W Nowym Roku nadciągnie czas rozliczeń. Wyborcy zaczynają odklejać się od PiS

Karolina Lewicka
dziennikarka radia TOK FM, politolog
Rok temu, podsumowując mijający 2019, pisałam Państwu, że sporo się w polskiej polityce działo, ale niewiele się w niej zmieniło. Stąd w Nowy Rok 2020 weszliśmy ze stabilnym i doskonale znanym układem sił - PiS był hegemonem, a opozycja się miotała. Po kolejnych dwunastu miesiącach, na których głębokim cieniem położyła się pandemia, wychodzimy z następującymi rezultatami politycznymi: hegemoniczna pozycja PiS-u to przeszłość. Ale opozycja wciąż niestrudzenie szuka wiatru w polu.
Karolina Lewicka o przyszłości PiS w 2021 roku Fot. Cezary Aszkielowicz / AG

Wańka-już nie taka-wstańka


PiS, wracający do formy po każdej aferze, każdej głupocie i każdej ohydnej podłości, był przez lata jak jeden z mitycznych Gigantów, który dotknąwszy Matki-Ziemi, wnet w czarodziejski sposób odzyskiwał siły. Aż do teraz - najpierw przyszło tąpnięcie sondażowe, a potem stabilizacja na niższym, bo trzydziestoprocentowym pułapie. I nic nie wskazuje na to, by rządzący mieli się wkrótce spektakularnie odbić.

PiS ma za sobą rok klęsk, porażek i błędów. Próba forsowania wyborów pocztowych, wojna w łonie Zjednoczonej Prawicy oraz w samym PiS-ie, Piątka dla Zwierząt, która rozwścieczyła rolników i orzeczenie TK, które wyzwoliło gniew młodych. A na koniec jeszcze groźba zawetowania dużych pieniędzy dla Polski. Tak się rządzący „bawili” podczas apokaliptycznego wręcz kryzysu.


W Nowym Roku zaś, kiedy pandemia ustanie, nadciągnie definitywnie czas rozliczeń. Te nie wypadną dla Zjednoczonej Prawicy korzystnie. Państwo z kartonu, dziurawe tarcze, chaos zarządczy, generowanie dodatkowych kryzysów i ordynarne kłamstwa („wirus jest w odwrocie, już nie ma się czego bać!”) - to Polak widział przez okrągły rok. Rządzący uczepili się jeszcze ostatniej deski ratunku, tj. szczepionek, ale nawet jeśli zaszczepimy się skutecznie, to pandemia i tak pozostawi po sobie pobojowisko.

A odpowiedzialnością za to - i słusznie - zostanie obarczony rząd.

Skoro jesteśmy przy szczepionkach - latami ciągnięto rozważania, jak to możliwe, że afera goni aferę, a PiS trzyma się mocno. Nie wszyscy eksperci byli zgodni, że chodzi o siłę socjalu. Tymczasem ostatnie dni przyniosły kolejny dowód na poparcie tej tezy.

Otóż, „Gazeta Wyborcza” zapytała Polaków, co by ich skłoniło do zaszczepienia się i
ponad 40% odparło, że pieniądze. Czyli państwo miałoby dać obywatelowi np. tysiąc złotych, żeby obywatel dał się uodpornić na chorobę, która codziennie zabija ludzi. A i argumenty przeciwko szczepionkom nagle - w obliczu pieniądza - wyparowały.

Jeśli założymy zatem, że „państwo płacące” to oczekiwanie sporej części Polaków,
to jednak te pięćset plus, wpływające co miesiąc na konto, musiało przyspawać do
PiS wyborców letnich, nie będących twardym elektoratem prezesa Kaczyńskiego. Ale właśnie zaczynają się od rządzących odklejać i ten proces może się wkrótce nasilić.

Czytaj także: Trzy scenariusze. Opiszę Państwu, jak może upaść władza PiS

Nie, programy socjalne nie znikną, bo PiS zna ich moc i prędzej zadłuży państwo na pięć następnych pokoleń, niż je ograniczy. Ale pandemia otworzyła całą przestrzeń kłopotów gospodarczych.

