Flegmatyczna siła francuskiego spokoju – czyli jak wyciszyłem ciało i umysł w nowym Citroenie C4
Pojechałem na polską premierę nowego Citroëna C4, po której mogłem przetestować tę francuską nowinkę. Teraz opiszę wrażenia, jakie towarzyszyły mi w trakcie przejażdżki stołecznymi ulicami za kierownicą wozu, który może zrelaksować kierowcę bardziej niż masaż tajski w towarzystwie muzyki relaksującej i zapachu kadzidełek.
O stylistyce tego nadwozia zdecydowanie nie można powiedzieć, że jest sztampowa. Dzieje się tutaj dużo. Naprawdę dużo. Dla osób, które nie lubią się wyróżniać z tłumu, najprawdopodobniej za dużo. Co zwraca uwagę najbardziej? Przód pojazdu z oświetleniem, które układa się w kształt litery "V" (wyłapiemy ją również w układzie świateł tylnych), będąc przedłużeniem wkomponowanego w grill szewronu.
Oto nowa sygnatura świetlna, która wpisuje się w nową politykę francuskiej marki, a dzięki której każdy nowy Citroën ma wyglądać jak... Citroën. Zamknij oczy i przypomnij sobie samochody tej firmy sprzed lat... No właśnie: projektowano je, za motto przyjmując frazeologizm "od Sasa do Lasa", co – jak przyznają przedstawiciele – nie za bardzo podobało się klientom. Dlatego dziś cała gama modelowa poddawana jest procesowi uspójniania stylistyki.
Fot. naTemat
Nowa "ce-czwórka" doskonale wpisuje się w ów trend: to pojazd z naprawdę wysoko poprowadzoną linią dachu (sięga aż 1525 mm), który został osadzony na lekko podniesionym zawieszeniu. Dodajmy do tego krótkie zwisy, wysoką, stromo opadającą maskę, przetłoczenia na nadkolach oraz czarne, nielakierowane elementy okalające dolną linię nadwozia, a otrzymamy samochód jako żywo kojarzący się z kompaktowym crossoverem.
Dzięki owym elementom (zgodnie z materiałami prasowymi: "nadającym siły i charakteru") ten samochód może podbić serca naprawdę licznej – i z roku na rok coraz liczniejszej – grupy klientów, którzy chcą siedzieć wyżej, a do tego odrobinę mniej lękać się wysokich krawężników i drobnych "przycierek" na parkingach. No i którzy od czasu do czasu lubią powyobrażać sobie, że siedzą za kierownicą off-roadowej bestii.
Fot. naTemat
To, czego doświadcza się w kabinie citroënowskiej nowinki, można określić mianem wysmakowanego minimalizmu. Z jednej strony nie brakuje tutaj bowiem naprawdę ładnie zaprojektowanych elementów, lecz z drugiej: ich ilość nie przytłacza. Przed sobą mamy deskę rozdzielczą, na której rządzą poziome – czyli powiększające optycznie kabinę – linie. W jej centralnym punkcie rozłożył się duży, dziesięciocalowy wyświetlacz, przy pomocy którego możemy zarządzać całym mnóstwem funkcji, ale...
... na szczęście tym razem projektanci firmy Citroën przypomnieli sobie, że w niektórych przypadkach sterowanie dotykowe jest znacznie gorsze od starych, dobrych pokręteł. Tak więc zwolnili w owej pogoni za nowoczesnością, wzięli głęboki wdech, potrząsnęli głowami, a następnie umieścili na desce rozdzielczej manualne sterowniki nawiewów, klimatyzacji oraz głośności. Le respect!
Porozmawiajmy o nowo,czesności, czyli czymś, czego w tym miejscu nie brakuje. Samochód, którym jadę wyposażono w dwadzieścia technologii wspomagających kierowcę: począwszy od półautonomicznego systemu jazdy, a skończywszy na naprawdę zmyślnej nawigacji, która pozwala np. nie tylko sprawne znalezienie najbliższej stacji benzynowej, lecz rownież poda obowiązujące na niej ceny paliwa.
