Przyłbice zakazane, ale którą maseczkę naprawdę warto nosić? "Tylko DWIE mają sens"

Aneta Olender
Minister Zdrowia poinformował o nowych zasadach dotyczących zasłaniania nosa i ust. Wprowadzono zakaz używania do tego szalików, kominów, chust, bandan i przyłbic. – Stanowczo odradzam "protezy", które były stosowane na potrzeby chwili – zaznacza Piotr R. Gajos, inżynier ds. oceny zgodności produktów, ekspert "Stop wirus - Sprawdzony Produkt”. To od niego zależy, czy dana maseczka spełnia wszelkie wymagania i może zostać dopuszczona do użytku.
Od soboty zakaz noszenia przyłbic w Polsce Fot. svetlanacherruty/123RF
Rząd podjął dobrą decyzję ws. maseczek?

Uważam, że rząd podjął dobrą decyzję, dając taką rekomendację. Choć chyba powinien nakazać noszenie maseczek FFP2 i masek medycznych. Proszę zwrócić uwagę, że od 1 lutego roku w Niemczech, w Czechach i w Austrii jest obowiązek stosowania tylko i wyłącznie masek FFP2, taki przepis przygotowany i lada moment ma wejść także we Francji.

Jako inżynier do spraw oceny zgodności wyrobów, z punktu widzenie przepisów europejskich rozróżniamy dwa rodzaje masek. Filtrujące półmaski ochronne, które są środkiem ochrony indywidualnej według rozporządzenia PPER 2016/425 i powinny być zbadane według normy EN 149:2001+A1:2009.


Oraz maski medyczne, które są wyrobem medycznym według unijnego rozporządzenia MDR 2017/745 i powinny być zbadane na zgodnie z normą EN14683:2019+AC:2019. Przy czym maską, która zapewnia ochronę biologiczną, jest półmaska ochronna według EN 149 klasy FFP2 i FPP3. Od początku pandemii konsekwentnie zalecam stosowanie właśnie takich masek ochronnych.

Innym bezpiecznym rozwiązaniem jest maska medyczna, pod warunkiem, że jest to dobra maseczka medyczna. Stanowczo odradzam "protezy", które były stosowane na potrzeby chwili, przyłbice, przyłbice od nosa w dół, buffy i inne maseczki materiałowe – które są po prostu niewłaściwe. Wyniki badań, pokazały, że nie powinniśmy stosować rozwiązania, które jest atrapą. To nie działa w sposób filtrujący.

Nie wszystkim ta zmiana się podoba, tym bardziej, że właściwie przez rok mówiono nam, że tamte maski są właściwie. Były przecież też m.in. akcje szycia maseczek materiałowych.

Po pierwsze nikt głośno nie mówi o tym, że wiosną, kiedy byliśmy zaskoczeni pandemią, ilość maseczek udostępnianych na rynku przez dystrybutorów była tak niewielka, że ceny masek filtrujących i medycznych były bardzo wysokie.

Dlatego też proste osłony tekstylne były rozwiązaniem szybkim i dobrym. Przypomnę także, że w tamtym czasie nie tylko w Polsce, ale też we Francji i we Włoszech, pojawiły się lokalne normy techniczne, które mówiły, jak samemu przygotować maskę, aby zapewnić sobie jakąkolwiek ochronę.

Dlaczego przyłbica nie jest dobrym wyborem?

Pani Iwona Paradowska-Stankiewicz, konsultant krajowa w zakresie epidemiologii, podczas konferencji opowiedziała o tym, dlaczego przyłbica nie jest właściwym rozwiązaniem. Dopiero w wakacje dowiedzieliśmy się, jakie są właściwości wirusa i jaka filtracja jest konieczna.

Przyłbica jest nieszczelna?

Potrzebowaliśmy czasu, aby zrozumieć, jak wirus się rozprzestrzenia – powietrznie, a nie drogą kropelkową. Kiedy nosimy przyłbicę, to wirus wraz z wydychanym powietrzem pojawia się dookoła nas.

Natomiast ochronna półmaska filtrująca lub maska medyczna są materiałami, które posiadają konkretne, zbadane właściwości filtracyjne. Ten wirus i inne materiały biologiczne będą osadzać się na masce w części wewnętrznej w trakcie oddychania.

Czyli takie maseczki, które można kupić np. w drogerii, a po takie sięgamy najczęściej, nie są dobrym rozwiązaniem?

To zależy, jakie maski są sprzedawane w tych sklepach. Na wiosnę zeszłego roku prowadzone przeze mnie biuro riskCE wraz z dwoma jednostkami notyfikowanymi (tj. PRS i CIOP) wysłało petycje do ministerstwa rozwoju zwracając uwagę na pojawiające się na rynku paski ochronne, które nie spełniają wymagań lub które mają fałszywe dokumenty. Takie produkty nie posiadają zadeklarowanych parametrów, a przez to wprowadzają w błąd, a wręcz są niebezpieczne zagrażający życiu i zdrowiu.

