Odważyłabyś się poprosić faceta o rękę? Bohaterka "Kto odmówi pannie młodej" o walce ze schematami

Michał Jośko
Polskie dziewczyny coraz śmielej przejmują inicjatywę, w każdej sferze życia. Porozmawiajmy o tym z bohaterką pierwszego odcinka programu "Kto odmówi pannie młodej", w którym – o zgrozo! – to kobiety oświadczają się swym wybrankom. Angelika Mango-Sobolewska opowie o przełamywaniu schematów i odwracaniu ról społecznych, tudzież innych zmianach, jakie dokonują się w naszym kraju, zarówno w wielkich miastach, jak i na prowincji.
Fot. Instagram.com/mangoangelika
W naszym społeczeństwie wciąż pokutuje przekonanie, że dziewczyna nie może wykazywać się zbyt dużą inicjatywą. Przecież tak nie wypada, to mało kobiece...

Masz rację, pewne stereotypy wciąż są żywe, wciąż przypisuje się nam takie, a nie inne role. Jednak, na szczęście, te rzeczy powoli przechodzą do historii. Dziewczyny coraz odważniej dopominają się o to, aby traktować je na równi z facetami, naprawdę skutecznie walczą o swoje prawa.

Nie chcą być postrzegane jako słaba płeć i uprawiają zawody, które do tej pory były zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn. Cieszy mnie to bardzo, bo zostałam wychowana w przekonaniu, że płeć nie powinna nas ograniczać w żadnym stopniu, że mogę robić to samo, co mężczyźni.


Czytaj także: Oni pomagają zaoszczędzić na ślubie i weselu. Wypożyczają za darmo suknie ślubne i dekoracje

Już w dzieciństwie byłam tzw. chłopczycą, której nie interesowała zabawa lalkami i przebieranie się za księżniczki. Zamiast tego wolałam biegać ze starszymi kolegami, budować w lesie tajne bazy...

Gdy podrosłam, często powtarzałam, że nie dam się wbić w jakiekolwiek schematy, że nigdy nie zostanę matką i żoną. Cóż, jak widać, życie pisze naprawdę zaskakujące scenariusze, a ja teraz nie wyobrażam sobie życia bez mojego męża i dzieci. Niemniej jednak w moim związku nie ma podziału na role typowo damskie i męskie. Podstawą jest pełne partnerstwo.
Angelika Mango-Sobolewska z mężemFot. Instagram.com/mangoangelika
Czyli to, że, oświadczyłaś się ukochanemu, nie było dla niego żadną ujmą, nie odebrałaś mu w ten sposób męskości?

Przyznaję, że bałam się takiej właśnie reakcji. Pamiętam doskonale moment, w którym kierownik planu powiedział: "idziesz, teraz już wszystko w twoich rękach", po czym musiałam przejść jakieś sto metrów, zachodząc narzeczonego od tyłu. W tym krótkim czasie przez głowę przeleciało mi całe mnóstwo obaw; myślałam nad tym, że przecież stawiam go w niezręcznej, "niemęskiej" sytuacji.

Gdy poprosiłam go o rękę (sic!), zrobił taką minę, że o mało sama nie uciekłam w panice (śmiech). Jednak po sekundzie zrozumiałam, że wszystko jest w porządku. Owszem, był zdziwiony, jednak chodziło raczej o to, że zasadniczo jestem typem pragmatyka, który wszystko musi mieć zaplanowane, przygotowane z dużym wyprzedzeniem.

Marcin często droczył się, że nie potrafię być spontaniczna i nie potrafię go już niczym zaskoczyć. Wiadomo, po dziesięciu latach do każdego związku wkrada się rutyna, ludzie znają się już jak łyse konie. Moje oświadczyny pokazały, że jednak potrafię być nieprzewidywalna.
Angelika Mango-SobolewskaFot. Instagram.com/mangoangelika
Twój wybranek powiedział przed kamerami, że w waszej sytuacji ślub już niczego by nie zmienił. Miał rację?

Tuż po założeniu sobie obrączek na palce nastąpił okres, w którym byliśmy dla siebie milsi, niż zazwyczaj. Chyba podświadomie celebrowaliśmy miesiąc miodowy. No i dołożyłam jego nazwisko do swojego, więc coś tam jednak się zmieniło (śmiech).

Mówiąc poważniej: wcześniej nie naciskałam na ślub, bo choć może podświadomie o nim marzyłam, to jednocześnie czułam strach przed tym, że sformalizowanie związku może zmienić wszystko na gorsze.

Znam pary, w przypadku których tak właśnie się stało: "mamy obrączki na palcach? A więc teraz nie trzeba się już starać". W efekcie małżeństwo stawało się początkiem końca związku. Na szczęście w naszym przypadku tak nie stało. To po prostu jeden z etapów tej relacji.
Angelika Mango-Sobolewska z córkamiFot. Instagram.com/mangoangelika
Jak do sprawy podeszły czteroletnia Ania i siedmioletnia Marysia?

Jak mówiłam, tworzymy związek w pełni partnerski, tak więc w gruncie rzeczy nasze córki nie znają wielu schematów związanych z podziałem ról, które są oczywiste dla dzieci wychowywanych w rodzinach konserwatywnych. Chociaż to oczywiste, że pewne rzeczy docierają do ich świadomości, tak więc naprawdę ucieszyły się na wieść o ślubie.

