Serial dla nastolatków pokazał scenę gwałtu i jest dyskusja. Nie, ona wcale się o to nie prosiła!

Zuzanna Tomaszewicz
W serialu "Grand Army" pokazano gwałt na nastolatce, co zrodziło pytania o to, czy dziewczyna sama sprowadziła na siebie to nieszczęście. Nie, Joey nie jest winna temu, że została zgwałcona. Argument mówiący, że sprowokowała swoich kolegów nie jest żadnym argumentem. Nie wierzę, że ktoś ma w tym temacie jeszcze jakieś wątpliwości.
Postać Joey w serialu "Grand Army" padła ofiarą gwałtu. Fot. kadr z serialu "Grand Army"
Czytaj także: Serial, dla którego nie ma tematu tabu. "Mogę cię zniszczyć" opowiada o ofiarach gwałtu

"Grand Army" to odpowiedź Netflixa na "Euphorię" HBO, tyle że bez zbędnego brokatu oraz zbyt nachalnej estetyki. W "Grand Army" uczniowie wyglądają jak faktyczni nastolatkowie i naprawdę uczęszczają na zajęcia, co w przypadku seriali z nurtu young adult jest rzadkością. W innych tytułach młodzież woli snuć intrygi niż uczyć się do egzaminu. I wcale ich za to nie winię.

Być może "Grand Army" nie oddaje życia brooklyńskich licealistów jeden do jednego, ale wciąż kusi swoim odromantycznionym i wręcz naturalistycznym podejściem do kreowanego przez siebie świata.


Już w pierwszym odcinku widz dostaje po oczach mocną sceną w szkolnej ubikacji. Jedna z uczennic pomaga swojej koleżance z drużyny wyciągnąć zużytego kondoma, który po stosunku utknął w jej pochwie.

Jedni powiedzą, że to lekka przesada, inni zaś, że nareszcie ktoś odpowiedni sięgnął po kamerę, aby z niemalże dokumentalną precyzją przedstawić prawdziwe, współczesne problemy nastolatków. Sama należę do tej drugiej kategorii osób.

Oglądając "Grand Army" nieprzerwanie czułam stres, który wywaliło poza skalę, gdy na ekranie pokazano scenę gwałtu na głównej bohaterce.

Oto, dlaczego walka z kulturą gwałtu jest tak ważna

Zacznijmy od tego, że Joey jest jedną z wiodących cheerleaderek w szkole. Robi to, co lubi, nosi to, co chce, i uprawia seks z kim tylko ma ochotę. Postać ta nadąża za czwartą falą feminizmu, choć wciąż patrzy na świat przez różowe okulary. W swoich kumplach z dzieciństwa widzi zrozumienie, mimo że dwójka z nich traktuje jej feministyczny aktywizm za pewną formę zabawy.

Joey organizuje w szkole akcję "free the nipple" (tłum. uwolnić sutek), do której zachęca resztę uczennic z Grand Army. Najlepsi przyjaciele, George i Luke, popierają jej równościową inicjatywę, ale kiedy na szkolnych korytarzach widzą dziewczyny bez stanika, nie przestają żartować z tego, że "mają na co popatrzeć".

Bohaterka sądzi, że koledzy – w takim samym stopniu jak ona – wierzą w równouprawnienie kobiet. Niestety, czerwona lampka zapala się już w momencie, gdy widzimy, jak George i Luke tworzą ranking "najlepszych dupeczek" w szkole, w którym swoją drogą znalazła się również Joey.

W połowie pierwszego sezonu serialu nastolatka zostaje zgwałcona w taksówce przez swoich dwóch kolegów, podczas gdy trzeci z nich, czyli Tim, w którym Joey skrycie się podkochuje, w ciszy przygląda się całemu zajściu.

Zanim jednak dochodzi do gwałtu, Joey razem z kolegami idzie na seans filmowy do kina, podczas którego pali trawkę, pije czystą wódkę oraz wymienia się z chłopakami czułościami. Wychodząc z kina dziewczyna zaczepia też podejrzanego mężczyznę, który następnie okazuje się lewym sprzedawcą zabawek erotycznych. Licealistka dostaje od niego wibrator za darmo.

W taksówce Joey siedzi raz na kolanach George'a, a raz na kolanach Luke'a. Dla żartów macha wibratorem przed twarzami swoich kolegów, całuje się z nimi i od czasu do czasu wchodzi w dyskusję z Timem, któremu mówi, że nie może jej oceniać.

Później George i Luke siłą zmuszają ją do seksu. Mimo próśb i odgłosów bólu, Tim pozostaje obojętny wobec krzywdy, jaką jego przyjaciele wyrządzili Joey.

Scena gwałtu została przedstawiona w serialu w sposób bardzo graficzny. Po napaści seksualnej Joey krwawiła z dróg rodnych i miała na udach pełno purpurowych siniaków. Z radosnej i odważnej dziewczyny stała się cieniem samej siebie.
Fot. kadr z serialu "Grand Army"
Myślałam, że w obecnym dyskursie nie trzeba tłumaczyć ludziom, iż winni gwałtów są gwałciciele, a nie ich ofiary. Niestety, scena napaści seksualnej w "Grand Army" spotkała się z podzieloną opinią wśród widzów (zwłaszcza tych komentujących na Youtube).

Część osób mówi o tym, że Joey sama się o to prosiła. Bo "prowokowała" przyjaciół, bo trzymała w ręku wibrator, bo była pijana i "naćpana". Argumenty za tym, iż bohaterka sama jest sobie winna, krążą po sieci, a mnie przeraża jedno – stawanie w obronie gwałcicieli.

Gwałt nie jest karą wymierzaną w ofiarę za nieodpowiednie (w czyimś odczuciu) zachowanie. Jest przestępstwem, które podlega karze pozbawienia wolności. Nie ma usprawiedliwienia dla gwałtu.

Joey werbalnie komunikowała, że nie chce obcować płciowo ze swoimi dwoma kolegami, a to, że "siedziała im na kolanach", nie było równoznaczne z wyrażeniem zgody na seks. Poza tym nie istnieje coś takiego jak przyzwolenie na gwałt. Ani krótka spódniczka nim nie jest, ani tym bardziej czyjeś upojenie alkoholowe.

"Grand Army" pokazało także, jak wygląda życie nastolatki po gwałcie. George i Luke nie czuli się w żadnym wypadku winni. Uważali, że Joey zachowywała się po prostu jak Joey. Przez chwilę nastolatka sama obarczała siebie winą.

Najsmutniejszą w moim odczuciu sceną była ta, gdzie Joey przyznała się terapeutce do tego, że wysłała swoim napastnikom listy walentynkowe. Twierdziła, że "chyba ich kocha", że to – koniec końców – są jej przyjaciele.

Niestety, dane mówią same za siebie. Według raportu Instytutu Badawczego ONZ połowa ofiar gwałtu znała swoich gwałcicieli, a zgodnie z amerykańskim badaniem National Women’s Study 20 proc. gwałcicieli zostało określonych przez swoje ofiary mianem "przyjaciela".

Czytaj także: Hollywood boi się "dziecka Rosemary". To Ronan Farrow dał głos ofiarom Weinsteina