Bywało, że opis na opakowaniu wskazywał, że jest to produkt certyfikowany. Natomiast badania wykazały na to, że jest to produkt niespełniający parametrów filtrujących, które zostały określone w normie.

Jest jeszcze chyba jedna ważna kwestia, czyli to, jak nosimy maseczkę.

To jest temat rzeka. Te wyroby powinny być noszone zgodnie z rekomendacją, która jest na opakowaniu. Każdy producent pisze, czy jest to maseczka na 3, 4 godziny. Najczęściej jest to tzw. jedna zmiana – osiem godzin.

O tym, jak długo można nosić maseczkę, ma prawo zdecydować tylko producent i informuje o tym na opakowaniu. Jest to efekt oceny ryzyka, którą obowiązkowo wykonano i wynika również z tego, jak taka maska zachowuje się wraz z upływem czasu jej używania.

Proszę pamiętać, że gdy cały dzień wydychamy na maseczkę powietrze, stwarzamy bardzo dobre warunki – jest i ciepło i mokro – dla rozwoju bakterii. Następnie odkładamy ją na półkę po to, żeby rano znowu ją założyć. Cóż... Nie jest to dla nas bezpieczne, bo na maseczce pojawia się taka flora bakteryjna, która za chwilę może nam zagrażać, gdy zaczynamy ją wdychać.

Niestety nie jestem przekonana, czy mimo rekomendacji przestaniemy nosić maski kupione np. w drogerii lub materiałowe.

Dystrybutor ma obowiązek sprawdzić i udostępniać tylko te produkty, które są zgodne z europejskimi przepisami. Bierze na siebie odpowiedzialność. Inspekcja handlowa ma prawo wyegzekwować kary, gdyby wykryto nieprawidłowości.

Nadal obserwujemy w sklepach osiedlowych, na stacjach benzynowych, maseczki źle oznaczone, maseczki, które są tanie, bawełniane, szyte na kolanie. Dopóki takie produkty w tych miejscach będą się pojawiać, pewnie wiele osób będzie je kupować.

Dystrybutorzy powinni zwrócić uwagę na to, co sprzedają, bo robią to wbrew przepisom. Maseczka bawełniana nie może mieć w opisie informacji, że jest filtracyjna, co się zdarza. Ona nie jest filtracyjna, nie jest ochronna.

Numer normy powinien być i na maseczce, i na opakowaniu, a oprócz tego i na opakowaniu i na maseczce powinny być cztery cyfry wskazujące na numer jednostki notyfikowanej, która daną maseczkę i dokumentację sprawdziła.

Takie sprawdzanie maseczek może być jednak trochę skomplikowane dla przeciętnego człowieka. Łatwiej będzie, jeśli po po prostu zapamiętamy, aby sięgać po maseczkę FFP2?

Dokładnie tak. Bardzo mocno zachęcam także do zainteresowania się inicjatywą ekspercką Znak "Stop Wirus". Specjaliści zauważyli, że inspektorzy nadzoru rynku nie mają zasobów, aby sprawdzać wszystko, co się pojawia w tej chwili.

Na stronie internetowej znakstopwirus.pl zebrane są istotne informacje, jakich maseczek warto używać, które maseczki zostały zweryfikowane przez ekspertów naszej inicjatywy i jak wygląda poprawne oznaczenie masek. Możemy tam znaleźć także firmy, które zostały przez nas zweryfikowane pod względem zgodności masek z obowiązującymi przepisami.

Oznakowanie maseczek nie jest na tyle łatwe do rozróżnienia, aby każdy obywatel wiedział jak odróżnić jedną maskę od drugiej i jak dostrzec pewne niuanse techniczne, które wskazują, że ta jest dobra, a ta zła. Nie dziwię się, że w głowach wielu osób pojawia się mętlik w temacie maseczek.

Dodatkowo politycy wypowiadający się w mediach używają zamiennie nazw: maseczka ochronna, maseczka filtrująca itd. Wszystkim nam to się myli, a tak naprawdę chodzi o bardzo konkretne parametry techniczne, które powinny być udowodnione w ramach badań i testów.

Piotr R. Gajos, inżynier ds. oceny zgodności produktów, ekspert Inicjatywy Znak "Stop Wirus", rzeczoznawca wpisany na listę przy Wojewódzkim Inspektoracie Inspekcji Handlowej w Gdańsku.

Czytaj także: "Tak jakbyś nie zmieniał majtek". Wirusolog mówi, kiedy prać maseczki i jaki popełniamy błąd