Fot. naTemat
Nie masz ochoty zabawiać pasażera błyskotliwą konwersacją? Żaden problem: w jego schowku znajduje się wysuwany uchwyt na tablet. Citroën dokłada do niego etui ze specjalnym filtrem, dzięki któremu treści wyświetlające się na ekranie będą widoczne wyłącznie dla osoby na prawym fotelu, tak więc nie będą rozpraszać ciebie – człowieka kręcącego kółkiem.
Jak podsumować to wnętrze? Mamy tutaj do czynienia z kabiną, której elementy są i smakowicie zaprojektowane, i naprawdę dobrze spasowane. Być może nie jest to poziom, który mógłby zestresować DS-a, czyli luksusowego brata Citroëna, jednak C4 ma naprawdę wiele powodów do dumy.
Fot. naTemat
Jakich wersji nadwoziowych można się spodziewać?
W tym momencie C4 oferowany jest jako hatchback i... lepiej tego się trzymaj. Odmiana kombi? Przedstawiciele Citroëna informują, że takowa się nie pojawi. A więc może sedan? Cóż, ponoć trwają prace nad tego rodzaju nadwoziem, jednak po pierwsze nie wiadomo, kiedy pojawi się w salonach (na pewno nie będzie to bliska perspektywa czasowa), a po drugie: czy będą to salony europejskie. Być może jest tworzona wyłącznie na rynki sedanolubne, czytaj: takie jak Chiny.
Rzecz kolejna: jeżeli wypatrujesz C4 w wersji Cactus – czyli auta, o którym Citroën zwykł mawiać, że jego "tajną bronią jest komfort" a przemieszczanie się nim "przypomina uczucie jazdy na latającym dywanie" – to jedynie marnujesz czas i wzrok. Cactus umarł, nowego Cactusa nie będzie. Ale spokojnie, gdy już otrzesz łzy, możesz przeczytać kolejny punkt tego tekstu. Powinien sprawić, że znów się uśmiechniesz.
Fot. naTemat
Co zmienia przełączanie się pomiędzy trybami jazdy (ekonomicznym, standardowym i sportowym)? W gruncie rzeczy niewiele. Wybierając ostatni z nich, robi się ciut głośniej, a silnik i ośmiobiegowa skrzynia automatyczna stwierdzają: "no dobrze, skoro się upierasz, postaramy się nieco bardziej". Jednak wciąż daleko tutaj do tzw. zwijania asfaltu – ten samochód w każdej sytuacji zachowuje zdrowy rozsądek. Czuć, że nie lubi szaleństw za kółkiem.
Tak więc jeżeli szukasz samochodu choć odrobinę szalonego, trafiłeś pod zły adres. Lecz przypomnijmy: w citroënowskie DNA wpisane jest pojęcie "komfort jazdy", a nie "sport i szaleństwo". I właśnie zgodnie z tą zasadą został skonstruowany bohater owego tekstu: dzięki zawieszeniu z progresywnymi ogranicznikami hydraulicznymi oraz bajecznie wygodnym fotelom zapewnia przemieszczanie się z punktu A do punktu B w warunkach wręcz niebiańskich.
Fot. naTemat
Za ile taka przyjemność?
Zacznijmy od planu minimum: zgodnie z cennikiem najtańszego C4 (wersja Live Pack z 1,2-litrową jednostką benzynową o mocy 100 KM i sześciobiegowym manualem) możesz dostać za 73 300 zł. Oferta naprawdę dobra, chociaż moim zdaniem... mało sensowna. Dlaczego? Przecież kupując Citroëna, człowiek liczy na możliwie duży komfort jazdy, a w przypadku najtańszej wersji nie możesz otrzymać (nawet za dopłatą) ani skrzyni automatycznej, ani – co znacznie gorsze – miękkiego niczym ptasie mleczko hydraulicznego zawieszenia progresywnego.
Fot. naTemat
Szukasz innych opcji? A więc w grę wchodzą również dwie półtoralitrowe propozycje dla miłośników diesli: odmiana 110-konna (od 83 450 zł, dostępna wyłącznie ze skrzynią manualną) oraz 130-konna (tę możesz posiąść za 101 200 zł). Dlaczego Citroën oferuje ten model z jednostką wysokoprężną? Cóż, wciąż jest lubiana przez klientów flotowych, co – zgodnie z szacunkami polskiego przedstawicielstwa firmy – sprawi, że diesle będą stanowiły ok. 10 proc. sprzedaży nowego C4.
Fot. naTemat