Obejrzałam "Kozacką miłość" i nie mam wątpliwości: to będzie druga "Zniewolona" [RECENZJA]

Ola Gersz
Żeby nie było nieporozumień: "Kozacka miłość" to telenowela. I jak na telenowelę przystało, mamy pięknych, młodych bohaterów, trójkąt miłosny, czarne charaktery i niezliczoną ilość intryg. Miłość przeplata się z nienawiścią, prawda z kłamstwem, toporny humor z przerysowanym tragizmem. Jeśli na dźwięk słowa "telenowela" dostajesz drgawek, lepiej włącz Netflixa, jeśli doznajesz euforii – znalazłeś serial dla siebie.
"Kozacka miłość" to nowy hit TVP Fot. Kadr z serialu "Kozacka miłość" / TVP
Czytaj także: Chłosty, grzebanie żywcem, rytualny mord. "Zniewolona" staje się już przemocową pornografią

To, że Polacy kochają telenowele, pokazała już "Niewolnica Isaura" w 1985 roku. To totalne szaleństwo udało się potem powtórzyć "Esmeraldzie", "Zbuntowanemu Aniołowi", tureckim operom mydlanym eksplotowanym w ostatnich latach przez TVP do granic przyzwoitości i oczywiście "Zniewolonej".

Ukraiński serial "Zniewolona" był emitowany w Polsce przez TVP i szybko stał się dumą Jacka Kurskiego. Serial podbił serca polskich widzów, którym nie przeszkadzały nawet niezliczone tortury, jakim poddawano główną bohaterkę graną przez Katerinę Kowalczuk. W naTemat pisałam, że była to wręcz istna przemocowa pornografia.


Kiedy "Zniewolona" się skończyła, prezes TVP szukał jej następstwa. I w końcu znalazł. Wystarczyło kilka odcinków "Kozackiej miłość", żeby stwierdzić, że ta ukraińsko-rosyjska telenowela ma szansę być kolejnym fenomenem zza wschodniej granicy.

O czym jest "Kozacka miłość"?


Serial "Kozacka miłość" dzieje się na ukraińskiej prowincji na przełomie XIX i XX wieku, co oznacza piękne plenery, piękne kostiumy i piękną scenografię.

Telewizyjne seriale historyczne (przykład: "Belle Epoque") niestety często popełniają ten błąd: tego piękna chcą za dużo.
Stroje są czyściutkie i wyprasowane, na drogach nie ma błota i nawet w stajni jest wysprzątane. Widz ma wrażenie, że znalazł się w skansenie, a nie w prawdziwej rzeczywistości sprzed dziesięcioleci. Nie mówię, żeby wzorem "Tabu" z Tomem Hardym brzydota i błoto wylewały się aż z ekranu, ale prawdziwy świat po prostu tak czysto i schludnie nie wygląda. To wieje sztucznością. W tym pięknym świecie mamy również pięknych i młodych bohaterów. Marysia (Zoriana Marczenko) jest temperamentną córką bogatego Kozaka, której niesforny charakter i oszałamiające piękno podkreśla się w serialu na każdym kroku. Kiedy od wypadku z udziałem rozpędzonego konia ratuję ją ubogi szlachcic Stiepan (Wiaczesław Drobinkow), Marysia zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia i postanawia, że zrobi wszystko, aby był jej mężem.

Szkopuł w tym, że Stiepan kocha Alonę (Ekaterina Olkina), a Alona kocha jego. Para uciekła na wieś, gdy rodzice Alony postanowili wydać ją za bogatego kupca Piotra Kolewanowa (Aleksandr Mochow), aby spłacić rodzinne długi. Alona i Stiepan udają na prowincji rodzeństwo, żeby uniknąć skandalu, ale licho nie śpi. A w tym przypadku Marysia i Piotr. Nietrudno się domyślić, że Alona i Stiepan szybko spokoju nie zaznają.

Intrygi i... intrygi


Największy problem obok scenografii rodem ze skansenu? Bohaterowie "Kozackiej miłości", którzy są przerysowani i jednowymiarowi jak naleśniki. Marysia jest piękna i przebiegła, Alona jest niewinna, czysta i dobra (i nudna jak flaki z olejem), Stiepan jest poczciwy i rozdarty. Nie ma tutaj miejsca na pogłębioną analizę bohaterów, ale przecież to zupełnie nie o to chodzi.

Czytaj także: Moja mama odleciała i została psychofanką tureckich seriali. "Kurski wie, co robi. To tandeta, ale taka ładna"

Nie da się ukryć, że całość robi momentami tandetne, a wręcz komiczne wrażenie. Wszystko jest rysowane bardzo grubą kreską, a subtelności nie ma tutaj za grosz. Jednak znowu: mówimy o telenoweli! W operach mydlanych subtelność to niepotrzebny balast. Dlatego odkładając te wszystkie wady na bok, przyjrzymy się fabule: to ona liczy się dla fanów telenoweli najbardziej. I "Kozacka miłość" w tej kwestii dostarcza. Widzów czekają intrygi, intrygi i... intrygi. Będą złamane serca, zdrady, kłamstwa, przemoc (oczywiście), seks i kłótnie. Słowem będzie to, co miłośnicy telewizyjnych tasiemców kochają najbardziej.

Nie ma więc wątpliwości, że Polacy pokochają "Kozacką miłość", tak jak wcześniej pokochali "Zniewoloną" czy "Więźnia miłości". Jacek Kurski dobrze wie czego potrzebują jego widzowie i im to daje. A czego potrzebują? Dużo miłości, trochę nienawiści i od groma intryg. A że tandetne? Oj, trudno.