Nie wyobrażam sobie życia bez wiadomości głosowych. Dzięki nim przetrwałam lockdown

Ola Gersz
Rozmawiać przez telefon nie lubię, kontaktów towarzyskich lepiej unikać, a pisania po całym dniu... pisania – tego mam czasem dosyć. Jak utrzymuję kontakt z przyjaciółmi? Chwała wiadomości głosowym! Messenger, WhatsApp czy Instagram – przyciskam guzik i mówię. Ta forma komunikacji – od lat uwielbiana w Chinach – w końcu spopularyzowała się w Polsce.
Wiadomości głosowe w końcu zyskują na popularności w Polsce Fot. Pexels / Ekaterina Bolovtsova
Uwielbiam wiadomości głosowe. Są dla mnie idealną alternatywą na kontakt z bliskimi, gdy a) nie mam ochoty lub czasu na rozmowę w danej chwili – telefoniczną czy na kamerce, b) nie chce mi się pisać długiej wiadomości w komunikatorach, c) mam tłuste włosy i wyciągnięty dres, więc wolę nie nagrywać przyjaciołom wiadomości wideo.

To banalnie proste, a wiadomości głosowe na Messengerze, WhatsAppie i Instagramie działają praktycznie tak samo – przytrzymujesz guzik i mówisz. W tym pierwszym jest trochę mniej wygodnie, bo masz minutowy limit jednej wiadomości, ale nie ma problemu, żeby na jednym posiedzeniu nagrać ich pięć, dwadzieścia czy pięćdziesiąt.

Hit w pandemii

Z wiadomości głosowych na Messengerze najpierw zaczęłam korzystać, gdy chciałam szybko o czymś opowiedzieć. Odpowiedzieć na pytanie albo je zadać, powiedzieć szybki żart, podzielić się jakąś obserwacją, opowiedzieć o nowym serialu. Szybko odkryłam, że mogę mówić i więcej, i dłużej.


Podczas lockdownu na początku tego roku wiadomości głosowe uratowały moje zdrowie psychiczne. Byłam zamknięta sama w mieszkaniu, a do telefonów mam prawdziwą awersję. Dzięki głosowym konserwacjom mogłam utrzymywać kontakt z przyjaciółmi i dzielić się z nimi moim życiem. I na odwrót. Nagrywałam wiadomości, koleżanka odpisywała i tak w koło Macieju.

Zresztą pozostałam tej formie komunikacji wierna do dzisiaj, co oczywiście nie oznacza, że zrezygnowałam z innym. Bez przesady. Ale szybko odkryłam, że wiadomości głosowe to wręcz idealny sposób na dłuższą, wirtualną komunikację, o czym za chwilę.
Nie tylko ja w ostatnim czasie zaczęłam masowo nagrywać wiadomości głosowe. Mam wrażenie, że z tej opcji korzysta nieporównywalnie więcej ludzi, niż jeszcze przed pandemią. Widzę to nie tylko po moich przyjaciołach, z którymi namiętnie "rozmawiamy przez telefon".

Przed napisaniem tekstu popytałam o tę kwestię w otoczeniu (tym razem w formie wiadomości... pisemnych). 7 na 10 osób, które zapytałam nagrywa głosowe wiadomości. I to od stosunkowo niedawna.

Wiadomości głosowe hitem w Chinach

Wiadomości głosowe nie są czymś nowym, jednak w Polsce były traktowane po macoszemu. Ze zdziwieniem mogliby spojrzeć na nas mieszkańcy Chin, dla których ta forma wirtualnej komunikacji jest praktycznie podstawowa. I to od lat.

Jak podkreśla "The Guardian", Chińczycy masowo nagrywają takie wiadomości w swoim ulubionym komunikatorze, a jednocześnie najpopularniejszej odrębnej aplikacji mobilnej na świecie – WeChat, odpowiedniku WhatsApp.

W 2017 roku takich wiadomości głosowych wysłano za jej pośrednictwem 6,1 miliarda razy. Dwa lata później liczba miesięcznych użytkowników WeChat wzrosła do miliarda, z czego 90 proc. to właśnie Chińczycy. 84 procent fanów aplikacji używa WeChat wyłącznie do nagrywania wiadomości głosowych. Skąd tak olbrzymia popularność wiadomości głosowych w Chinach? Jednym z powodów jest sam język chiński. Pisanie jest w nim trudniejsze i wolniejsze, niż mówienie, co sprawia, że nagrywanie głosowej wiadomości po chińsku jest zwyczajnie szybsze.

W grę wchodzi tu również sama kultura chińska, którą Chińczycy określają słowem "renao" (dosłownie: żywy, ekscytujący, głośny) i która daje przyzwolenie na głośne mówienie do telefonu na ruchliwej ulicy. W Polsce mówienie do smartfona, którego nie ma się przy uchu, wciąż jest w miejscach publicznych niezręczne.

