Trzy scenariusze. Opiszę Państwu, jak może upaść władza PiS
Niektórzy twierdzą, że plotki o politycznej śmierci PiS-u są przesadzone. Że partia ta wykazuje niezwykłą odporność na ciosy, a teflon na jej powierzchni co najwyżej się zarysował. Kiedy piszę, że PiS już wszedł na szczyt, a stamtąd droga wiedzie wyłącznie w dół, pytają Państwo w komentarzach: ale niby jak i skąd? Wszak dokładnie rok temu PiS wygrał wybory, a zaledwie pięć miesięcy temu zebrał dziesięć milionów głosów na Andrzeja Dudę! Pamiętajmy jednak, że wynikiem sprzed roku Kaczyński był rozczarowany, a zwycięstwo prezydenta było o włos.
REWOLUCJA
Scenariusz mało prawdopodobny, ale nie niemożliwy. Powodu, dla którego ludzie mieliby się pojawić na ulicy, na jeszcze większą niż w przypadku ostatnich manifestacji skalę, nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Moment rewolucyjny zawsze jest zagadką, rozwiązywaną post factum.
Np. początkiem Arabskiej Wiosny stało się samospalenie tunezyjskiego sprzedawcy warzyw. Dlaczego akurat ta śmierć, a nie wiele innych przed nią uruchomiła cały region? Socjologowie wytłumaczyli nam to dopiero po wydarzeniach z 2011 roku. A naciskowi tłumów ulegają nawet dyktatorzy, a co dopiero władze demokratyczne lub dopiero, jak PiS, do autokracji aspirujące.
Czytaj także: Szaleństwo, słabość i strach. Władza wymyka się PiS-owi z rąk
PiS jest świadom, że pojawiła się ta mobilizacyjna zdolność w narodzie, że wyszedł on z bierności i apatii. Uwidoczniły im to kobiece i rolnicze protesty, które od sprzeciwu wobec konkretnej sprawy (orzeczenie TK i Piątka dla Zwierząt) szybko przeszły ku generalnie antyrządowej narracji. Niezadowolonych jest też coraz więcej grup społecznych. Nikt tylko nie wie, co – jeśli coś w ogóle – może społeczeństwo rozgniewać aż tak, że już nie będzie zmiłuj.
Kiedy zaczyna się bunt? Ryszard Kapuściński twierdził, że wtedy, kiedy ludzie mówią „dość!”. Według Alberta Camusa tym słowem jest „nie!”. Oba wyrazy słyszeliśmy już w tym roku. Wyborcy Rafała Trzaskowskiego skandowali, że mają dość. „Nie” w nieco bardziej radykalnej formie padło z ust setek tysięcy protestujących pod sztandarem Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Na ulicy nie było jednak masy krytycznej, przed którą władze uciekają. A rewolucja zawsze potrzebuje prawdziwych tłumów i powszechnego oburzenia.
IMPLOZJA
Szanse: pół na pół. Ciśnienie powietrza z zewnątrz jest bardzo silne. Tę presję na rządzących wywiera pandemia. Liczba konferencji prasowych poświęconych szczepionkom jest niezbitym dowodem na to, że PiS w tym właśnie upatruje swojej szansy na przetrwanie tego kryzysu. Nadzieje mogą okazać się płonne.
Szczepienia potrwają miesiącami i nie wyeliminują choroby od ręki. A jeśli nawet wirus zacznie się cofać, to pozostawi po sobie skutki gospodarcze, niemal pewną recesję. Już obnażył inne słabości państwa – edukację i służbę zdrowia. PiS ani nie potrafi zarządzać systemem, ani nie ma na niezbędne korekty pieniędzy. Odium spadnie na rządzących. Nie da się zrzucić winy na masonów, wegetarian czy kosmitów. Winny będzie Mateusz Morawiecki i spółka, to już widać w sondażach: oceny premiera osobiście i jego gabinetu załamują się.
Pewnego dnia może się okazać, że presja jest tak silna, a nieumiejętność zarządzania kryzysem i niezadowolenie społeczne tak wielkie, że Zjednoczona Prawica zostanie rozsadzona od środka. Będzie gwałtowny odpływ ludzi, a może od razu któregoś z koalicjantów, rząd straci większość i możliwość kierowania czymkolwiek. Gdy przez pięć lat zwalczało się opozycję, to trudno liczyć na to, że wesprze ona choćby w jednym głosowaniu mniejszościowy gabinet. Rząd w takiej sytuacji upada, bo władzę ma tylko nominalnie, realnie już nie.
GNICIE
Do tego samego rezultatu PiS może dojść najbardziej prawdopodobną, trzecią drogą, którą zresztą już zaczął kroczyć. Proces rozpadu to nie będzie nagły huk, tylko powolny proces rozkładu. Politycy Zjednoczonej Prawicy będą pakować walizki pojedynczo, Kaczyński z Terleckim będą łatać te ubytki w sejmowej większości. Kolejne zjazdy w sondażach przysporzą wewnętrznych krytyków i podsycą wewnętrzne podziały, będzie trwało przeciąganie liny. Zamiast odzyskać Senat z rąk opozycji, PiS raczej straci kilku własnych senatorów.
Obóz władzy będzie trwał siłą bezwładu może rok, może dwa, a może dopiero jesienią 2023 roku okaże się, jakie to próchno. Bo PiS nie ma już idei, pieniędzy i spójności wewnętrznej. Zużył się i stracił zdolność do regeneracji. Przywództwo Kaczyńskiego zostało zakwestionowane, trwa gra na czas po Kaczyńskim. Zmienił się też klimat społeczny. PiS wkurza, frustruje bądź śmieszy. I nie jest przyszłościowy, bo odstręczył całe młode pokolenie, co widać nie tylko w badaniach opinii publicznej, ale i w mediach społecznościowych.
Ta tendencja jest też wyczuwana przez działaczy. Perspektywa chudych lat skłania ich z jednej strony do maksymalnego dojenia Ojczyzny w tych wszystkich państwowych radach, spółkach i agencjach, z drugiej zaś do nietrwonienia czasu i energii na wspieranie swojego ugrupowania. Działacze myślą już tylko o sobie i rozglądają się za szalupą ratunkową. Krwi za PiS pożałują, za to staną się rozmowni. Będą udzielać wywiadów, w których skrytykują partię lub udzielą jej dobrych rad, rzecz w pierwszej kadencji nie do pomyślenia. Ostatecznie sami się wykończą.
Czytaj także: Skrajna nieodpowiedzialność i brak patriotyzmu. Tak opozycja pomaga PiS
Jednak jest dla PiS-u pewna deska ratunku. To słaba opozycja. Jeśli nie będzie atrakcyjnej alternatywy, to do implozji nie dojdzie, a gnicie może trwać do wyborów. Pustosłowie, rytualne działania, opozycyjne wojenki będą konserwować PiS. Ostatni sondaż IPSOS dla OKO.PRESS pokazał, że połowa wyborców wszystkich partii opozycyjnej nie wierzy, że Hołownia, Budka, Kosiniak itd. są gotowi do sprawowania władzy. To głośny sygnał alarmowy dla liderów.
PiS może czerpać dodatkową energię z nieudolnej opozycji, albo słabnąć pod wpływem jej siły. Tłumy na ulicach bądź skuteczna opozycja może przyspieszyć koniec tej władzy. W przeciwnym razie będzie upadać długo i boleśnie – dla siebie, ale przede wszystkim dla kraju.