"Nadal czuję się poniżona". Policjanci mieli brutalnie rozbierać ją w toalecie, wyginać ręce i palce
To nie był pierwszy raz, kiedy ją zatrzymano, ale według jej relacji pierwszy, kiedy policjanci mieli zachować się tak brutalnie. – Sposób zdzierania ze mnie odzieży już mi mówił, co mnie czeka. Nie wiedziałam tylko, jak to się wydarzy, ile będzie trwało i na jakich policjantów trafię – mówi w rozmowie z nami Katarzyna Augustyniak, znana jako Babcia Kasia.
Powiedziano mi, że uderzyłam w plecy policjanta. To działo się tak dynamicznie, że nie pamiętam wszystkiego sekunda po sekundzie, kadr po kadrze.
Najpierw trafiła pani do Pruszkowa?
Zawieziono mnie na komendę do Pruszkowa, gdzie zaczęły się standardowe procedury postępowania. Zabrano mi wszystkie rzeczy, ale na szczęście pozwolono mi wypić tabletkę na cukrzycę – z wodą z toalety, bo inną mnie nie poczęstowano.
Później do pokoju, w którym poza mną było kilku policjantów, przyszedł funkcjonariusz, który powiedział, że mnie oskarży z cywilnego pozwu na 30 tys. zł za ubrudzenie spodni.
Następnie kazali mi pójść do toalety – wyglądała na męską – i się rozebrać, czego nigdy nie robię, bo nie ma ku temu podstaw. Niby poszukują dokumentów ukrytych w różnych zakątkach ciała, ale nie wiem, bo nie wyjaśniono mi niczego.
Tam rozegrała się ta scena, o której wspominałam we wpisie. Po niej pozbierałam się i po jakimś czasie przewieziono mnie do Piastowa.
Tak. Jeden z policjantów zabrał mi wszystkie moje rzeczy do depozytu, wydawał mi koc i materac do celi. Później pojawił się następny, bo pewnie była to kolejna zmiana. Było to wulgarne, przykre, obraźliwe. Widocznie mieli takie polecenie.
Te wulgarne odzywki były jakąś reakcją na próbę rozmowy z nimi?
Proszę pani, ja nie chciałam z nimi rozmawiać. Kiedy siedziałam w celi, domagałam się picia, lekarstw, jedzenia. Jednak niczego nie uzyskałam, ale policjanci kilkukrotnie otwierali drzwi celi i zwracali się do mnie brzydko. Tam spędziłam noc.
Nie miałam zegarka, ale gdy zrobiło się szaro na dworze, to wstałam – zresztą długo tam nie da się leżeć. Dostałam śniadanie z bardzo małą ilością picia, ale zabrano mi je sprzed nosa, bo podobno minął czas.
Kiedy znowu się dobijałam, głośno dopominałam się o swoje prawa, o picie, o leki, to wtedy jeden z policjantów wyszarpnął mnie do sąsiedniej lodowatej celi, w której spędziłam resztę czasu do przyjazdu pani mecenas.
Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Pani zna swoje prawa, dopominała się o nie, ale mimo wszystko nic to nie dało. Osoby, które tego nie wiedzą, mogą być w jeszcze trudniejszej sytuacji?
Może być gorzej, bywa gorzej, ale swoje prawa trzeba znać. Wystarczy przeczytać Konwencję Praw Człowieka i Obywatela, bo ja bazuję na tym i na Konstytucji RP. Wiadomo, jakie mam prawa, człowiek chory ma swoje prawa, człowiek zmarznięty ma swoje prawa, człowiek głodny ma swoje prawa itd. To są po prostu prawa człowieka, a kobiety też są ludźmi.
Oczywiście.
To nie jest aż takie oczywiste...
Bała się pani?
Niespecjalnie się bałam. Wiedziałam, co się może wydarzyć. Sposób zdzierania ze mnie odzieży już mi mówił, co mnie czeka. Nie wiedziałam tylko, jak to się wydarzy, ile będzie trwało i na jakich policjantów trafię.
Nic złego nie zrobiłam, ale znalazłam się w miejscu, w którym nie powinnam się znaleźć i traktowano mnie tak, jak nie powinno się traktować człowieka.
Czy z perspektywy nawet kilku miesięcy policjanci dziś zachowują się brutalniej?
Jest różnica. Najpewniej mają takie rozkazy i do nich niestety w większości się stosują.
Jak dziś się pani czuje?
Nadal czuję się poniżona, ale z drugiej strony jestem dumna z siebie, że się nie rozpłakałam. Choć w pewnym momencie, w tej zimnej celi, już byłam bliska tego, ale udało mi się nie pokazać słabości.
W piątek, po przywiezieniu mnie do domu przez mojego przyjaciela, poszłam na kolejny protest. Musiałam pokazać, że mnie nie pokonali... Do przodu.
W tym wszystkim najważniejsi są jednak młodzi ludzie, którzy wylegli na ulicę, wiedzą czego chcą, zaczęli walczyć na swój sposób. Prowadzą działania zupełnie inaczej niż my weterani 60+. I wspaniale.
Bardzo ich wspieram i mam nadzieję, że oni to wiedzą. To jest super młodzież, wybrali sobie mnie, jestem ich Babcią Kasią i będę wszędzie tam, gdzie będą mnie potrzebować, a jak nie będą mnie chcieli, to ja się usunę i znowu wrócę do swoich jednoosobowych protestów.
Widziałam, że ludzie, którzy komentowali pani wpis, używali określeń ZOMO. Czy to jest trafne?
Nie, ZOMO inaczej działało z tego, co pamiętam, a pamiętam nadal dobrze. To zupełnie inny styl działania.
Policja oficjalnie nie odniosła się do tej sprawy, choć zapowiedziano, że ma się tak stać niebawem, ale nie potwierdzaj pani wersji wydarzeń.
Oni są w lepszej sytuacji, bo wszystko nagrywają, a ja nie mam nic innego poza swoim słowem.
Czytaj także: Babcia Kasia w rękach policji. Zatrzymano ją za naruszenie nietykalności funkcjonariusza