"JESTEM GOTOWA, coś we mnie pękło". Joanna Koroniewska łamie kobiece tabu

Daria Różańska
Aktorka opisała stracone ciąże i "cierpienie tak wielkie, że tylko rodzic będący w takiej sytuacji może to zrozumieć". Ale dziś w wywiadzie dla naTemat mówi nie tylko o swoim doświadczeniu. Ma ważny przekaz dla Polek, które znalazły się w podobnej sytuacji.
Aktorka Joanna Koroniewska. Fot. Screen z Facebooka / Joanna Koroniewska

"JESTEM GOTOWA" – PODZIEL SIĘ SWOJĄ HISTORIĄ

– To moment na odrodzenie się tych wszystkich kobiet, którym się wydawało, że przykre doświadczenia z przeszłości to jest ich pięta Achillesa, ale nie, to ich siła – mówi nam Joanna Koroniewska.

To ona jednym wpisem w mediach społecznościowych przełamała tabu i pokazała, że trudne doświadczenia nie są powodem do wstydu, ale dowodem ogromnej siły.

– Przeżywanie emocji zaczyna być ważniejsze niż heroizm. Zaczęłyśmy sobie zdawać sprawę, że to jest naszą siłą. Nie może być tak, że musimy przez to przejść, zamknąć buzię i iść dalej – przekonuje.

Dlatego zachęcamy Was, w ramach akcji "JESTEM GOTOWA", by na łamach naTemat opowiedzieć o swojej historii. Napiszcie – może być anonimowo, może być pod nazwiskiem. Ważne, żeby się przełamać.

Zgłaszajcie się do nas na adres: daria.rozanska@natemat.pl.

Fot. naTemat
Joanna Koroniewska:– Bardzo boję się tej rozmowy.

Daria Różańska: – Dlaczego?

Boję się, że zostanę źle zrozumiana. Zawsze staram się łączyć ludzi, nigdy dzielić. Szanuję każdą stronę, również tę, która we mnie teraz uderza. Wiem, że w niej też jest bardzo duża złość.

O wielu rzeczach dotąd publicznie nie mówiłam. Zawsze w życiu zależało mi, żeby jednak Koroniewska była znana nie ze swoich poglądów, przekonań, ale ze swojej pracy. Przez wiele lat nie mogłam normalnie funkcjonować. Już teraz wiadomo, dlaczego. W moim życiu wydarzały się rzeczy, które musiałam przezwyciężyć.


Pamiętam sytuację sprzed wielu lat, kiedy dowiedziałam się, że niemożliwe jest, żebym miała drugie dziecko. Swoją walką, determinacją pokazałam, że rzeczy niemożliwe stają się możliwe.

"Mam 42 lata i dwoje szczęśliwych dzieci. Ale ciąż miałam osiem. Aż sześć z nich nosiłam pod sercem aż do trzeciego miesiąca. Obumierały". Dlaczego kilka dni po orzeczeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego zdecydowała się pani na tak osobiste wyznanie?

Napisałam ten post, ponieważ zrobiło mi się bardzo smutno. Tak bardzo ciężko na sercu. Coś we mnie pękło. Nie mogłam się pogodzić z tym, żeby w tak trudnych i traumatycznych momentach ktoś decydował za kobietę. Mam dwie córki i wiem, że może być różnie... Zawsze mi zależało, żeby wychować je w taki sposób, by szanowały innych i głęboko wierzyły, że dobrze robią. I żeby były po tej dobrej stronie mocny.

To znaczy?

To wcale nie oznacza, że jestem aborcjonistką czy zgadzam się z hasłami "aborcja dla wszystkich". Absolutnie się nie zgadzam. Mimo że chodzę na protesty, jestem przeciwna aborcji na życzenie. Nigdy się pod czymś takim nie podpiszę. Uważam, że każde życie jest warte ochrony.

Ale z własnych doświadczeń wiem też, że ktoś, kto nie przechodził przez takie piekło, nie zrozumie kobiet. Przeleżałam 9 miesięcy, o czym nikt nie wiedział. Miałam traumatyczne przeżycia w drugiej ciąży. I nikt nie ma prawa mówić, w którym momencie będę bohaterką… Dopóki ja sama się na to nie zdecyduję.

Co czuje kobieta, która wie, że nosi pod sercem dziecko chore albo że płód obumrze?

