"Jesteśmy pod ścianą". Ginekolożka o tym, jak czują się lekarze po zakazie aborcji

Katarzyna Zuchowicz
Po wyroku TK ws. aborcji lekarze nie wiedzą, na czym stoją. – Cały czas czekamy na opinie prawnicze, na ile w ogóle mamy jakieś możliwości i czy są jakieś sposoby, by mimo wszystko wykonywać swój zawód zgodnie z etyką lekarską – mówi naTemat dr Anna Parzyńska, ginekolog, autorka bloga Doctor Ashtanga. Opowiada, jak lekarze są bezsilni.
Związano nam ręce, zostaliśmy postawieni pod ścianą – mówi naTemat Anna Parzyńska ginekolożka, która wykonywała zabiegi terminacji ciąży. Fot. Screen/Facebook/Anna Parzyńska


27 stycznia wyrok Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji został opublikowany w Dzienniku Ustaw. Orzeczenie z dnia 22 października 2020 roku, w którym TK stwierdził, że przepis dopuszczający terminację ciąży w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu lub nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niekonstytucyjny, wywołało falę protestów w całym kraju.


O tym, jak reagują lekarze, opowiada naTemat dr Anna Parzyńska, ginekolog, autorka bloga Doctor Ashtanga, która wykonywała zabiegi terminacji ciąży.

Jakie nastroje panują wśród lekarzy? Jak się czują?

Z mojej perspektywy bezsilnie. Próbujemy szukać rozwiązań. Na pewno zabrano nam też element etyki, dzięki któremu mogliśmy otaczać pacjentkę opieką najwyższej jakości, zgodnie z aktualną wiedzą medyczną. Związano nam ręce, zostaliśmy postawieni pod ścianą.

Nawet jeśli z punktu widzenia medycznego uważamy, że wcześniejsze przerwanie ciąży – w przypadku ciężkiej wady płodu – powinno być dla kobiety możliwością wyboru, to w tym momencie niestety tego zrobić nie możemy.

Cały czas czekamy na opinie prawnicze, na ile w ogóle mamy jakieś możliwości i czy są jakieś sposoby, by mimo wszystko wykonywać swój zawód zgodnie z etyką lekarską. A także, na ile jesteśmy w stanie potem się wybronić.

Lekarze boją się, wyczuwa się strach?

Powiedziałabym, że to raczej trochę bezsilność, trochę wkurw. Nie mam jednak za dużo kontaktu z lekarzami, którzy się boją. Ci, którzy się boją, już dawno tych zabiegów nie wykonywali. W tym momencie raczej zostali ci, którzy po 22 października kontynuowali ich wykonywanie.

Pani od lat wykonywała zabiegi przerwania ciąży. W państwowym szpitalu.

Dla mnie jest to pomoc pacjentce. Oczywiście przyjemniej jest uczestniczyć w porodzie, czy wykonać cesarskie cięcie. Ale czasami moją rolą jest, by towarzyszyć w trudniejszych i mniej przyjemnych momentach. W zależności od tego, gdzie w danym miejscu jestem akurat potrzebna.

Czytaj także: "Byłam takim aborterem". Ginekolożka szczerze o pracy w klinice położnictwa

Po publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego powiedziała pani, że nadal będzie pomagać wszystkim potrzebującym kobietom. W przypadku, gdy czarny scenariusz stanie się rzeczywistością, jak taka pomoc może wyglądać?

Nie wiem, gdzie jest granica tego, że jest współudział w przestępstwie. Czy powiedzenie czegoś to już współudział? W każdym razie informuję pacjentki o telefonach do Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.

Zapewniam też merytoryczne wsparcie. Jeśli pacjentki mają pytania, to pomagam. Nie ukrywam, że w drugim trymestrze, to już jest moment, w którym obawiałabym się wykonywać zabieg na własną rękę.

Mówię pacjentkom, że najbezpieczniejszym i najszybszym wyjściem w tym momencie jest wyjazd za granicę. Są pacjentki, które właśnie teraz są w takiej sytuacji. Co z nimi?

Tak, są takie pacjentki. Ze strony fundacji jesteśmy w stanie zapewnić im wsparcie finansowe i tłumacza, jeśli jest potrzebny. Ale wiele klinik, nawet w Holandii, mają strony internetowe w języku polskim.

Kobiety po prostu powinny zgłaszać się do fundacji. Tam dyżurują ginekolożki i prawniczki. Jest kompleksowa opieka. Myślę, że to jest rozwiązanie do momentu, gdy nie dostaniemy od prawników sensownej linii obrony w momencie, gdybyśmy zostali oskarżeni. Co najbardziej zmieni się teraz w pani pracy?

Myślę, że jeśli chodzi o te kwestie, będę miała mniej pracy w szpitalu. Będą natomiast dużo trudniejsze rozmowy z pacjentkami, u których rozpoznamy nieprawidłowości. Już samo to, że nie możemy zaproponować pacjentce przyjęcia do szpitala w ten sam dzień, to coś, z czym teraz się mierzę.

Wyobrażam sobie, że psychologicznie dla wielu lekarzy może być teraz dużo trudniej

Oczywiście. Będzie więcej trudnych rozmów z pacjentami, w naszym kierunku będą też na pewno posądzenia, że postępujemy niezgodnie z etyką. Słyszałam już o przypadkach, że prokuratorzy proszą o odtajenie dokumentacji medycznej i wykaz wszystkich zabiegów, które zostały wykonane po 22 października. Myślę, że to wszystko, mimo iż było zasadne, będzie sprawdzane. Na pewno nie nadchodzą dobre czasy.

Nie wiemy, w jakim kierunku to pójdzie, ale pojawiają się obawy np. o utratę prawa do wykonywania zawodu?

To wszystko jest na tyle świeże, że nie wiemy co tak naprawdę nam za to grozi. Bo to, że grożą 3 lata więzienia to jedna sprawa, a jak to dotyczy zawodu lekarza? Z mojej perspektywy nie powinno się tego łączyć, bo nie zrobiłam nic, co byłoby niezgodne z wiedzą medyczną. Nie popełniłam błędu medycznego, nie zaproponowałam pacjentce nieodpowiedniego leczenia. Na Facebooku napisała pani: "Z punktu widzenia prawnego jesteśmy w dupie."

Jesteśmy w dupie. Nie znam się na prawie, ale konstytucja chyba się nie zmieni. A skoro zostało uznane to za niezgodne z konstytucją, to nie za bardzo mamy pole manewru.

Sama w tym momencie mam w sobie duże poczucie bezsilności. Nie czuję już złości i żalu. Za długo to trwa. Jestem już zmęczona. To ślepa walka, bo ten rząd i tak robi co chce.

Czytaj także: Przeczytała 154 strony uzasadnienia wyroku TK. Prawniczka mówi, co naprawdę się tam kryje

Statystyki na temat aborcji w Polsce. Ministerstwo Zdrowia udostępniło dane