Widzisz, jakiś czas temu Ania zaczęła dopytywać, czy jesteśmy małżeństwem, jak rodzice jej koleżanek i kolegów. Gdy słyszała, że nie, była mocno zaniepokojona i stwierdziła: "No ale jeżeli nie macie ślubu, to przecież możecie się rozstać, a ja tego nie chcę".

Mam również świadomość tego, że Marysia musiała zetknąć się w szkole z pytaniami o to, dlaczego jej mama i tata noszą różne nazwiska, dlaczego...

... żyją na tzw. kocią łapę? Ten pejoratywny termin chyba ma się dobrze w miejscowościach takich, jak licząca niecały tysiąc dusz Grabina Radziwiłłowska.

Tak. Chociaż w rozmowach ze mną nikt nie używał tego terminu, to wiem, że na pary mieszkające pod jednym dachem bez ślubu wciąż patrzy się krytycznie. Pierwszą połowę naszego związku na kocią łapę przemieszkaliśmy w Warszawie, na wieś przenieśliśmy się pięć lat temu.

I chociaż z nikim o tym nie rozmawiałam – bo nie czułam się zobowiązana do tłumaczenia się innym ze swojego stanu cywilnego – to w małych miejscowościach wszyscy wiedzą wszystko o innych. Jednak zaznaczmy: nie chcę tutaj narzekać na polską wieś, bo, tak jak miasta, z biegiem czasu ewoluuje, zarówno pod kątem infrastruktury, jak i mentalności.

Mówię głównie o osobach starszych, bo młode pokolenie jest już znacznie bardziej wyluzowane i tolerancyjne. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę choćby to, jak zmieniły się bajki dla dzieci. W czasach mojej młodości były zerojedynkowe, przedstawiały świat zgodny z "normalnymi" schematami, natomiast nigdy nie poruszały wątków dotyczących odmienności.

Dziś jest zupełnie inaczej, bajki wręcz gloryfikują różnorodność, tak więc dzieciaki siłą rzeczy stają się otwarte na świat, znacznie bardziej tolerancyjne i wiedzą, że ludzie się różnią – mogą żyć i kochać na różne sposoby. No i wyglądać inaczej, niż większość społeczeństwa. Mówię to ja, osoba mająca znacznie ciemniejszy kolor skóry, niż statystyczna Polka.
Angelika Mango-SobolewskaFot. Instagram.com/mangoangelika
Czy było to kiedykolwiek przyczyną problemów?

Na szczęście nie. To, że mam ciemnoskórego ojca, nigdy nie doprowadziło do żadnej stygmatyzacji. Mieszkaliśmy w niewielkim Żaganiu, który zaakceptował naszą odmienność. Chociaż zdarzało się przeczytać o prześladowaniu w Polsce osób ciemnoskórych, czasami wręcz prowadzącego do rękoczynów.

Tak więc i mojej siostrze, i mnie wpajano, że powinnyśmy być przygotowane na niefajne reakcje. Mama zawsze podkreślała, że nawet jeżeli zetkniemy się z rasistowskimi komentarzami, nie powinnyśmy się nimi przejmować, bo nasz kolor skóry nie oznacza, że jesteśmy gorsze.
Angelika Mango-SobolewskaFot. Instagram.com/mangoangelika
Wracając do programu: udział w tym przedsięwzięciu nie poskutkował absolutnie żadną krytyką?

Jeżeli chodzi o rodzinę i znajomych, reakcje były wyłącznie pozytywne. Nie byłam zaskoczona, bo przecież te osoby "od zawsze" wspierają mnie w sposób bezwarunkowy. Wiadomo, w internecie pojawiło się nieco hejtu i zaczęłam trafiać na komentarze w stylu: "dziewczyno, szanuj się, trzeba mieć swoją godność"! "Oświadczać się facetowi? Przecież to poniżenie".

Choć w teorii tematy tabu już nie istnieją, to jednak niektóre głowy są zablokowane przez pewne schematy, wpajane kobietom od tysięcy lat. No ale nie przejmuję się takimi głosami i wolę przypominać sobie słowa, które słyszałam w trakcie przyjęcia weselnego. Dziewczyny w różnym wieku gratulowały mi odwagi w walce z przełamywaniem stereotypów.
Angelika Mango-SobolewskaFot. Instagram.com/mangoangelika
Pojawienie się w "Kto odmówi pannie młodej" potraktowałaś jako działalność misyjną?

Powiem uczciwie, że decyzję o wzięciu udziału w castingu podjęłam bardzo spontanicznie, bez doszukiwania się jakiegokolwiek drugiego dna. Nie analizowałam tego wszystkiego głębiej, nie dorabiałam żadnej ideologii.

Ot, naprawdę oryginalny, zaskakujący format, jakiego w polskiej telewizji jeszcze nie było, ciekawa przygoda, nic więcej. Oczywiście wielkim plusem było to, że sztab profesjonalistów zajmie się kwestiami organizacyjno-logistycznymi, czyli czymś, co w przypadku wesela przerażało mnie najbardziej.

Jednak w trakcie zdjęć zaczęłam rozumieć, że "Kto odmówi pannie młodej" może być czymś więcej, niż kolejnym programem rozrywkowym. Że zawarto w nim naprawdę istotny przekaz, który może otwierać ludziom głowy i sprawiać, że dziewczyny zaczną znacznie odważniej radzić sobie na tym świecie.