Maleńczuk trafi do więzienia? Tego żąda adwokat działacza pro-life

Bartosz Świderski
Maciej Maleńczuk miał zaatakować działacza Fundacji Pro-Prawo do Życia na proteście przeciwko wypowiedzeniu konwencji antyprzemocowej w 2016 roku. Muzyk twierdzi jednak, że to on padł ofiarą. 3 grudnia wygłoszono w tej sprawie mowy końcowe, a za dwa tygodnie ma zapaść wyrok.
Wkrótce zapadnie wyrok ws. Macieja Maleńczuka, któremu działacz pro-life zarzuca "naruszenie nietykalności osobistej". Fot. Maciek Skowronek / Agencja Gazeta
W grudniu cztery lata temu na krakowskim rynku odbywał się protest przeciwko wypowiedzeniu przez rząd konwencji antyprzemocowej. Zorganizowała go Partia Razem, a udział wzięli w nim m.in. członkowie Komitetu Obrony Demokracji.

W pobliżu swoją antyaborcyjną pikietę zorganizowała Fundacja Pro-Prawo do Życia. Wzięło w niej udział pięć osób. Według zeznań działacza, Maciej Maleńczuk najpierw krzyczał na niego, potem podszedł i wyrwał mu transparent, a następnie uderzył pięścią w lewą część żuchwy.

W jego imieniu prywatny akt oskarżenia przygotowali prawnicy Fundacji Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Ponieważ po złożeniu do sądu prywatnego aktu oskarżenia przez działacza do sprawy przystąpiła prokuratura, proces toczy się z oskarżenia publicznego; a działacz pro-life jest oskarżycielem posiłkowym.


We wrześniu 2018 roku ruszył proces. 3 grudnia 2020 roku wygłoszono mowy końcowe w sprawie. Wyrok ma zapaść 17 grudnia.

Czytaj także: Działacz pro-life oskarża Macieja Maleńczuka o pobicie. Już trwa proces

Mec. Marta Lech, pełnomocniczka muzyka, domaga się uniewinnienia klienta. Twierdzi bowiem, że to Maleńczuk został słownie, a potem fizycznie zaatakowany. A to – jak zapewnia – potwierdzają relacje świadków.

Prawniczka reprezentująca muzyka krytycznie odniosła się także do kwestii przyłączenia się do sprawy prokuratury. A ta miała się na to zdecydować ze względu na "interes publiczny".
Adwokat Marta Lech
w rozmowie z PAP

Pytam: w jaki sposób prokuratura broni interesu pobitych na przykład podczas marszu 11 listopada kobiet? W tych sprawach prokurator nie występuje po stronie kobiet. A tu »pilnuje interesu publicznego«, czyli interesu mężczyzny, który powiedział do Macieja Maleńczuka: "s... ch...", i który okazał się osobą kompletnie niepoczytalną, która za swoje czyny nie ponosi odpowiedzialności karnej.

Miesiąc więzienia


Jak czytamy na łamach Onetu, adwokat reprezentująca Maleńczuka twierdzi, że w grudniu 2016 roku, muzyk co prawda podszedł do działaczy z pytaniem, co robią na krakowskim rynku z baneram. Z tego powodu miał zostać zaatakowany wulgarnymi słowami.

W odpowiedzi muzyk miał uderzyć w baner, co spowodowało, że działacz pro-life ruszył w stronę artysty, a ten go odepchnął.
Adwokat Marta Lech

Ten mężczyzna nie odpowie za nic. A Maleńczuk, nie dość, że odpowiedział już za niszczenie baneru, może teraz ponieść odpowiedzialność za to, że sam został zaatakowany i że odepchnął atak. Organizacja pro-life i pokrzywdzony żądają dla niego kary pozbawienia wolności w zawieszeniu.

W rozmowie z PAP do tej kwestii odniósł się także pełnomocnik pokrzywdzonego adwokat Maciej Kryczka z Ordo Iuris.

Tłumaczył, że sprawa o publiczne znieważenie, którego miał dopuścić się jego klient, została umorzona "ze względu na brak możliwości rozeznania czynu".

– Mój klient został jednak przesłuchany w obecności psychologa, który wydał opinię i uznał, że zeznania pokrzywdzonego mają psychologiczny walor wiarygodności – rozwinął.

I adwokat Kryczka dodał również, że domaga się dla Macieja Maleńczuka kary miesiąca pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Wniósł także o zapłatę pięciu tysięcy złotych dla swojego klienta. Poinformował również, że inne jest stanowisko prokuratury, która domaga się kary grzywny i zadośćuczynienia w wysokości tysiąca złotych.

Konto na FB

Od początku Istotnym dowodem w procesie są wpisy z Facebooka, z profilu, który - według oskarżenia - miał prowadzić Maciej Maleńczuk. A zamieszczono na nim wpis, w którym artysta miał przyznać się do ataku na działacza pro-life.

– Sąd ustalał adres IP, z którego stworzony został rzekomy profil Macieja Maleńczuka, gdzie opisane zostało to zdarzenie. Maciej zaprzeczał, że należy on do niego, twierdził, że tego typu kont jest wiele i on nawet nie wie, kto je prowadzi – tłumaczyła adwokat Lech.

I dodała, że sąd zwrócił się do administracji Facebooka. Okazało się bowiem, że IP należało do firmy, która w tamtym czasie miała w zasobach 40 komputerów i zatrudniała około 120 osób. – Właściciel tej firmy dla Macieja Maleńczuka jest osobą kompletnie obcą – podkreśliła.


Czytaj także: "Policja leje się głównie z dziewczynami". Wkurzony Maciej Maleńczuk nadciąga z "Klauzulą sumienia"

źródło: Onet.pl, PAP