Niesamowita historia Stękały. Jeszcze niedawno pracował jako... kelner w karczmie
– Trzy dziesiąte brakowało do zwycięstwa, bardzo niewiele, ale cieszę się jakbym był dziś pierwszy – mówił przed kamerami TVP Sport Andrzej Stękała, drugi skoczek sobotnich zawodów PŚ w skokach narciarskich w Zakopanem. Skromny chłopak z Dzianisza pracował na ten życiowy sukces przez kilka lat, był blisko zakończenia kariery i porzucenia skoków.
– Cieszę się bardzo. Trochę mną targają emocje, ale jestem mega szczęśliwy. Strasznie chciałem stanąć na tym podium i to jeszcze w Zakopanem. Smakuje to po prostu super, chociaż szkoda, że bez kibiców – mówił ze łzami w oczach i pełen emocji Stękała, który po raz pierwszy w karierze stanął na podium indywidualnego konkursu Pucharu Świata.
Po pierwszej serii był trzeci, w drugiej wskoczył na miejsce drugie, a do najlepszego w stawce Ryoyu Kobayashiego brakło mu raptem 0,3 punktu.
– Idę zrobić porządek z tymi sędziami – żartował również w rozmowie z TVP Sport Piotr Żyła, który - tak jak cały polski zespół - kibicował koledze z kadry na finiszu zawodów i tak jak cały zespół cieszył się z jego sukcesu. Dlaczego z sędziami? Stękała dostał dość niskie noty, gdyby któryś z oceniających zawody dał mu 0,5 punktu więcej, zgarnąłby triumf na Wielkiej Krokwi.
Wrócił w kampanii 2018/2019, jednak nie potrafił awansować do zawodów przez cały sezon. Rok później najwyżej był 35. w Bad Mitterndorf. Pojawiły się wątpliwości, myśli o zakończeniu kariery, praca w karczmie. Rękę podał Andrzejowi Stękale sztab Michala Doleżala, który postawił na 25-latka i pozwolił mu się odbudować. Efekt?Brązowy medal MŚ w lotach (Planica 2020), szósta lokata w Turnieju Czterech Skoczni, dwa piąte miejsca w Pucharze Świata (Titisee-Neustadt i Zakopane), seria udanych występów w kolejnych zawodach, które wieńczy podium na Wielkiej Krokwi. A to zapewne jeszcze nie koniec. Stękała potrafi odlecieć na skoczni, ale w życiu twardo stąpa po ziemi.
źródło: TVP Sport