Na jeden dzień trafiłem do raju. Porsche wzięło mnie na tor i dało klucze do swoich "zabawek"
Na słowo Porsche serce często bije szybciej nawet motoryzacyjnym laikom. Tym bardziej cieszyłem się jak dziecko, kiedy pojechałem do Kamienia Śląskiego, gdzie wziąłem udział w Porsche Driving Experience. Na jeden dzień trafiłem do raju, by sprawdzić modele z gamy GTS. I co najlepsze: wy też możecie to zrobić.
Fot. Porsche
Moi redakcyjni koledzy już nie raz zasmakowali tego klimatu. Jeden z nich ostatnio załapał się nawet na Porsche Track Experience Performance, a tam poprzeczka jest zawieszona już naprawdę wysoko.
Mi udało się pojechać na podobny event, ale skierowany bardziej dla początkujących. Żółtodziób w jeździe po torze – taki jak ja – nie musiał się obawiać, że sobie nie poradzi. Co nie oznacza, że zabrakło adrenaliny. Było BARDZO szybko, a momentami nawet ekstremalnie.
I nie żartuję, poczułem się jak w świecie wyścigówek na pecety, dla których kilkanaście lat temu zarywałem noce. A teraz mogłem dociskać na torze auta, jakie jeszcze niedawno ustawiałem tylko na swoim pulpicie. Brzmi nieźle, prawda?
Fot. Porsche
Porsche stosuje ten skrót od prawie 60 lat. Na początku oznaczał większy komfort w rasowym samochodzie wyścigowym. Dzisiaj to bardziej dodatkowa porcja sportowego charakteru, przy tym samym, imponującym poziomie komfortu i właściwości jezdnych.
Fot. Porsche
Fot. naTemat
Zanim w ogóle wsiedliśmy za kierownicę, czekało nas szkolenie – niezbędne do tego, by wszystko odbyło się bezpiecznie. I żebyśmy w ogóle wiedzieli, co nas czeka. Szef instruktorów Janusz Dudek przedstawił całą swoją ekipę, która towarzyszyła poszczególnym grupom przez cały dzień.
To ludzie, którzy na ekstremalnej jeździe po prostu zjedli zęby. Jeśli ktoś miał nauczyć jazdy po torze takiego żółtodzioba jak ja, to nie mogłem trafić lepiej.
Fot. Porsche
Na początek wsiadłem do Cayenne. Teoretycznie znałem ten samochód z cywilnej jazdy i kojarzył mi się przede wszystkim z imponującą dynamiką, jak na pojazd o takich gabarytach. Na torze po chwili zapomniałem, że Cayenne niektórzy odpalają tylko po to, by pojechać po bułki do sklepu. Tu miałem do czynienia z autem, które na zakrętach wgryzało się w asfalt.
Fot. Porsche
Fot. Porsche
To samo dotyczy Macanów, które wywarły na mnie podobne wrażenie, ale jednak sprawiały wrażenie bardziej zwinnych i lekkich. W ogóle oficjalnie przepraszam, że zlekceważyłem ten samochód. Nie spodziewałem się po nim niczego szalonego, bo dla mnie to zawsze było "tylko" Porsche do codziennej jazdy – do pracy, z dziećmi do szkoły czy na wakacje.
Macan ekstremalnie wchodzący w zakręt i tnący po tarkach? Myślałem, ze to bajki. A kiedy odhaczałem nim kolejne łuki jadąc za instruktorem, który dyktował solidne tempo, śmiałem się na głos sam do siebie.
Fot. Porsche
Żeby się trochę rozbudzić, żonglowaliśmy (a raczej próbowaliśmy to robić) piłeczkami, oraz robiliśmy różne przeplatanki palcami. Z pozoru proste ćwiczenia pomogły nam przestawić myślenie. Efekty było czuć za kierownicą, kiedy robiliśmy slalomy między pachołkami i musieliśmy z wyprzedzeniem planować każdy metr. To działa, i jak nas przekonano, jest bardzo istotne.
Fot. Porsche
Fot. Porsche
Fot. Porsche
Fot. Porsche
Fot. Porsche
Fot. Porsche
Fot. Porsche
Oprócz tego, że jazda była przyjemnością, to jeszcze odgłos silnika, który tak świetnie współpracuje. Instruktor jadący z przodu co chwilę zachęcał mnie przez radio, by dokręcić śrubę, a ja robiłem wszystko, by świadomie wykorzystywać moc. Krótko mówiąc, z Caymana nie chciało się wysiadać.
Fot. Porsche
Fot. naTemat
Złapałem podstawy jazdy na krawędzi, w której nie chodzi tylko o szaleństwo. Wiele z tych manewrów, a także umiejętność skupienia mogą przydać się w codziennej jeździe. Dlatego na podobne eventy Porsche co roku zaprasza każdego z was. Szczegółowe informacje na temat dostępnych wydarzeń, podczas których możecie doświadczyć tego samego, co ja, znajdziecie na stronie Porsche.
Czytaj także: Tak wygląda 1,3 mln złotych. Gdy odpaliłem to Porsche, w samochodzie sąsiada włączył się alarm
Fot. Porsche