"Piekło", "obóz koncentracyjny". Ten poruszający film pokazuje dalsze losy ofiar siostry Bernadetty

Bartosz Godziński
Dramatem wychowanków zabrzańskiego ośrodka sióstr boromeuszek żyła kilka lat temu cała Polska. Stojąca na jego czele zakonnica oraz jej podwładne okazały się sadystycznymi oprawczyniami, które przemocą zniszczyły dzieciństwo podopiecznych. Teraz ofiary opowiedziały jak radzą sobie z traumą w dorosłym życiu.
Zdjęcie z procesu sióstr Bernadetty i Franciszki Kadr z filmu "Dzieci siostry Bernadetty" / CBS Reality
"Dzieci siostry Bernadetty" to podzielony na dwie części dokument w reżyserii Kingi Płachecińskiej. Będziemy mogli go zobaczyć 26 i 27 października na kanale CBS Reality. Jako osoba, która widziała go przedpremierowo, ostrzegam: film ogląda się z wilgotnymi oczami i zaciśniętymi pięściami. Jednak jak na każdy dobry dokument o ludzkiej tragedii przystało - daje jakiś promyk nadziei.
Fot. Materiały prasowe / CBS Reality

Zaginięcie Mateusza z Rybnika doprowadziło do odkrycia tajemnicy ośrodka w Zabrzu

Dokument zaczyna się inaczej niż się spodziewaliśmy. Przenosimy się do Rybnika, by poznać historię zaginionego w 2006 roku Mateusza Domaradzkiego. Widz, który nie zna sprawy, zastanawia się, czy włączył dobry film. Co ma wspólnego nieodnaleziony do dziś chłopiec z zakonnicami z Zabrza? Okazuje się, że bardzo wiele.


To gorzka refleksja, ale gdyby nie zaginięcie 8-latka, pewnie do dziś nie poznalibyśmy prawdy o tym, co się działo za murami ośrodka. O porwanie, gwałt i zabójstwo chłopca został bowiem oskarżony jeden z wychowanków siostry Bernadetty. Jego zeznania, w których wyznał, że był ofiarą przemocy seksualnej w placówce boromeuszek pozwoliły rozpocząć inne śledztwo, a koszmarna prawda ujrzała wreszcie światło dzienne.

Dokumentaliści dotarli do rodziców i siostry Mateusza. Miałby dziś 23 lata. Jego ciała nigdy nie odnaleziono - wciąż figuruje w rejestrach jako zaginiony. Rodzina nie ustaje w staraniach o jego odnalezienie. Wciąż wierzy, że chłopiec żyje - zawsze zostawiają dwa puste talerzyki przy wigilijnym stole, jeden dla niespodziewanego gościa, a drugi dla ich syna...
Fot. Materiały prasowe / CBS Reality
Tomasz Z. i Łukasz N. zostali skazani na 25 lat więzienia. Najpierw przyznali się do winy, później jednak wycofali się ze swoich zeznań, nadal siedzą za kratami. W dokumencie poznajemy kuzynkę Z., która też jest ofiarą - próbował ją napastować. Teraz sama pomaga Domaradzkim w odnalezieniu chłopca. Jej wątek jest niezwykły, bo rzadko w takich filmach możemy wysłuchać bliskich oskarżonych, którzy też przecież zmagają się z traumą i ostracyzmem.

Skrzywdzeni przez zakonnice opowiadają o torturach w ośrodku w Zabrzu

Druga część dokumentu to poruszające świadectwa ofiar. Jako dorośli ludzie szczerze opowiadają o swoich bolesnych przeżyciach. Mówią o "piekle" i o tym, że ośrodek "kojarzył się z obozem koncentracyjnym". Opisują też bezpodstawne kary, które im wymierzały siostry boromeuszki. Jedli własne wymiociny, papierem ściernym usuwano im lakier z paznokci, raz w tygodniu brali kąpiel, bito je kablem od TV, a jedna z sióstr miała kolekcję pasów niczym średniowieczny kat.

