Znudzili ci się Kevin i Hugh Grant? Łap 6 nieanglojęzycznych filmów i seriali na święta

Karol Górski
Dziwne to będą święta. Wielu z nas upłyną pewnie pod znakiem domowych seansów filmów i seriali zamiast rodzinnych spotkań. Przejadły wam się już zapętlane co roku hollywoodzkie świąteczne produkcje? Spieszymy z pomocą. Oto 6 nieanglojęzycznych (ale nie polskich) filmów i seriali na święta, które warto zobaczyć.
Drugi sezon norweskiego serialu "Facet na święta" wychodzi 18 grudnia. Fot. Screen / Netflix

"Trzy dni świąt”


Obok seriali amerykańskich, największą popularnością na Netflixie cieszą się te hiszpańskie. Choć Półwysep Iberyjski nie kojarzy na się może z klimatem świąt, w rankingu nie mogło zabraknąć propozycji z kraju "Domu z papieru” czy "Szkoły dla elit”.

"Trzy dnia świąt” (w wersji oryginalnej – "Días de Navidad”) to miniserial przedstawiający historię czterech sióstr. Akcja została podzielona na trzy odcinki. W pierwszym z nich bohaterki są dziećmi, w drugim – dorosłymi, w finałowym odcinku widzimy starsze kobiety. Akcja wszystkich odcinków dzieje się w święta Bożego Narodzenia, które siostry spędzają w domu. Rdzeniem akcji jest historia z ich dzieciństwa, sięgająca korzeniami czasów frankistowskiego reżimu.


Hiszpanie, jak zwykle w przypadku netflixowych produkcji, dali radę. Miniserial wciąga i ogląda się go po prostu bardzo dobrze. Wielowątkowość na przestrzeni trzech odcinków intryguje, ale nie przytłacza, bo akcja została poprowadzona czytelnie. Aktorstwo też trzyma poziom, choć drobnym zgrzytem jest moim zdaniem nie do końca trafiony dobór aktorek grających te same dziewczyny w poszczególnych etapach życia (zwłaszcza w przypadku Esther). Ale może niepotrzebnie się czepiam, oceńcie sami.

"Aggretsuko”


Świąteczna odsłona dostępnej na Netflixie krótkometrażowej animacji "Aggretsuko". Trwająca nieco ponad dwadzieścia minut produkcja przedstawia perypetie pandy czerwonej o imieniu Retusko, która pracuje w dziale handlowym dużej firmy technologicznej. Przy okazji przygotowań do Wigilii zwierzak odkrywa nową pasję – media społecznościowe. Z czasem z pozoru niewinna zajawka przeradza się w obsesję.

Czytaj także: Hity Netflixa 2020: 500 procent normy, czyli... co najchętniej oglądali Polacy w czasie pandemii?

"Aggretsuko" to propozycja dla dzieci, ale nie tylko. Na pewnie przypadnie do gustu fanom anime i generalnie japońskich, czy szerzej – azjatyckich, klimatów. Po seansie nie dojdzie raczej do przetasowań w czołówce waszego prywatnego rankingu najlepszych filmów na święta, ale przynajmniej na chwilę oderwiecie się od amerykańskich romansideł z choinką w tle, pozostając w świątecznym nastroju.

„Boże Narodzenie”


Obecność "Joyeux Noël” (to oryginalny tytuł) w tym rankingu jest akurat trochę naciągana, bo nie jest to film całkowicie nieanglojęzyczny. Bohaterowie produkcji z 2005 mówią w trzech językach – właśnie po angielsku, a także po niemiecku i francusku.

"Boże Narodzenie” to film oparty na prawdziwych wydarzeniach. Opowiada niesamowitą historię, która wydarzyła się naprawdę podczas pierwszej wojny światowej, w Wigilię w roku 1914. Francuscy, brytyjscy i niemieccy żołnierze bez wiedzy dowódców zawarli wtedy kilkugodzinny rozejm i wyszli z okopów, by wspólnie świętować Boże Narodzenie. W obsadzie m.in. Diane Kruger czy znany z głównej roli w „Good bye Lenin!” niemiecki aktor Daniel Brühl.

