Słowa Emilewicz o końcu wolności kobiet wywołały furię. Teraz była minister się tłumaczy
W piątek, kiedy na ulicach Warszawy protestowały setki tysięcy osób na Strajku Kobiet, by sprzeciwić się zaostrzeniu prawa aborcyjnego, posłanka Jadwiga Emilewicz pojawiła się w TVN24. Była minister rozwoju zabrała głos na temat końca wolności kobiet, a jej wypowiedź podsyciła wściekłość protestujących. Teraz polityczka tłumaczy się ze swoich słów.
Czytaj także: Emilewicz o tym, kiedy "kończy się wolność kobiet". Tych słów Polki jej nie wybaczą
Zwłaszcza to ostatnie sformułowanie, że "wolność kobiety kończy się, kiedy zachodzi w ciążę", wywołało ogromne poruszenie wśród osób popierających Strajk Kobiet. Były one wściekłe, że była minister tak przedmiotowo traktuje kobiet.
Okazuje się jednak, że posłance Zjednoczonej Prawicy chodziło o coś zupełnie innego. Emiliewicz tłumaczy, że mówiąc o "końcu wolności kobiety" miała na myśli to, że kobiety w ciąży decydują się na zmianę diety.
Głos na Twitterze zabrał także prowadzący program Jarosław Skórzyński, który uznał, że wypowiedź byłej minister budzi takie kontrowersje, bo jest cytowana bez całego kontekstu, który jego zdaniem zmienia wydźwięk słów polityczki prawicy.
Czytaj także: Tłumy kobiet na ulicach, a tymczasem Emilewicz... Kuriozalna scena w Poznaniu
"Odczepcie się po prostu od kobiet i nie zabierajcie im prawa do wyboru", "Jak sprowadzić wolność kobiety do chlania alkoholu w ciąży. Tak może tylko polska prawica", "Jak się głupstwa wypowiada, to pozostaje tylko przeprosić, a nie uzasadniać. Bo wychodzi jeszcze głupiej" – czytamy odpowiedzi internautek i internautów pod postem posłanki Emilewicz.
Czytaj także: Na Warszawę i co dalej? W poniedziałek Strajk Kobiet planuje "blokadę wszystkiego"