Nie mam prawa mówić w imieniu innych kobiet. Jeśli chodzi o moje emocje – nie jestem w stanie nawet teraz o tym z panią porozmawiać. Jestem cała rozedrgana, mam łzy w oczach. To tak ciężki temat dla każdej z nas… To rodzaj bólu nie do opisania, którego się nie zapomina.
Czy po kolejnych próbach przestaje się mieć nadzieję?


To nie jest dobry moment, żeby o tym mówić. Popełniłam ten post, żeby pokazać, jak trudne są emocje kobiety, a nie po to, by epatować swoim nieszczęściem.

Gdybyśmy teraz zaczęły o tym rozmawiać, to umknęłoby nam to, co najważniejsze. A najważniejsze w tym wszystkim jest to, że my kobiety zostałyśmy niemalże postawione pod ścianą. Zwłaszcza te, które wierzą w Boga.

Czyli pani też.

Tak, wierzę w Boga. Ale wierzę też w mądrość kobiet i sumienie każdego z nas.

Po publikacji mojego posta otrzymałam wiele wiadomości od dziewczyn, które są przerażone orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego. One nie chcą zachodzić w ciążę, bo na przykład są obciążone genetycznie i prawdopodobieństwo chorego płodu jest bardzo wysokie. Są też takie, które nie wyobrażają sobie tak skrajnego heroizmu, na który nie wszyscy są w stanie się zdobyć.

W piątek w Trybunale Konstytucyjnym jeden z posłów PiS, kandydat na Rzecznika Praw Obywatelskich, mówił: "Brakuje dowodów, że urodzenie dziecka, które umrze w męczarniach kilka godzin po porodzie, ma negatywny wpływ na psychikę rodziców". Jakby to pani skomentowała?

To jakby ktoś totalnie wyczerpanej, bitej kobiecie pluł w twarz. Jako osoba empatyczna powiem tak: nie dziwię się tym, którzy wychodzą na ulice i przeklinają, mimo że wcześniej tego nie robili.

To pokazuje, jak ogromny jest poziom bezsilności. Głos zabierają także ludzie z różnych środowisk, pracownicy różnych mediów, którzy wcześniej nie demonstrowali swojego sprzeciwu.

To oznacza jedno: nie damy sobie wmówić, że czarne jest białe, a białe czarne. Jesteśmy istotami myślącymi. I nie będziemy biernie przyglądać się temu, jak ktoś robi z nas idiotki. My dostajemy teraz w twarz.

Jest też niestety druga strona medalu: narastająca agresja, przykłady wandalizmu i niektóre postulaty, z którymi się nie zgadzam. I też mam do tego prawo. Tak jak każdy z nas.

Prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska zaklina rzeczywistość. Obwinia media za protesty i uważa, że ustawa nadal dopuszcza aborcję, a orzeczenie Trybunału "nie jest w nikogo wymierzone i przez nikogo nie powinno być wykorzystywane do wywoływania napięć społecznych".

Niesamowite jest to, że w czasie pandemii, kiedy rośnie liczby zachorowań na covid-19, a sytuacja służby zdrowia jest coraz gorsza, znajduje się temat "zastępczy".

Teraz powinniśmy dyskutować o lekarzach, pracownikach służby zdrowia, którzy narażają swoje zdrowie i życie dla innych. A niestety zmusza się nas do wychodzenia na ulice. I mówi się, że to przez nas zaraz liczba zachorowań wzrośnie.

Na Twitterze już pojawiają się złośliwe głosy, że to kobiety będą leżały w budowanych właśnie szpitalach polowych.

To robienie z nas idiotów. Próbuje się nas podzielić, a my mimo wszystko się jednoczymy. Mimo naprawdę różnych poglądów, mimo tego że część z nas absolutnie nie jest za radykalnymi posunięciami.

Tych protestów nie da się zatrzymać. To się dopiero rozkręca. Skala jest tak duża, bo do tej pory nikt nas nie szanował i nikt nie chciał z nami rozmawiać. Śmieją nam się w twarz, bo mogą w każdej chwili, w każdym momencie zmieniać prawo.

Mimo że wszyscy myślą, że walczymy o jeden zapis ustawy, to tak naprawdę walka o coś znacznie więcej – o nasz wspólną godność, o poszanowanie naszych praw i szacunek dla społeczeństwa.

Myśli pani, że liczne protesty w całej Polsce przyniosą jakiś efekt?

Myślę, że to za chwilę się stanie koszmarem i te protesty nie zakończą się pokojowo, jeżeli rząd nie zacznie z nami rozmawiać.

Kobiety są coraz bardziej zdecydowane i załamane poziomem manipulacji i bycia traktowanym przedmiotowo. I nie jesteśmy zdenerwowane tylko my. Wkurzeni są też mężczyźni.

