"Dla nas wszystkich to szok". W Rzeszowie wrze - człowiek Ziobry może łatwo przejąć miasto
- Szykuje się bój prawicy o prezydenturę w Rzeszowie po decyzji Tadeusza Ferenca o ustąpieniu.
- Kim jest Marcin Warchoł i dlaczego prezydent Ferenc namaścił go na swoje stanowisko? Jak wyglądała ich współpraca?
- Wszyscy są w szoku – słyszymy w mieście.
Tadeusz Ferenc to ikona Rzeszowa. Przez 18 lat rządził miastem tak, że ludzie go uwielbiali. Był najstarszym prezydentem w Polsce, zmienił miasto nie do poznania. Miał przeszłość w PZPR, czego się nie wypierał, był w SLD, miał poparcie Koalicji Obywatelskiej i w ostatnich wyborach do Sejmu miał być "jedynką" na jej liście, ale zrezygnował ze startu. Nigdy jednoznacznie nie określał się politycznie. W każdych wyborach samorządowych otrzymywał grubo ponad 70 procent głosów i nigdy kandydat prawicy nawet się do niego nie zbliżył.
"Cieszę się pierwszy raz z przegranej. Martwiłbym się, gdyby taki super gospodarz miasta odszedł do parlamentu” – reagowali mieszkańcy, gdy w 2015 roku Ferenc postanowił ubiegać się o miejsce w Senacie.
I właśnie ten gospodarz – nagle i niespodziewanie dla wszystkich, z powodów zdrowotnych – ogłosił swoje odejście z urzędu i na swojego następcę namaścił Marcina Warchoła, wiceministra sprawiedliwości z Solidarnej Polski, który właśnie z Rzeszowa dostał się w 2019 roku do Sejmu.
Rzeszów w szoku
W tym momencie miasto zamarło. Ludzie nie mogą uwierzyć. Jedni, że kończy się pewna epoka, inni – że wskazał akurat tę osobę. "Ferenc chce oddać Rzeszów w ręce PiS!", "Zakończenie prezydentury smutne i szokujące" – tak można podsumować jedno wielkie zaskoczenie, które wywołał 81-letni prezydent, zresztą nie tylko w Rzeszowie.
W Rzeszowie nie jest tajemnicą, że miał dobre kontakty z prezydentem miasta, a ich współpraca zaczęła się od kampanii wyborczej w 2019 roku. – Gdy został posłem kupił mieszkanie w Rzeszowie – słyszę od lokalnych polityków.
"Nie jest mieszkańcem Rzeszowa, jest zwyczajnym politycznym spadochroniarzem, który marzy, żeby wskoczyć na fotel szefa miasta. Dla mnie Warchoł jest cynicznym graczem, który wykorzystał chorego człowieka, aby namaścił jego kandydaturę. Na szczęście na razie to tylko życzeniowy wybór ustępującego prezydenta. Tego prawdziwego i ostatecznego dokonają rzeszowianie przy urnach" – tak napisał o nim Mariusz Włoch, dziennikarz rzeszowskich Supernowości24.
W Rzeszowie i na portalach wrze. Przed oczami stanęła wizja miasta tak łatwo przejętego przez prawicę. Rzeszów stałby się wówczas największym miastem prezydenckim w jej rękach. Dziś rządzi w trzech, ale żadne z nich nie przekracza 100 tys. mieszkańców. Rzeszów ma ich ponad 180 tys.
O wskazanym następcy mówi: – Wiceminister Warchoł to osoba, która na skutek swojej bliskiej współpracy z panem ministrem Ziobro i jego uczestnictwa w demontażu polskiej demokracji i próbom uzależnienia sądownictwa od polityków, jest osobą kompletnie nie zasługującą na zaufanie i – moim zdaniem – przynajmniej przez jakiś czas nie powinien pełnić żadnej funkcji publicznej.
