"Mają do tego takie samo prawo, jak ludzie". Ten ksiądz zaprosił do kościoła bezdomne psy

Aneta Olender
– Co może być złego w tym, że zwierzę – skoro jest stworzeniem bożym – wejdzie do kościoła? Ma takie samo prawo do tego, jaki i człowiek – stwierdza ks. Wojciech Płoszek, który otworzył dla bezdomnych zwierząt drzwi kościoła ewangelickiego w Łęgutach na Mazurach.
Ks. Wojciech Płoszek zaprosił do kościoła bezdomne psy. Fot. Weronika Nowokuńska
Organizatorką akcji wprowadzania bezdomnych psów do kościoła jest Monika Dąbrowska, pomysłodawczyni inicjatywy "Bieg na sześć łap". Kościół w Łęgutach to już trzecie takie miejsce, w którym udało się w tak nietypowy sposób mówić o potrzebach zwierząt przebywających w schroniskach. Wszystkie psy, które wcześniej brały udział w akcji, znalazły swoje domy.
Fot. Weronika Nowokuńska
Długo zastanawiał się ksiądz czy wpuścić psy do kościoła, kiedy padła taka propozycja?

Ks. Wojciech Płoszek, proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej w Ostródzie: Nie. Zupełnie nie. Od samego początku nie był to dla mnie problem i nie miałem żadnych wątpliwości. Właściwie dopiero dziś, choćby poprzez zainteresowanie mediów, dowiaduję się, że jest to coś wyjątkowego, aczkolwiek nie mam pojęcia dlaczego.


Co może być złego w tym, że zwierzę – skoro jest stworzeniem bożym – wejdzie do kościoła? Ma takie samo prawo do tego, jaki i człowiek. Szczególnie że robi to w szczytnym celu. Nigdy nie budziło to moich ani teologicznych, ani moralnych wątpliwości.

Franciszek z Asyżu, w Kościele Katolickim uznany za świętego, mówił przecież o zwierzętach jako o braciach mniejszych i otaczał je troską. Myślę, że wynika to z samej historii stworzenia, gdzie napisano, że Bóg, tworząc świat, dał go człowiekowi w zarządzanie nie po to, aby ten świat niszczył, aby go wykorzystywał, ale po to, aby o niego dbał.

To odpowiedzialne dbanie o świat polega m.in. na opiece nad braćmi mniejszymi, którzy często nie są w stanie sami o siebie zadbać. Naturalną rzeczą dla wszystkich chrześcijan powinna być troska o stworzenia, o to, aby żyły w dobrych warunkach, nie były prześladowane, katowane.
Fot. Weronika Nowokuńska
W Księdze Rodzaju zapisane jest, że człowiek będzie panował nad zwierzętami i mam niestety wrażenie, że wiele osób interpretuje to nie tak, jak ksiądz to przedstawił.

Tak, bardzo często mylnie rozumiemy słowo "panować". Najczęściej interpretowane było i jest to w ten sposób, że możemy korzystać z zasobów Ziemi bez zastanowienia, bez refleksji. To jest o wiele szerszy temat, bo dotyka zagadnienia ekologii i troski o świat, o naszą przyszłość.

Zmierzamy przecież do katastrofy ekologicznej, a to właśnie jest konsekwencja rozumienia owego "panowania" nad światem. Jeśli w sposób właściwy ten tekst odczytamy, to zrozumiemy, że to panowanie rozumiane powinno być, jako odpowiedzialność.

Jest też taki fragment, gdzie człowiek ma za zadanie nadać imiona stworzeniom, a w tamtych czasach było to rozumiane tak, że jeśli ktoś komuś nadaje imię, jednocześnie staję się za tę istotę odpowiedzialny. W tym kierunku należałoby iść.

Trzeba przypominać, że człowiek w wymiarze etycznym jest odpowiedzialny za świat, za to, jak będzie nim gospodarować. A jeśli czyni się to źle, to dziś widzimy, jak to się kończy, mam na myśli zbliżającą się katastrofę ekologiczną, a w mniejszej skali cierpienie zwierząt.
Fot. Weronika Nowokuńska
To niezrozumienie, mówiąc dyplomatycznie, widać zwłaszcza w ostatnich dniach, kiedy toczy się emocjonalna dyskusja, pełna obelg i pretensji, dotycząca ochrony praw zwierząt w Polsce.

