Zamiast śniegu miłość i... krowy. "Kalifornijskie święta" to świąteczny umilacz dla romantyków
Co się stanie, gdy tuż przed Gwiazdką bezduszny pan w garniturze pojedzie na wieś w niecnych celach i pozna właścicielkę uroczej farmy mlecznej? Wszyscy znamy odpowiedź na to pytanie, ale kto powiedział, że filmy świąteczne muszą być nieprzewidywalne. Jeśli potrzebujesz w swoim życiu romantyzmu i uroku, to "Kalifornijskie święta" Netflixa są właśnie dla ciebie.
Każdego roku w okresie świątecznym mamy wysyp filmów, które da się streścić w dwóch słowach: Boże Narodzenie i miłość. Zdarzają się tytuły lepsze (patrz: serial "Dash i Lily") lub gorsze ("Randki od święta"), ale wszystkie mają jeden cel: sprawić, żeby widz poczuł się miło, przytulnie i komfortowo. A przy okazji żeby uwierzył i w magię świąt, i w miłość.
Święta w Kalifornii
Fabuła "Kalifornijskich świąt"? Bardzo... nieoryginalna. Joseph (Josh Swickard) jest rozpuszczonym bogatym chłopcem i dzieckiem kapitalizmu z dużego miasta. Pracuje dla swojej mamy w wielkiej bezdusznej firmie, która zajmuje się pozyskiwaniem terenów, a w wolnej chwili podrywa kolejne atrakcyjne kobiety.
Na trzy tygodnie przed Gwiazdką Joseph otrzymuje specjalne zadanie: musi zdobyć ziemię, na której znajduje się gospodarstwo mleczne. Inaczej zostanie na święta bez pracy. Zadanie to niełatwe, gdyż gospodarze uparcie odmawiają sprzedaży swojej rodzinnej farmy.
Fot. Netflix
Oczywiście reszty można się domyślić, bo jest przewidywalnie do bólu. Josephowi zaczyna podobać się życie na wsi, bohaterowie zakochują się w sobie, i tak dalej, i tak dalej. Problem jest jeden: Callie nie ma pojęcia, kim naprawdę jest Joseph. Co trochę pachnie odwróconą fabułą musicalu z Audrey Hepburn "My Fair Lady". Ale spokojnie, to film świąteczny, więc zakończenie będzie odpowiednio pozytywne.
Romantycy, łączcie się!
Że widzieliśmy już taki film świąteczny 150 razy? Kto by się tym przejmował. W święta chodzi o to, żeby było miło, nie o walory artystyczne. Przynajmniej dla niektórych.
Fot. Netflix
Warto jednak podkreślić, że wspomniany świąteczny klimat jest tu inny, niż zazwyczaj. Akcja dzieje się w Kalifornii, więc nie uświadczymy tutaj typowej ośnieżonej scenerii ze świątecznych produkcji. Zamiast śniegu mamy słońce i krowy. I chociaż jest choinka oraz dekoracje, to momentami wydaje się, że bohaterowie... zapomnieli o Gwiazdce. Ale na szczęście w porę sobie o niej przypominają.
Jeśli uwielbiasz takie historie i jesteś nierozważnym romantykiem, "Kalifornijskie święta" są dla ciebie. Jeśli na widok takich sentymentalnych, świątecznych produkcji rodem ze stacji telewizyjnej Hallmark już wymiotujesz, to uciekaj od tego świątecznego filmu Netflixa jak najdalej.
Czytaj także:
"Zamiana z księżniczką 2" nie zawiedzie fanów serii. Sequel hitu Netflixa to święta na sterydach
Nic bardziej uroczego przed świętami nie zobaczysz. Ten hit Netflixa ma tylko pozytywne recenzje!
Netflix ma sposób na świąteczną samotność. "Randki od święta" będą bożonarodzeniowym hitem
Byłam świątecznym sceptykiem. Zmieniłam zdanie po obejrzeniu tego filmu o świętym Mikołaju