby i opowiadali, co leży im na sercu i często były to bardzo trudne historie. W pewnym momencie było tego tak dużo, że wysłuchując wszystkiego i udzielając porad, sam wracałem do domu przybity i potrzebowałem wsparcia i rozmowy. Staram się odcinać od tego, bo kosztuje mnie to za wiele energii i emocji. Są też oczywiście momenty, gdy odbiorcy mnie uskrzydlają.
Pamiętasz kogoś takiego?
Tak. Dwa lata temu na mój show trafiła dziewczyna, która po wstępie podeszła do mnie i oznajmiła, że po raz trzeci chciała popełnić samobójstwo, ale jakimś cudem przyszła do klubu i usłyszała, co mówię. Nie obchodziło jej, co ja tam robię na tej scenie, ale co mówię do ludzi między piosenkami. Zazwyczaj dzielę się swoimi mantrami i wewnętrznymi przemyśleniami. Podeszła i powiedziała mi, że to, co usłyszała dało jej na chwilę tak wielką nadzieję, i że w końcu poczuła w środku sens życia.
Czy Dżaga jest Twoim totalnym alter ego?To uświadomiło mnie, że my, drag queen'i musimy brać odpowiedzialność za to, co robimy. Nie możemy tylko przebierać się, wychodzić na scenę, gadać głupoty i nie słuchać ludzi, zwłaszcza przy tym, co dzieje się teraz w Polsce.
Gdybym miał teraz wyjść na scenę, jako Mariusz, to spaliłbym buraka i nic nie zaśpiewał. Prywatnie nie mam aż tak wielkiej odwagi. Dżaga to rodzaj zbroi i maski, w której czuje się bezpiecznie. Drag daje mi na pewno poczucie anonimowości i pewności siebie.
Jakie są Twoje najbliższe plany artystyczne?
Już 18 września będę miał przyjemność poprowadzić LGBT Film Festival w warszawskim Pałacu Kultury i Nauki. Nasz festiwal będzie na naprawdę wysokim poziomie. Już nie mogę się doczekać. Poza tym, 25 i 26 września mam premierę spektaklu muzyczno-tanecznego "The Show" na Scenie Relax, gdzie wystąpię w zupełnie nowej odsłonie. Zagram szyderczego i nieco demonicznego mistrza ceremonii.
Czytaj także: Kim są drag queens i co kryje się za ich kolorowymi maskami?