Na Instargamie jedna z kobiet opublikowała film, na którym podchodzi do policjanta, a on ją ostrzega, że niedługo wejdzie wojsko. I radzi, żeby na siebie uważać.

Policjanci też mają córki, żony i matki.

Dokładnie. Nie zamkniemy wszystkim buzi. Nie da się. Nie w tych czasach, nie w tym kraju. Walczymy o swoje prawa, jesteśmy odważnymi ludźmi. A odwaga – obok determinacji – to coś, co jest najważniejsze w życiu.

Powinno się wreszcie zacząć nas szanować i z nami rozmawiać. Mleko się rozlało, jesteśmy bardzo rozgoryczeni tą sytuacją i nie damy się nikomu zniewolić. Żyjemy w XXI wieku, nasze dzieci na nas patrzą, ludzie z zagranicy nas wspierają. Piszą do mnie osoby, które kochają ojczyznę, ale i mówią, że wyjeżdżając dokonali mądrego wyboru.

Jakiego kraju chciałaby pani dla córek?

Chciałabym kraju mądrego, w którym empatia jest słowem-kluczem, w którym jest szacunek dla każdego człowieka, niezależnie od jego poglądów. Zależy mi na godności człowieka i prawie do wyboru. Raz jeszcze podkreślę: nie jestem za pełną legalizacją aborcji.
A za kompromisem, który do tej pory mieliśmy?


Na razie jestem za kompromisem, który do tej pory mieliśmy, choć pewnie niektórym to nie wystarcza. Wiem też, że mając 18 lat pewnych rzeczy nie rozumiałam, a jako rodzic inaczej już na to patrzę. Dziś ciężko jest młodym ludziom wytłumaczyć, co oznacza aborcja.

Chciałabym dla moich córek kraju, w którym nikt nie będzie wytykany palcami, gdzie ludzie nawet nie będąc po jednej stronie barykady nauczą się respektować innych. To jest możliwe.

Tak samo jest z trwającą dyskusją. Najważniejsze jest zrozumienie tematu i wysłuchanie drugiej strony. Dopiero wtedy powinniśmy mieć prawo się wypowiadać. I obowiązuje to obie strony. Wczoraj wysłuchałam nawet wywodów pana Terlikowskiego.

Agnieszka Chylińska powiedziała niedawno: "Protestuję przeciwko atakowi, prześladowaniu i karaniu tych, którzy żyją i myślą inaczej", choć dodała – że jako osoba wierząca – nie usunęłaby chorego dziecka.

Usunięcie dziecka pozostawia rysę na całym naszym życiu. To nie jest proste.
W mediach społecznościowych przytoczyłam też słowa śp. profesora Dębskiego, który przez lata był szykanowany.

Profesor starał się być otwarty dla różnych kobiet. Ale nie stał po żadnej ze stron, pokazywał, że wszędzie jest tylko człowiek. W jednym z wywiadów opowiedział, jak polityk – oficjalnie przeciwnik aborcji – poprosił go o usunięcie ciąży. I tłumaczył, że są to "wyjątkowe okoliczności”.

Wyjątkowe, bo dotyczyły jego.

I to jest clue problemu. To dotyczy każdego z nas. A mnie nie chodzi o to, by nas różnić, ale łączyć. I słuchać opinii innych, nawet jeśli się z nią nie zgadzamy. Chcę słuchać racji obu stron.

Pani opowieść uruchomiła lawinę – inne kobiety piszą o podobnych doświadczeniach. Udało się je otworzyć?

Na pewno nie spodziewałam się takiego odbioru. Kobieta jest tak ukształtowana, że jest w stanie wiele znieść, ale świat często nie jest na to gotowy.

Żeby słuchać jej opowieści?

Tak, żeby mogła mówić o tym wprost. Nie udostępniłam nawet 1/3 historii kobiet, które się do mnie odezwały po wpisie. Ale widzę zmianę w myśleniu.

Pamiętam, jak babcia pokazywała mi grób swoich dzieci i ona nie miała nawet do tego stosunku emocjonalnego. To było naturalne. Ale czasy się zmieniły i przeżywanie emocji zaczyna być ważniejsze niż heroizm. Zaczęłyśmy sobie zdawać sprawę, że to jest naszą siłą. Nie może być tak, że musimy przez to przejść, zamknąć buzię i iść dalej.