W odróżnieniu od dwóch poprzednich propozycji, dramat wojenny w reżyserii Christiana Cariona jest filmem dość znanym, pewnie wielu czytających ten tekst już go widziało. Nie jest to bowiem żadna nowość – obraz powstał w 2005 roku. Wysokie oceny w portalu Filmweb (aż 7,5 gwiazdki) nie są przypadkowe. To jedna z najlepszych świątecznych filmowych propozycji. Uwaga: nie obejrzycie jej niestety na Netflixie, musicie poszperać w internecie. Istnieje też spora szansa, że film poleci w okresie świątecznym na którymś z telewizyjnych kanałów.

"Dzień bestii”


A teraz coś z kompletnie innej bajki. Kolejny film hiszpański w zestawieniu, ze świąteczną atmosferą wspólnego mający tyle, że dzieje się w okresie bożonarodzeniowym. Jeśli szukacie czegoś w cukierkowym klimacie rodem z "Love Actually”, przejdźcie od razu do następnego punktu.

Oto zarys fabuły. Baskijski ksiądz odkrywa, że w Boże Narodzenie w Madrycie ma narodzić się antychryst. Rusza więc do stolicy, by odnaleźć i zabić bestię. Okazuje się, że aby to uczynić, sam musi stać się grzesznikiem. Na miejscu spotyka niezdarnego satanistę, który towarzyszy mu od tego momentu w poszukiwaniach.

Po ostatniej części tego krótkiego opisu widzicie już chyba, że choć nie jest to produkcja typowo świąteczna, można się przy niej uśmiać. "Dzień bestii”, wbrew właściwemu horrorowi tytułowi, to czarna komedia. W dodatku naprawdę niezła. Jej autorem jest ceniony hiszpański reżyser Alex de Iglesia. Jego najnowsze dzieło, „30 srebrników”, od końca listopada można obejrzeć na platformie HBO GO. Niestety ani tam, ani na Netflixie, nie znajdziecie „Dnia bestii”. Z pomocą przychodzi CDA – tam dostępny jest cały film.

"Święta na 5 gwiazdek”


Wracamy na Netflixa, a konkretnie do włoskiego filmu świątecznego sprzed dwóch lata. Akcja „Świąt na 5 gwiazdek” dzieje się tuż przed Bożym Narodzeniem, gdy delegacja włoskich polityków wybiera się z wizytą na Węgry. Podczas służbowej podróży premier wdaje się w romans z towarzyszącą mu z atrakcyjną młodą parlamentarzystką. Kochankowie bawią się świetnie do momentu, gdy w hotelowym pokoju znajdują zwłoki.

Włosi w satyrach politycznych – niewątpliwie zaliczają się do nich "Święta na 5 gwiazdek” – lubują się jak mało kto. Cóż, nie bez przyczyny. Rodzimi politycy – a w szczególności jeden z nich – w swoim czasie często dawali im podkładkę pod tego typu historie.

Film Marco Risiego to dzieło z obszernej kategorii "można, nie trzeba”. Na pewno nie zaniża poziomu, do którego przyzwyczaiły nas amerykańskie świąteczne produkcje Netflixa. A czy wybija się na ich tle? Jest inny – to na pewno. Wyróżnia się zabawną fabułą, ekspresyjną grą aktorską i specyficznym włoskim poczuciem humoru. Jakością? To już kwestia gustu.

"Facet na święta”


Kolejny serial w zestawieniu. W końcu z południa Europy przenosimy się w prawdziwie zimową i świąteczną scenerię – do Norwegii. Przed wami ostatnia propozycja w tym tekście – "Facet na święta”.

Wieczną singielkę, Johanne, denerwują komentarze jej rodziny, która co święta zamęcza ją pytaniami o to, kiedy w końcu wejdzie w związek. Aby zamknąć bliskim usta, kobieta postanawia szybko znaleźć kogoś, kogo będzie mogła zabrać do domu na święta. A że pewnie wiecie, jak zwykle kończą się takie filmowo-serialowe "związki na niby”, możecie domyślić się ciągu dalszego.

Mimo tandetnej i do bólu nieoryginalnej (widzieliście "Randki od święta” z Emmą Roberts?) fabuły, norweska produkcja jest naprawdę godna polecenia. Zwłaszcza jeśli nie oczekujecie serialowego arcydzieła, tylko przyjemnego zapychacza czasu na koronawirusowe święta. Pierwszy sezon na Netflixie dostępy jest od roku, drugi ma swoją premierę w piątek (18.12).

Czytaj także: Zamiast śniegu miłość i... krowy. "Kalifornijskie święta" to świąteczny umilacz dla romantyków