Ten film to włoska "Uprowadzona". "Bestia" Netflixa zadowoli mało wybrednych fanów kina akcji

Ola Gersz
W filmach sensacyjnych ciężko pokazać fabularnie coś nowego, więc wszystko sprowadza się do dwóch rzeczy: zwartej, trzymającej w napięciu akcji i widowiskowych scen pościgów, walk czy strzelanin. Na poziomie fabuły film "Bestia" Netflixa nie ma do zaoferowania nic odkrywczego – to "Uprowadzona" z Liamem Neesonem po włosku. A co z resztą?
"Bestia" to włoski film Netflixa, niczym "Uprowadzona" Fot. Netflix
Wystarczą dwie minuty z bohaterem "Bestii", aby wiedzieć, że mamy do czynienia z klasycznym filmowym przykładem zniszczonego przez przeszłość mężczyzny, który ledwo trzyma się na powierzchni. Zwłaszcza że to były wojskowy i kapitan włoskich sił specjalnych. Nazwa "zespół stresu pourazowego" mogłaby być równie dobrze wytatuowana na jego czole.

Leonida Riva (Fabrizio Gifuni) na pytanie psychiatry, jak się miewa, odpowiada: "Trzeba zwiększyć dawkę". Tylko leki ratują go przed wewnętrznymi demonami i wspomnieniami okrucieństw, których się dopuścił i których dopuszczono się wobec niego. Stan psychiczny Rivy odseparował go też od jego rodziny: żony Angeli, nastoletniego syna Mattii i 6-letniej córki Teresy.
Podczas gdy Mattia nie potrafi wybaczyć ojcu jego życiowego bałaganu, Teresa go ubóstwia. Pewnego wieczoru nastolatek mówi "dość" – zamiast iść do Rivy na obiad, zabiera małą Terry na burgery w restauracji. Wystarcza chwila nieuwagi, aby stała się tragedia. Gdy Mattia wychodzi na papierosa z kolegami, Teresa znika.


Tutaj wkracza do akcji Leonida Riva. Nie czeka na działania policji, nie traci czasu na konwenanse – zabiera policyjne radio, wsiada w samochód i pędzi za porywaczami. Nietrudno zgadnąć co będzie dalej. Każdy, kto oglądał "Uprowadzoną", hit z Liamem Neesonem z 2008 roku, będzie w stanie przewidzieć całą fabułę włoskiego filmu Netflixa "Bestia". Ale przecież to nie o nią tu wcale chodzi.

"Bestia" to "Uprowadzona" po włosku


Wszystko skupia się na przemocy i bohaterze, który jest tej przemocy uosobieniem. Łysy, wytatuowany, ponury, buzujący agresją, smutkiem i chaosem. Kiedy jego córka zostaje porwana, wszelkie pozory stabilizacji i człowieczeństwa pękają jak bańka mydlana. Ma jeden cel: znaleźć ludzi, którzy życzą mu źle i teraz zagrażają jego dziecku. Nie cofnie się przed niczym, a prawo czy moralne zasady ma w tej chwili za nic.

Bohater, niczym włoski Liam Neeson, bije, strzela, torturuje. Jest jak anioł śmierci, tylko mniej anielski. Sam wielokrotnie dostaje cęgi: jest bity, raniony nożem, postrzelony. To jednak oczywiście wcale go nie zatrzymuje.
Fot. Netflix
Riva niesie za sobą takie zniszczenia, że policja – którą wyprzedza o kilka kroków – zaczyna bardziej interesować się nim, niż porwaną 6-letnią dziewczynką. Widz nie ma wątpliwości w czyjej być drużynie. Mimo że Riva jest nieobliczalny i niebezpieczny, to kibicujemy właśnie jemu, niestabilnemu psychicznie ojcu, który w pojedynkę rusza na "tych złych", żeby ratować córkę.

Rozrywka i nic więcej


Fani filmów sensacyjnych nie będą zawiedzeni scenami akcji w "Bestii". Te są angażujące, mroczne i krwiste. Mamy brutalne walki, pościg samochodowy, a nawet scenę tortur. Bohater walczy z kilkoma "złolami" na raz? Proszę bardzo! Pod tym względem "Bestia" to film Netflixa porywający i wciągający. Zresztą klimat również jest odpowiednio mroczy i gęsty, a akcja trzyma w napięciu.

Gorzej z fabułą, która wydaje się zlepkiem nie tylko "Uprowadzonej" Pierre Morela, ale również "Oldboya" Parka Chan-wook i "Nigdy cię tu nie było" Lynne Ramsay z nagrodzonym Oscarem za "Jokera" Joaquinem Phoenixem. Te podobieństwa nie tylko sprawiają, że widz ma cały czas w głowie myśl "gdzieś już to widziałem", ale również odbierają mu satysfakcję. Bo wiemy jak to się wszystko skończy.
Fot. Netflix
Zresztą reżyser Ludivico Di Martino oraz współscenarzyści Claudia De Angelis i Nicola Ravera koncertowo położyli końcówkę. Punkt kulminacyjny następuje już 30 minut przed końcem filmu i jest rozczarowaniem, cały trzeci akt zaczyna grać na sentymentalną nutę, a zakończenie jest przeciągane w nieskończoność.

Ale czy to sprawi, że nie będziemy na "Bestii" się dobrze bawić? Skądże znowu. Widzowie, którzy mają dosyć świątecznych, optymistycznych opowieści na Netflixie, chętnie wskoczą w bardziej brutalny świat, a włoski film dostarczy im wciągającej rozrywki. Szkoda tylko, że nic więcej po nim nie zostanie.