Przedsiębiorcy, także przecież chętnie głosujący na PiS, są wściekli i rozczarowani. Wszystkich dotyka drożyzna w sklepach i ukryte podatki - kilka kolejnych już od 1 stycznia. Pandemię każdy odczuje w swoim portfelu. A PiS nawet nie jest w stanie dotrzymać obietnicy o rekompensatach za wzrost cen prądu.

Poza tym nie znikną te problemy, które w obozie rządzącym ujawniły się w minionym roku. Prezes raczej nie odzyska wigoru, Ziobro nadal będzie wojował z Morawieckim, koalicja wciąż będzie trzeszczeć. Znów będą się zajmować sami sobą, a tego ludzie nie znoszą. Przed PiS-em wyboista droga w dół sondaży.

Znużeni dwudziestoletni


Tuż przed Bożym Narodzeniem Rafał Trzaskowski - tym razem występujący w roli lidera ruchu Wspólna Polska - zamieścił na FB krótkie, kilkuminutowe nagranie. Było o tym, jak wiele się dzieje („wypracowujemy scenariusze dotarcia do wyborców, którzy myślą nieco inaczej”; „organizujemy się na następne wybory”) i o tym, co ma się rzekomo wydarzyć. „Od wiosny - solennie obiecał w klipie Trzaskowski - z jeszcze większą energią przystąpimy do realizacji naszych priorytetów”.

Dziwnym trafem ów speech poprzedziło kilka publikacji, donoszących opinii publicznej, że - z grubsza - Wspólna Polska jest jak yeti: nikt nie widział, może nawet nie istnieje. Małgorzata Kidawa-Błońska, pytana o nazwę przedsięwzięcia, poległa. Ruch nie przyciąga ludzi, zapisanych doń jest dokładnie tyle, ile było zaraz po jego starcie. Strona internetowa: martwa, trzy wpisy. Żadnych oryginalnych treści.

Niby z nagrania Trzaskowskiego wynika, że będzie chciał reanimować politycznego trupa - ale uwaga! - mniej więcej w rok po wyborach prezydenckich, kiedy to tamte emocje społeczne i polityczne będą już wydarzeniem historycznym. Interesujące.

A przecież przywódca, który objawił się w Trzaskowskim latem, był największej partii opozycyjnej potrzebny jak deszcz grzybom. Ale nie kuto żelaza, póki gorące - urlop, Czajka, pandemia, i zdechło. Politycy Platformy, pytani o ruch, mówili, że to nie ich sprawa i odsyłali do ratusza, robiąc z czytelników/ słuchaczy/widzów idiotów. Bo było wszak jasne, że partia i ruch to naczynia połączone, że ruch ma napędzić wyborców partii, przyczynić się do jej przebudowy i jednocześnie obudować tkanką społeczną.

Czytaj także: KO bardzo blisko PiS na koniec roku. A to nie koniec złych wieści dla Kaczyńskiego

Skutek jest taki, że w niedawnym sondażu dla „Rzeczpospolitej” aż jedna czwarta badanych orzekła, że żaden polityk opozycji nie zasługuje na miano lidera. Według jednej piątej to Trzaskowski. Byłby to dobry wynik na start, ale nie po zebraniu 10 mln głosów w kampanii wyborczej. Teraz oznacza, że kapitałowi politycznemu, zebranemu w kampanii, dobrowolnie pozwolił się rozproszyć na cztery strony świata, a przywódcą opozycji jest Pan/Pani Nikt.

Nie będzie zatem z tego kierunku wartości dodanej dla Platformy, która pod koniec stycznia ma świętować swoje dwudziestolecie. Fajerwerki nie są spodziewane. Partia robi pogłębione badania socjologiczne, pisze „nową deklarację ideową”, ale brakuje jej na siebie pomysłu. Utknęła w okolicach dwudziestu kilku procent (24% w 2015; 27% w 2019), i nie zyskuje - choć teoretycznie powinna, jako największa siła opozycji - na spadkach koalicji rządzącej. To dla Platformy poważny sygnał alarmowy.

O obrocie sfer ludowych


PSL właśnie zaskoczył współpracą (w sprawie kandydata na RPO) z Konfederacją. Od circa dwóch lat ludowcy nie mogą się zdecydować, kim są i kim się podeprzeć, żeby nie trafić na polityczny out. Instrumentalne podpierają się zatem co rusz kimś innym. Do PE szli w ramach szerokiej koalicji, by po uzyskaniu swoich mandatów, natychmiast wypiąć się na Platformę i SLD.