Za fasadami silnych osób, które poradziły sobie z traumą, dostrzegamy jednak to, jak bardzo są zdemolowani wewnętrznie. Nie wzbudzają jednak naszej litości, ale współczucie i podziw. Dochodzą też do niesamowitych wniosków. Jedna z kobiet wyjaśnia, że przez horror z dzieciństwa teraz jej jest łatwiej radzić sobie z przeciwnościami losu. Jeden z mężczyzn próbuje z kolei w jakiś sposób nawet tłumaczyć zachowanie sióstr: że były tylko dwie, a miały pod sobą kilkadziesiąt dzieci. Obwinia bardziej system, a nie zakonnice z piekła rodem.
Fot. Materiały prasowe / CBS Reality
Nie wszyscy pokazują twarze. I jesteśmy to w stanie zrozumieć. Szczególnie mężczyznę, który przez lata był gwałcony w ośrodku przez innych wychowanków - siostry dawały przyzwolenie na takie praktyki. Kiedy po próbie samobójczej został zabrany przez pogotowie, żaden z medyków nie chciał mu wierzyć. A złe rzeczy w zabrzańskim ośrodku miały się dziać od lat 70. XX w. I można było je ukrócić już dawno temu. Kto by jednak chciał podnieść ręce na tak święte osoby jak zakonnice?

Jednak pomimo tych wszystkich bolesnych relacji, dokument finalnie wywołuje pozytywne uczucia, które nieśmiało przebijają się przez gąszcz traum i niewybaczalnych czynów. Pokazuje, że choć człowiek jest zdolny do wyrządzenia zła, to również potrafi się wydostać z nawet największego życiowego bagna. To naprawdę niesamowite, że w czasie seansu raz nienawidzimy, a raz wierzymy w ludzkość.
Fot. Materiały prasowe / CBS Reality

Dokument o "dzieciach" Bernadetty powinniśmy obejrzeć wszyscy

W filmie występują również m.in. Anna Malinowska, dziennikarka "Wyborczej”, która jako pierwsza opisywała sprawę ośrodka (pojawia się też w pierwszej części), psycholog, były pracownik kuratorium czy była nauczycielka, która adoptowała jedną z wychowanek. Ich wypowiedzi pozwalają jeszcze lepiej zrozumieć mechanizm działania ośrodka. Odtworzono też cały przebieg procesu, który doprowadził do ukarania sióstr.

Trochę zabrakło mi partyzantki znanej z filmów braci Sekielskich. Nie ma gorączkowych prób kontaktu z siostrami lub ich zwierzchnikami, czy ukrytych kamer, które pokazują też tę drugą ciemniejszą stronę medalu. CBS Reality jest jednak spółką brytyjską, a tamtejsze prawo prasowe (Ofcom) zabrania nagrań z ukrycia. Nie można się nawet pojawiać się u kogoś z kamerą bez zapowiedzi i wcześniejszego wyjaśnienia kontekstu w jakim jego wypowiedzi zostaną użyte.

Nie ma to jednak wpływu na ostateczny wydźwięk filmu, a podobna do podejmowanych przez Sekielskich tematyka jest po prostu przedstawiona w inny sposób. Reżyserka przede wszystkim przekazała głos ofiarom, których przez tyle lat nikt nie chciał słuchać. To nie jest też film antyreligijny. Zresztą jedna z ofiar wciąż chodzi do kościoła i po tym wszystkim nadal wierzy w Boga.

"Dzieci siostry Bernadetty" pokazują raczej, jak uprzywilejowany w oczach społeczeństwa jest Kościół i do czego prowadzi nieposkromiona nietykalność i nadmierna władza w rękach niezrównoważonych osób.

Czytaj też:

Siostra Bernadetta przeprosiła i wycofała wniosek o zawieszenie kary więzienia

"Dzieci były przypinane do krzesła elektrycznego". Tam Kościół prowadził szkoły, w których stosowano tortury