Bardzo często było tak, że kobiety nawet nikomu nie mówiły o tym, co się stało. Bo przecież i tak zaraz się odzywały: a ja miałam trzy ciąże, ja pięć. I cierpienie jest normalne.

Nie, cierpienie nie jest normą. I umówmy się, że nie będzie normalne nigdy dla nikogo, zwłaszcza dla kobiety. Wydaje mi się, że to jest moment, w którym każdy z nas powinien zacząć to sobie uświadamiać. Zmieniły się czasy, możemy głośno o tym mówić. I przestajemy uważać, że jesteśmy gorsze i wybrakowane. Myślałam, że po tym poście, zostanę zalana hejtem.

Było parę oburzających głosów, że: "mogła pani spuścić dzieci w toalecie".

42 lata mojego życia życia nigdy nie były usłane różami. Miałam bardzo trudne dzieciństwo, wiele o tym nie mówiłam i na razie nie zamierzam. Natomiast to mnie ukształtowało, nauczyło szacunku do wszystkich ludzi. Bardzo często boli mnie serce, bo nie rozumiem niesprawiedliwości.

To moment na odrodzenie się tych wszystkich kobiet, którym się wydawało, że przykre doświadczenia z przeszłości to jest ich pięta Achillesa, ale nie – to ich siła. Niezależnie od tego, czy te kobiety przyznają się tylko mnie, czy mówią o tym na forum. Siłą jest już to, że w ogóle mówią o tym, co przeszły.

Publiczne podzielenie się swoją historią przynosi ulgę, ukojenie czy przeciwnie?

Szczerze? Przynosi chyba najwięcej strachu. To bardzo bolesny i drażliwy temat. Czy takie wyznanie przyniosło ukojenie? Chyba nie. Nic nie ukoi bólu matki. Tego się nie zapomina. Nie ma się czystej karty. Niedawno – po raz pierwszy z okazji miesiąca raka szyjki macicy – pokazałam zdjęcie mojej mamy. Od czasu jej śmierci minęło 20 lat. Ale czy ból minął? Nie, nie minął. To boli, jak bolało. Nie jest łatwiej, tylko człowiek przyzwyczaja się do bólu.

Co dawało pani siłę?

Nie każdy z nas jest skłonny do heroizmu i ma w sobie siłę w postaci wiary. Możemy ludziom pokazywać własną drogę, ale nikogo do niczego nie zmusimy. Dzięki wierze udało mi się przetrwać wiele ciężkich momentów, ale też przez to, że one następowały, często zbaczałam z tej drogi.

Bo miałam też momenty buntu. Nie rozumiałam, dlaczego człowieka wierzącego spotyka tyle nieszczęść. Wiem jedno: nie mam prawa nikogo namawiać do rzeczy, których jeszcze w sobie nie odkrył. Mam jedynie nadzieję, że kiedyś dojdzie do momentu, w którym będzie wiedział, że warto jest oprzeć się na kimś, kto daje ci życie wieczne.

Planuje pani kolejne dziecko w obecnej sytuacji?

Mój osobisty dramat polegał na tym, że ta "walka" trwała tak długo, że ja już nie mam czasu na kolejne dziecko. To jest już nieosiągalny dla mnie temat.

Załóżmy, że jest pani o 10 lat młodsza, a prawo się zmienia. Zdecydowałaby się pani na kolejną ciążę?

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jestem przekonana, że nikogo nie zmusi się do heroizmu. Ale jestem też przekonana, że dużo lepszym pomysłem byłoby pokazywać, ile siły może dać człowiekowi wiara.

Dobrze gdyby jeszcze państwo dało konkretną pomoc rodzinom wychowującym dzieci z niepełnosprawnościami. O tym mówi od lat chociażby ojciec Ludwik Wiśniewski.

Do mnie odzywa się dużo matek chorych dzieci i one mówią jedno: nasz heroizm nie był wyborem, jesteśmy zdruzgotane, dlatego wychodzimy na ulice. Nam nikt nie pomógł. Dalej nie pomaga.

Chciałam jeszcze sprostować jedną kwestię. Piszą do mnie osoby z pytaniem "jak mogę być za aborcją i zbierać pieniądze dla tych śmiertelnie chorych dzieci”? To przejaw totalnego niezrozumienia, braku empatii.

Nawet nie chcę myśleć, że to prawo się zmieni. Cały czas mam nadzieję, że w którymś momencie się nas wysłucha. Wierzę, że dobro zawsze zwycięży. Mam tylko nadzieję, że stanie się to jak najszybciej. Autentycznie boję się, co będzie dalej, ale też czuję, że nie ma odwrotu.