Zagra Dianę, choć wielu skreśliło ją po "Zmierzchu". Kristen Stewart wciąż udowadnia, że ma talent

Zuzanna Tomaszewicz
Łatki "aktorskiego drewna" niełatwo jest się pozbyć, choć wielu próbowało. Kristen Stewart ma na swoim koncie aż trzy nominacje do Złotych Malin i każda z nich dokonała się za sprawę sagi "Zmierzch". To jednak nie powstrzymało aktorki przed dalszym rozwojem kariery. Teraz gra w filmach niezależnych, chwali się swoim talentem komediowym, a niebawem wcieli się w księżną Dianę.
Kristen Stewart zagra niebawem królową ludzkich serc. Fot. Instagra; materiał promocyjny

Nie idź tą drogą

Kristen Stewart urodziła się w Los Angeles, gdzie do Hollywood miała zaledwie jeden krok. Jej rodzice wyrobili sobie całkiem niezłą renomę w branży filmowej – ojciec pracuje dla stacji Fox, zaś matka pisze scenariusze. Można więc powiedzieć, że Stewart od urodzenia miała lepszy start, jeśli chodzi o możliwości aktorskie.


Jej pierwszymi rolami były epizody w niezależnym filmie telewizyjnym zatytułowanym "Metamorfoza" oraz w familijnej komedii "Flintstonowie: Niech żyje Rock Vegas!". W żadnej z tych produkcji nie została wymieniona w czołówce, gdyż jej praca polegała tam jedynie na statystowaniu.

Punktem zwrotnym w jej karierze okazała się rola córki Jodie Foster w thrillerze "Azyl". Podobieństwo obu aktorek było wręcz namacalne. Starsza koleżanka po fachu odradzała jednak 10-letniej Stewart dołączenie do hollywoodzkiej śmietanki.

– Jodie mówiła mi, że najprawdopodobniej będę reżyserowała filmy lub zwyczajnie wrócę do szkoły – wspominała w rozmowie z magazynem "Stellar". Na szczęście, obawy Foster nie ziściły się, a sama Stewart na dobre zadomowiła się na srebrnym ekranie.
Fot. kadr z filmu "Azyl"

Dziewczyna wampira

Gdy Kristen Stewart miała 18 lat, dostała główny angaż w ekranizacji bestsellerowej powieści dla nastolatków. Rola skromnej Belli Swan w wampirzej sadze "Zmierzch" była dla aktorki zarówno przekleństwem, jak i błogosławieństwem.

Pierwsza część "Zmierzchu", choć nie posiadała pokaźnego budżetu, szybko trafiła w gusta nastoletnich widzów. Prędko okazało się też, że motyw romansu z atrakcyjnym wampirem wpisuje się w młodzieżowe trendy (biorąc pod uwagę wzrost popularności fanfików w owym czasie).

Stewart miała zagrać zagubioną nastolatkę, z którą łatwo utożsamiłyby się inne dziewczyny. Na tym polu aktorka wypadła świetnie. Wraz z premierami kolejnych części miłosnej historii Belli i Edwarda coraz więcej widzów oraz krytyków zaczęło poddawać w wątpliwość aktorskie umiejętności filmowej gwiazdy, co skutkowało tym, że Stewart trzy razy z rzędu otrzymała nominacje do nagrody będącej przeciwieństwem Oscarów.
Fot. kadr z filmu "Zmierzch"
Za mało gra twarzą, nie uśmiecha się, nie widać u niej progresu - to tylko kilka z argumentów, którymi posługiwały się osoby niechętne Kristen Stewart. Aktorka raz była "it girl", raz wrogiem publicznym numer jeden.

– Dostawałam ataków paniki. Wymiotowała niemalże każdego dnia – powiedziała w wywiadzie dla "Vanity Fair", nawiązując do frustracji, którą odczuwała na myśl o swoim publicznym wizerunku. – Wyrosłam z tego – dodała.

Królowa ludzkich serc

W 2012 roku Kristen Stewart zerwała na dobre z wizerunkiem cichej Belli i zaczęła próbować swoich sił w nieco ambitniejszym kinie. W tym samym roku, w którym premierę miała ostatnia odsłona "Zmierzchu", aktorka pojawiła się w filmowej adaptacji powieści Jack Kerouacka "W drodze".

Fani tamtej niezbyt rozgadanej dziewczyny wampira przecierali oczy ze zdumienia. Rola Marylou była miłą odmianą dla Stewart, która udowodniła, że nie boi się występować w scenach rozbieranych.

Potem aktorka występowała w filmach, które miały swoje premiery w Cannes oraz na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto. W 2014 roku zagrała u boku Julianne Moore w dramacie "Motyl Still Alice" opowiadającym o chorobie Alzheimera, rok później wystąpiła z Nicholasem Houltem w tytule sci-fi "Przebudzeni", w którym przedstawiono świat wyzuty z emocji.
Fot. kadr z filmu "Przebudzeni"
W międzyczasie, gdy Stewart wyrabiała sobie dobrą renomę w kinie niezależnym, aktorka pojawiła się także jako gospodyni w programie rozrywkowym Saturday Night Live. I tutaj mamy wielkie zaskoczenie. Wystarczy obejrzeć skecz o Tortinos, aby wyrobić sobie pozytywne zdanie na temat komediowych zapędów aktorki.

W drodze do "pałacu królewskiego" Stewart mianowano jednym ze słynnych aniołków Charliego. Remake filmu o kultowych agentkach okazał się niestety klapą, zdobywając (delikatnie mówiąc) przeciętną ocenę na portalu Rotten Tomatoes.

W tym niekończącym się szale na punkcie rodziny królewskiej i stale rosnącym zachwycie nad Lady Di, 30-letnia aktorka zgarnęła rolę "królowej ludzkich serc" w najnowszym dziele chilijskiego reżysera Pabla Larraina ("Jackie").

W sieci już pojawiło się pierwsze zdjęcie przedstawiające "nową" Dianę Spencer w tweedowym żakiecie i kapeluszu z siatką. Co ciekawe, Stewart wygląda jak starsza siostra Emmy Corrin, która wcieliła się w byłą żonę księcia Karola w serialu "The Crown".
Fot. kadr z nadchodzącego filmu "Spencer"

Z dala od zgiełku

Kristen Stewart nie korzysta z mediów społecznościowych, bo - jak sama tłumaczy - jest "starą duszą", a siedzenie na Instagramie pochłania zbyt dużo cennego czasu.

Gwiazda identyfikuje się jako osoba biseksualna. Była w związku z ekranowym partnerem, czyli Robertem Pattinsonem. Przez dwa lata chodziła także z nowozelandzką modelką Stellą Maxwell. Obecnie jest związana ze scenarzystą Dylanem Meyerem.

– Nie czuję wstydu, ani nie jestem zmieszana. Moje życie się polepszyło. Jestem teraz o wiele szczęśliwsza. Uważam, że w ciągu kilku lat pojawi się więcej ludzi, którym będzie wszystko jedno, jaką kto ma orientację. Nikogo nie powinno to obchodzić. Niech każdy po prostu robi swoje – odpowiedziała gazecie "Elle" na pytanie o swoją orientację.

Czytaj także: Aż dziw bierze, że to jej pierwsza główna rola! Emma Corrin podbiła świat jako księżna Diana