Co Ferencowi przyszło do głowy? – Dostrzegam pewne podobieństwo mentalne między obu panami, które spowodowało, ze przypadli sobie do gustu. To przede wszystkim styl działania i stosunek do otoczenia. To ich łączy. Tyle że zapytałbym, dlaczego przez tyle lat pan prezydent nie wychował swojego następcy? Lider, dobry menedżer, myśli o tym od samego początku. A on tego nie zrobił. Wprost przeciwnie – dodaje.
Ferenc z nikim nie konsultował
O tym, że Ferenc myśli o czymś takim, nie wiedział nikt. – Prezydent zasługuje na najwyższy szacunek. Przez tyle lat pracy dla Rzeszowa jak najbardziej zaznaczył się dla mieszkańców pozytywnie i za to jesteśmy mu ogromnie wdzięczni. Jego choroba jest nam znana już od kilku tygodni i być może można było się obawiać, że taka decyzja nastąpi. Ale gdy nastąpiła, dla nas wszystkich było to szokiem. Z zaskoczeniem przyjęłam też informację, kogo wskazał jako swojego następcę. Szokiem była tak jasna i precyzyjna postawa prezydenta i poparcie dla wiceministra Warchoła – mówi naTemat Maria Warchoł, rzeszowska radna.
Zbieżność nazwisk z Marcinem Warchołem jest przypadkowa. Nie są rodziną. – Wiadomość jest szokująca dla nas, jako dla rodowitych mieszkańców i związanych z działaniami pana prezydenta. Choć od ostatnich wyborów parlamentarnych dało się zauważyć, że pan prezydent darzy pana ministra sympatią. Trudno było przewidzieć aż takie następstwa, jednak faktem jest, że wiceminister wspierał działania prezydenta w sferach rządowych – opowiada.
O planowanej decyzji nie wiedział nawet rzecznik prezydenta. – Dla nas to też było zaskoczenie. Dowiedzieliśmy się dwa dni wcześniej. Powiedział, że stan zdrowia mu nie pozwala i trzeba wiedzieć, kiedy się wycofać – mówi naTemat Maciej Chłodnicki. Choć akurat namaszczenie wiceministra Warchoła jego aż tak nie dziwi.
Szykuje się wojna na prawicy?
Marcin Warchoł najwyraźniej już szykuje się na nową funkcję. Do mediów wysłał oświadczenie:
"To nie zrodziło się w mojej głowie, to prezydent Ferenc wyszedł z taką propozycją. (...) Propozycję prezydenta przyjąłem jednak jako wielkie wyróżnienie" – powiedział w wywiadzie dla Nowiny24.pl."Ja niżej podpisany Marcin Warchoł, oświadczam, iż jako kandydat na Prezydenta Miasta Rzeszowa w wyborach uzupełniających w roku 2021, wspierany przez Pana Prezydenta Tadeusza Ferenca, honorowego Przewodniczącego mojego Komitetu Wyborczego, w razie ewentualnej wygranej utrzymam w stanie dalszego zatrudnienia wszystkie osoby obecnie wykonujące pracę, pod jakimkolwiek tytułem prawnym w Urzędzie Miasta, służbach i spółkach miejskich". Czytaj więcej
Zapowiedział też, że będzie walczył o fotel prezydenta Rzeszowa jako kandydat niezależny."Początkowo starałem się odwieść prezydenta od decyzji o rezygnacji. Można przecież wyznaczyć zastępcę, na przykład na czas pobytu w szpitalu. Chciałem dalej z nim współpracować i pomagać miastu jak dotychczas, bo przecież jest jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia. Ale prezydent Ferenc nie dał się przekonać. W tej sytuacji przyjąłem propozycję, bo nie mam cienia wątpliwości, że prezydentowi się nie odmawia". Czytaj więcej
Poparcia udzieliło mu również Prezydium Zarządu Solidarnej Polski. – Chciałbym, żeby wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł był jedynym kandydatem prawicy na prezydenta Rzeszowa, bardzo nam na tym zależy – podkreślił wiceszef Solidarnej Polski, minister w KPRM Michał Wójcik. Jego słowa szybko były komentowane na Twitterze.
