Nic bardziej uroczego przed świętami nie zobaczysz. Ten hit Netflixa ma tylko pozytywne recenzje!
Manhattan, Boże Narodzenie i księgarnia. Brzmi dobrze? Ten magiczny zestaw serwuje świąteczny serial Netflixa "Dash i Lily", który w serwisie agregującym recenzje Rotten Tomatoes otrzymał aż 100 procent od krytyków (co oznacza zero negatywnych recenzji). Rzeczywiście jest tak doskonale? Jeśli marzycie o uroczej, bożonarodzeniowej produkcji, dzięki której uciekniecie od problemów i 2020 roku, jest wręcz znakomicie.
W oczekiwaniu na Boże Narodzenie wiernie pomaga Netflix, który co chwila dołącza do swojej oferty kolejne świąteczne filmy. Większość z nich błyskawicznie ląduje w kategorii "najczęściej oglądane", co wiele mówi i o miłości Polaków do świąt, i naszym zmęczeniu pandemią, kryzysem gospodarczym i politycznym chaosem.
Bo są dwa warunki. Po pierwsze, musisz kochać święta Bożego Narodzenia. Jeśli ich nie znosisz (podobnie jak serialowy Dash), raczej "Dasha i Lily" nie włączaj – mówiąc kolokwialnie i brzydko to produkcja świąteczna "do porzygu". A po drugie powinieneś lubić komedie romantyczne i nie mieć alergii na miłość. Bo jest romantycznie, ale na szczęście odruchu wymiotnego nie ma.
Ale może zdarzy się (przed)świąteczny cud i pokochasz "Dasha i Lily" mimo świąteczno-miłosnej niechęci. Może nawet polubisz Boże Narodzenie i tego samego dnia kupisz choinkę. Jeśli jakiś serial może mieć taką sprawczą moc, to właśnie ten.
Fot. Netflix
Boże Narodzenie w Nowym Jorku
Manhattan, Nowy Jork. Do świąt zostało kilka dni. Wszędzie tłumy, choinki, Mikołaje i kolędy, bo to świat przed pandemią koronawirusa. Nikt nie nosi tutaj maseczek, nie odkaża rąk, nie trzyma dystansu. To świąteczny Nowy Jork, który dobrze znamy z filmów: jest choinka na Rockefeller Center, jest święty Mikołaj w Macy's. Nic tylko się pakować i jechać.
Świątecznego klimatu nie czuje jednak Dash (znany z "Euforii" Austin Abrams). Jego mama wyjechała na Hawaje, ojciec jest za granicą z kolejną młodą partnerką. Dash został na Boże Narodzenie sam, ale w ogóle mu to nie przeszkadza: kocha spokój, lubi samotność, nienawidzi świąt. Woli czytać książki, oglądać francuskie filmy i snuć pesymistyczne wizje.
Jednak pewnego przedświątecznego dnia Dash – przechadzając się między regałami nowojorskiej księgarni Strand – znajduje między książkami J.D. Salingera duży, czerwony notes. Na okładce napis: "Przyjmiesz wyzwanie?". Tak zaczyna się nietypowa korespondencja, którą Dash będzie prowadził z Lily (Midori Francis), optymistyczną, kochającą Boże Narodzenie outsiderką i starą duszą.
Fot. Netflix
Komedia romantyczna nie tylko dla nastolatków
"Dash i Lily" to komedia romantyczna i produkcja świąteczna, więc schematów tutaj nie brakuje. Jednak twórca serialu Netflixa Joe Tracz nie tylko jest tego świadomy, ale i rozkosznie bawi się konwencjami. Są nawiązania do "Masz wiadomość", "Notting Hill", baśni o Kopciuszku, "Nic mi nie mów", "Alicji w Krainie Czarów". Kinomaniacy będą je ochoczo wyłapywać i podziwiać produkcję za finezję.Fot. Netflix
Niektóre utarte tropy są ścierane na proch, humor i sentymentalizm równoważą ironia i smutek, a bohaterowie, mimo swojego nastoletniego wieku, są na tyle dojrzali, że są świadomi, że miłość to nie tylko tęcza i jednorożce. Świat w "Dashu i Lily" jest różnorodny (pod względem rasy, orientacji seksualnej, religii), a stereotypy – których większość komedii romantycznych powiela – są rozsadzane od środka.
Serial unika także pretensjonalności. Dash może i jest pesymistą, i intelektualistą, ale nie cytuje jedynie górnolotnych frazesów i nie snuje się w ciemnym płaszczu z głową pełną rozmyślań. To zwyczajny chłopak, który lubi jeść pizzę, czuje się samotny i ma problemy z rodzicami. Lily to nie tylko żywa reklama Bożego Narodzenie i Pani Słoneczko – złość, smutek i ból nie są jej obce, a dziadek trzyma ją żelazną ręką.
Fot. Netflix
Bądź sobą, bądź inny
Olbrzymia w tych zasług cudownych głównych bohaterów: oryginalnych, sympatycznych, wielowymiarowych i... zwyczajnych. Takich, którym po prostu chce się kibicować i takich, o których można powiedzieć: "on/ona wygląda tak jak ja".
Serial Netflixa jest bowiem pochwałą inności. Nie chodzi tylko o wspomnianą już różnorodność pod względem etnicznym czy seksualnym (rodzina Lily ze strony matki pochodzi z Japonii, jej brat jest gejem), ale o bycie outsiderem, niedopasowanie do otoczenia.
Fot. Netflix
"Bądź sobą" to może wyświechtany frazes, ale to przesłanie jest wciąż ważne – nie tylko dla nastolatków. Dlatego bądź sobą, celebruj Boże Narodzenie i kochaj – uczy serial Netflixa, dzięki którym uciekniesz na kilka godzin w lepszy, magiczny świat. W 2020 roku nic lepszego nie możemy sobie nawzajem życzyć.