Raz próbowałam nagrać wiadomość głosową na przystanku autobusowym i nie sądzę, żebym jeszcze kiedyś powtórzyła ten eksperyment. Dlaczego? Mimo że nie mówiłam głośno (bo nie ma nic gorszego, niż ludzie krzyczący do telefonu publicznie), patrzono na mnie jak na wariatkę, który plecie trzy po trzy do szklanego ekranu.

Zachód musiał się do tego przyzwyczaić. W 2013 roku – siedem lat temu! – opcję wiadomości głosowych wprowadził WhatsApp. Później wprowadzono tę opcję na Messengerze, na końcu przyszedł czas na Instagrama, który nie jest stricte komunikatorem, ale powoli nim się staje.

Amerykanie zareagowali "dezorientacją, ambiwalencją i jawną nienawiścią", czytamy w portalu Mashable. Nad Wisłą o takiej opcji praktycznie się nie mówiło, może jedynie w kręgach fanów technologii. Był to niepotrzebny niauns i fanaberia.

Jak wieszczą zachodnie media, to się jednak zmienia. "Jeśli nie nagrywasz wiadomości głosowych, to jesteś w tyle", wieściło na początku tego roku Mashable. I faktycznie, tak jak wspominałam wcześniej, pandemia otworzyła nas na nowe formy wirtualnej komunikacji z bliskimi, a wiadomości głosowe są najpopularniejszą z nich. I jakże wygodną, co w końcu doceniami.

Zalety wiadomości głosowych


Dlaczego? Po pierwsze, to jak nowoczesna forma nagrywania się na pocztę głosową, ale bez obawy, że ktoś zaraz podniesie słuchawkę. Mogę snuć opowieść do woli, nie martwiąc się tym, że – bolesna prawda – rozmówca wejdzie mi w słowo, zmieni temat albo mnie skrytykuje. Mam gwarancję, że powiem wszystko do końca. Jeśli odbiorcy wiadomości zależy na naszej relacji, to musi moich "wypocin" odsłuchać. Genialne.

Po drugie, mogę nagrywać i słuchać wiadomości i w dowolnej chwili, i w dowolnym miejscu. Mogę robić przerwy i wrócić do nagrywania za chwilę. Czas i przestrzeń nie istnieją w świecie wiadomości głosowych. Po trzecie, historia, którą opowiadamy, często zyskuje w formie mówionej, a traci podczas pisania. Przy wiadomościach głosowych odbiorca słyszy mój ton, niuanse w moim głosie, śmiech – tak jak podczas rozmowy telefonicznej. Ubogaca to wzajemną komunikację i sprawia, że emotki nie są już zwyczajnie potrzebne.

Przykłady? Przypominam sobie jakąś zabawną historię w środku nocy i muszą ją opowiedzieć przyjaciółce. Zadzwonić nie mogę, bo jest 3 nad ranem, a pisanie takiej historii to nie to samo. Po prostu muszą ją opowiedzieć dla lepszego efektu. Wciskam ikonkę mikrofonu na komunikatorze i jadę z tym koksem.

Po trzecie, przy wiadomościach głosowych mogę łączyć kilka sposobów komunikacji na raz. Powiedzmy, że opowiadam historię o filmie, który ostatnio widziałam. Nagrywam kilka wiadomości o moich wrażeniach, następnie wysyłam link do zwiastuna z YouTube, piszę w kilku zdaniach, o co chodzi, później znowu coś nagrywam, na końcu dodaję zdjęcia aktora, którym się zachwycam i jeszcze wrzucam wideo, na którym wyrażam swoją ekscytację. Witamy w XXI wieku.

Oczywiście trzeba wyczuć, kiedy wiadomości głosowe są dobrym pomysłem, a kiedy nie. Kiedy potrzebuję pilnego kontaktu, raczej dzwonię. Wysyłając wiadomość głosową, nie mam możliwości uprzedzenia z góry, że to pilne. Chyba że zaznaczę to wcześniej pisemnie. Ale wtedy po prostu szybciej będzie zwyczajnie zadzwonić lub wysłać wiadomość.

Minusy wiadomości głosowych? Są, oczywiście. Po pierwsze, reakcję usłyszę dopiero później, nie mam natychmiastowej odpowiedzi. Po drugie, nie mogę szybko przeskanować wzrokiem wiadomości głosowej. Muszę faktycznie poświęcić czas na jej odsłuchanie. Co zresztą mogę robić, gotując czy sprzątając – jak dobry podcast. Szczególnie gdy koleżanka wysyła mi na Messengerze 37 wiadomości do odsłuchania. A zdarza się.

Czy wiadomości głosowe to iluzja kontaktów międzyludzkich? To oczywiste, że nic nie zastąpi kontaktów w cztery oczy, ale halo, trwa pandemia wirusa. Nasze kontakty z innymi są już praktycznie w większości wirtualne. Raz na jakiś czas super jest zobaczyć się na kamerce (co zresztą jest pandemicznym hitem), ale zwykła, codzienna komunikacja? Wolę się nagrać.