Czytaj także: "Kobieta ma wolność, gdy zdejmuje majtki". 9 cytatów z kandydata PSL i Konfederacji na RPO


Potem był egzotyczny sojusz z Pawłem Kukizem, a PSL chwilowo był „obywatelski”, bo potrzebował głosów w miastach. Z Kukizem pożegnali się w listopadzie, gdy już trwały rozmowy z Hołownią, ale i przeorientowali się ku przedsiębiorcom, a tych stara się politycznie obsłużyć Konfederacja i Gowin. Z Porozumieniem chętnie by ludowcy zbudowali jakąś nową chadecję (z Hołownią zresztą też), a od Konfederacji równie chętnie wzięliby trochę wyborców (tymczasem na wsi, po stracie PiS-u, nie potrafili się odbudować).

Generalnie jest, jak zawsze: PSL może z każdym. Choć, uwaga! - chwilowo nie z PO, bo Platforma, z którą siedzieli osiem lat w koalicji, to teraz takie samo zło, jak PiS. A PiS za chwilę może się okazać całkiem w porządku. Wszak sam Jarosław Kaczyński, pytany o koalicję z ludowcami, mówi: „Wszystko jest możliwe”. Wydaje się, że część polityków spod znaku zielonej koniczynki myśli podobnie.

Lewicowy zawrót głowy


Kiedy młodzi wylegli na ulice, a przez Polskę przetaczała się mała rewolucja, można się było spodziewać, że na tę falę gniewu wskoczy Lewica. Próbowali - i nic. Choć agenda tematów wydawała się wymarzona dla polityków o lewicowej proweniencji, i choć posłanki i posłowie klubu Lewicy dość jasno artykułowali swe poparcie dla np. aborcji na życzenie.

Dlaczego zatem w sondażach nie było premii? Trochę dlatego, że tłum żadnych polityków nie chciał i nie potrzebował. Ale też dlatego, że Lewica po powrocie do Sejmu nie odznaczyła się niczym szczególnym, nie wniosła do polskiego życia publicznego żadnej świeżości. Nie była „jakaś”, tylko równie obła, jak pozostali gracze. I jak reszta opozycji została przez tłum uliczny potraktowana bez atencji.

Odcinek pierwszy, sezon drugi


„Polityka jest jak Netflix” - pisze w swojej nowej książce „Fabryka jutra” Szymon Hołownia - „Musi non stop dostarczać odbiorcy kolejne odcinki historii, która go wciągnie, poruszy emocje i zmusi do myślenia, zachęci do oglądania dalej”.

Na razie serial pt. „Polska 2050” wyborcy oglądają chętnie, a główny bohater awansuje w rankingach zaufania i popularności. Hołowni udało się utrzymać zainteresowanie po zakończonej kampanii prezydenckiej, zdaje się nie tracić energii i wciąż ma świeżość tego, który jeszcze nie rządził. W sondażach partyjnych jest trzeci, ze stabilnymi, kilkunastoprocentowym wskazaniami.

Czytaj także: Hołownia potwierdza kolejne transfery. "Decyzje będą ujawniane na początku roku"


Długofalowe szanse na sukces są zależne od pieniędzy. Jeśli darczyńcy przestaną być hojni, projekt nie przetrwa, bo nie da się robić polityki bez pieniędzy.

Znikający punkt


Morawiecki nazwał swego czasu Andrzeja Dudę „wielkim przywódcą”. Tyle że prezydent przez pierwszą kadencję regularnie udowadniał, że trudno go nawet uznać za sprawnego polityka. Zaś w tym pandemicznym roku energią wykazywał się wyłącznie w kampanii wyborczej, będąc zorientowanym na trwanie na urzędzie. Po wygranej, która zapewniła mu dalszy dostęp do pałacu, limuzyny i żyrandola, po prostu zniknął. Ponoć używa z Małżonką życia w ośrodkach prezydenckich. Niczego innego raczej nie powinniśmy się po nim spodziewać. Może czasem powie coś, co i tak będzie kompletnie bez znaczenia.