Błędy na wyprawie Aleksandra Doby. Na jaw wychodzą nowe okoliczności śmierci podróżnika
Kajakarz i podróżnik Aleksander Doba zmarł po zdobyciu najwyższego szczytu Afryki – Kilimandżaro (5895 m nad poziomem morza). Polak zasłabł w trakcie odpoczynku na szczycie góry i nie odzyskał już przytomności. Przyczyną mógł być zawał serca. Teraz sprawę skomentował polski podróżnik, który dopatruje się błędów w organizacji wyprawy.
Całą sytuację skomentował na swoim profilu na Facebooku przewodnik górski Jerzy Kostrzewa, który wyraził swoje wątpliwości, co do warunków, w jakich Doba wraz z grupą podróżników zdobywał "dach Afryki".
Kostrzewa zwrócił uwagę m.in. na wyjątkowo krótki czas podejścia, który trwał zaledwie 4 dni. Na ogół taka wyprawa powinna zająć 7 dni, co daje zdecydowanie dłuższy czas na aklimatyzację organizmu do panujących w górach warunków. Na wysokości przekraczającej 5 tys. metrów tlenu jest już dwa razy mniej.
"Nie mieli żadnych środków ratowniczych jak tlen do ratowania, leki, worek Gamowa etc. A aklimatyzacja tej wyprawy wg programu była skandalicznie za krótka. Tzn. już 4 dnia wchodzili na szczyt. Ta góra ma prawie 6 tys m npm. To jest absolutnie niedopuszczalne ze względów zdrowotnych aby aklimatyzacja mogła trwać tak krótko" – pisze Kostrzewa.
Przewodnik zwrócił też uwagę na wyjątkowo późny czas wejścia na szczyt Kilimandżaro. Doba miał go zdobyć dopiero o 11:40. Nie jest to typowa godzina zdobycia szczytu i oznacza też, że zejście może nastąpić już po zmroku.
Podróżnik zasugerował, że ekipa nie była odpowiednia wyposażona, a organizatorzy mogli chcieć zaoszczędzić na uczestnikach kosztem ich bezpieczeństwa.
Czytaj także: 8 najważniejszych misji na Marsa. Historia lądowań
źródło: Gazeta Wyborcza