"Jest coś dziwacznego w tym, że prezydent ze środowisk delikatnie mówiąc dalekich od obozu rządowego, rekomenduje na swojego następcę ministra rządu Zjednoczonej Prawicy, a ten się zgadza i oświadcza, że nic nie zmieni, choć Rzeszów zmiany potrzebuje. Pytanie, komu ma to służyć?" – skomentował na Twitterze europoseł PiS Tomasz Poręba.
Władysław Ortyl, marszałek województwa z PiS powiedział rzeszowskiej "Wyborczej": "Prezydent Ferenc usynowił i namaścił Marcina Warchoła, dynastia ma trwać dalej. To żart. Czy Warchoł zostanie prezydentem Rzeszowa? Nie wiem, póki co rankingów nie prowadzimy. Prawo i Sprawiedliwość nie zrezygnuje z wystawienia swojego kandydata".
Stwierdził też:
A pojawiają się już inni chętni do kandydowania."Nie mam pojęcia, dlaczego prezydent Ferenc poparł Marcina Warchoła. Po raz kolejny zobaczyliśmy, jak pan prezydent robi „fikołka”. Wyobraźmy sobie, że będzie taka sytuacja, że startuje kandydat PiS, kandydat Lewicy i pan Warchoł. A prezydent popiera Warchoła. Jak to ocenić?". Czytaj więcej
Jak wyglądała współpraca z Warchołem
Na konferencji prasowej prezydent Ferenc zachwalał Marcina Warchoła. – Pan minister załatwił już wiele pieniędzy dla Rzeszowa, jestem przekonany, że poruszając się dobrze po pokojach rządowych, załatwi dla miasta jeszcze więcej. Dlatego mogę przekazać pałeczkę doskonałemu następcy – powiedział.
Jak wyglądały ich kontakty?
– Bardzo dobrze im się współpracowało. Wiceminister dużo nam pomagał w Rzeszowie, załatwiał trochę spraw w Warszawie. Angażował się cały czas, praktycznie co tydzień, dwa, był u nas w Ratuszu. To pewnie było naturalne, że prezydent na niego wskazał – mówi Maciej Chłodnicki.
Znajomość nie trwa długo. – Poznali się przed ostatnią kampanią wyborczą. Prezydent cały czas wyraźnie popierał go w wyborach. Marcin Warchoł startował z ostatniego miejsca na liście i uzyskał ponad 28 tys. głosów. Zdecydowanie pomogło mu poparcie prezydenta. A potem zaczęła się bliska współpraca. Być może minister czuł się zobowiązany, by działać na rzecz Rzeszowa. Zaangażował się tak, że umożliwiał nam np. dotarcie do różnych ministrów – opowiada.
Rzeszów od lat starał się też m.in. o odzyskanie Zamku Lubomirskich, w którym znajduje się Sąd Okręgowy. Miasto chciało nowego budynku dla sądu, zamek miał być przeznaczony na cele kulturalne.
Ferenc jako bezpartyjny prezydent
Na Tadeusza Ferenca niektórzy rzucają gromy, słychać nawet głosy o zdradzie. Ale tu oponują nawet ci, którzy nie pochwalają jego decyzji. Wszyscy wskazują na to, że to prezydent zupełnie apolityczny.
– Pan prezydent powtarzał, że jego partią jest Rzeszów i to jest prawda. Był kiedyś w SLD, ale kiedy uznał, że mu to nie służy, to legitymację złożył. Popierał wszystkich kandydatów po kolei, łącznie z Warchołem. To jest pragmatyk. O każdym rządzie mówił, że świetnie mu się z nim współpracuje, a to powodowało, że udało mu się załatwić trochę pieniędzy dla Rzeszowa. Dla niego nie było ważne, czy współpracuje z lewą, czy z prawą stroną. Ważne, żeby załatwiać pieniądze dla miasta – zaznacza Andrzej Dec.
W każdym razie, jak dodaje, każdy, kto przyjdzie po nim, będzie miał ciężko. To ikona Rzeszowa i każdy jego następca będzie z nim porównywany.