Kwestia ferm zwierząt futerkowych jest najbardziej aktualnym i zarazem najbardziej rażącym przykładem, bo jest to cierpienie zwierząt bez powodu. Nie ma dziś żadnego logicznego uzasadnienia dla produkcji naturalnych futer.

Zresztą to naprawdę bardzo szeroki temat. Dlaczego tylko fermy? Mamy przecież myśliwych, mamy zwierzęta hodowlane, mamy krowy mleczne, które nie są teoretyczne zabijane, ale żyją w trudnych warunkach, jest drób często chowany w klatkach.

To wszystko dotyczy relacji człowiek-zwierzę, odpowiedzialności człowieka za zwierzęta i wykorzystywania ich. Idąc dalej, można powiedzieć, że człowiek tak bardzo niszczy i zanieczyszcza świat, ponieważ prowadzi hodowle zwierząt przeznaczonych na ubój. Marnuje na to straszną ilość zasobów naturalnych.
Fot. Weronika Nowokuńska
Wracając do psów w kościele, jak wierni zareagowali na takie odwiedziny?

Bardzo pozytywnie. Była to tak naprawdę niespodzianka, bo niewiele osób wiedziało, że coś takiego się wydarzy. Moi parafianie to bardzo światli ludzie, otwarci, a poza tym są już trochę przyzwyczajeni, że od czasu do czasu czymś ich zaskakuję. Staramy się dbać o to, aby w naszej parafii panowała swojska i rodzinna atmosfera. Na pewno się nie zawiodłem, ludzie fajnie do tego podeszli, byli zainteresowani, rozmawiali z opiekunami psów.
Fot. Weronika Nowokuńska
A czy jakiś pies skradł księdza serce?

Nie zdecydowaliśmy się na adopcję. Dużą rolę musi tu odgrywać odpowiedzialność, nigdy nie może to być impuls, działanie pod wpływem emocji. Takim zwierzęciem trzeba się zatroszczyć w odpowiedni sposób. Nie ma sensu adoptowanie psa, który później całymi dniami będzie siedział sam w małym mieszkaniu.

Staramy się jednak pomagać, propagując tę ideę, uświadamiając o potrzebach zwierząt w schroniskach. To także był cel akcji.
Monika Dąbrowska organizatorka akcji i pomysłodawczyni inicjatywy "Bieg na sześć łap".Fot. Weronika Nowokuńska
Monika Dąbrowska
pomysłodawczyni inicjatyw "Bieg na sześć łap"

Wielu osób uważa, że do schroniska jedzie się tylko w celu adopcji. Dzięki takim akcjom, jak ta w kościele, możemy edukować ludzi, że do schroniska można przyjść także po to, aby wyprowadzić psa na spacer i tym samym pomagać mu w socjalizacji. Jeśli taki spacer odpada, to można pomóc zwierzętom w inny sposób. Potrzebne są koce, kołdry, kasze, ryże, makarony – żeby zmogły zjeść ciepły posiłek.

Poza tym kiedy psy trafiają do schroniska są dla nas kompletnie anonimowe, bo najczęściej są przywiezione z interwencji, gdzieś znalezione. Oczywiście w akcji biorą udział te bardziej zsocjalizowane, kochane i czułe, których jesteśmy pewni, bo udało nam się już je poznać. Jednak wizyta w kościele, udział w zewnętrznym wydarzeniu sprawia, że poznajemy je jeszcze bardziej, bo możemy je obserwować, gdy spotykają się z nowymi sytuacji, zderzają z nowymi bodźcami. Dzięki temu mamy bogatszy i pełniejszy profil zwierzaka.

Ważne jest także to, że nie można decydować się na adopcję pieska pod wpływem emocji. Wychodzimy z nimi ze schroniska po to, aby je pokazać, aby obalić mit, że do schroniska trafiają psy stare, schorowane i agresywne.

Pokazujemy, że ten obraz jest krzywdzący, bo w schroniskach jest wiele wspaniałych zwierząt, które trafiły tam z powodu nieodpowiedzialności ludzi. Ponoszą tego konsekwencje, są zdane na naszą łaskę i niełaskę. Trzeba je poznać, a nie przyklejać łatki.

Czytaj także:

"Oddałabym za niego życie". Żałoba po śmierci ukochanego zwierzaka wcale nie jest dziwna

Na co dzień wyrywa zwierzęta z rąk oprawców. "Nie pomogą policjanci, nie pomogą urzędnicy. Tylko internauci"