"Kiedy to wszystko się skończy", kiedy powrócimy do normalności? Lekarze podają konkretną datę

Daria Różańska
– Już trzy miesiące temu mówiłem, że późną wiosną będziemy mogli wracać do normalności. I cały czas to podtrzymuję – stwierdza w rozmowie z naTemat.pl profesor Robert Flisiak. Inni lekarze z większym pesymizmem patrzą w przyszłość. Wszyscy zgodnie tłumaczą, że to głównie od nas zależy, kiedy uporamy się z pandemią koronawirusa.
Profesor Andrzej Horban uważa, że wiosną będziemy mogli zasiąść w restauracjach i ogródkach. Fot. Łukasz Ogrodowczyk / Agencja Gazeta
Główny doradca premiera ds. COVID-19 na antenie Polsatu przyznał, że liczy na to, że w maju będzie można już usiąść w restauracjach i ogródkach. – Mam nadzieję, że to będzie realne – podkreślił profesor Andrzej Horban.

– Znaczny spadek infekcji koronawirusa odnotujemy na początku lata – stwierdził z kolei w rozmowie z "Der Spiegel" profesor Ugur Sahin, założyciel firmy BioNTech.

Prof. Sahin prognozuje, że połowa marca będzie tym momentem, kiedy zaczniemy odnotowywać spadek śmiertelności wśród osób starszych, zaś późnym latem powinniśmy już lepiej panować nad pandemią. Warunek jest jeden: postęp szczepień.


Póki co wielu Polakom trudno w to uwierzyć, kiedy 3 marca padł niechlubny rekord liczby zakażeń w 2021 roku. Tego dnia Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 15 698 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem i kolejnych 309 zgonach.

Zapytaliśmy lekarzy, kiedy będziemy mogli mówić o powrocie do "normalności", a także w jaki sposób jako społeczeństwo możemy na to wpłynąć.

Prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych:
– Już trzy miesiące temu mówiłem, że późną wiosną będziemy mogli wracać do normalności. I cały czas to podtrzymuję. Natomiast dwa miesiące temu przewidywałem, że na przełomie lutego i marca będzie zwyżka liczby zakażeń. Moim zdaniem to nie będą takie poziomy jak w listopadzie. To my mamy wpływ na to, jak szybko powrócimy do normalności.

Jako Rada Medyczna rekomendowaliśmy, by oprócz wprowadzonych obostrzeń związanych m.in. z rezygnacją z przyłbic, równocześnie złagodzić obostrzenia w postaci umożliwienia chodzenia bez masek tam, gdzie na zewnątrz można zachować odległość przynajmniej dwóch metrów. Ale niestety głos rady nie został uwzględniony.

DR TOMASZ DZIECIĄTKOWSKI, WIRUSOLOG:
– Nie wiemy, jak wygląda sytuacja odporności zbiorowiskowej w przypadku koronawirusa: czy to jest 60 proc., 70 proc. czy 80 proc. Są naukowcy, którzy mówią, że w ogóle nie da się jej uzyskać. W związku z tym z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że im szybciej wszczepimy większy odsetek społeczeństwa, tym łatwiej będzie nam zahamować transmisję wirusa. Ale nie wiem, kiedy to nastąpi.

Nie ma żadnych danych, by sądzić, że w maju czy czerwcu będzie lepiej. Pamiętajmy o jednym: u nas nie ma żadnej trzeciej fali. Nie obserwujemy nawet końca fali drugiej.

Powinniśmy przypominać, że kolejne fale pandemii społeczeństwo funduje sobie na własne życzenie. Wirus nie zna poglądów politycznych, rasy, będzie wykorzystywał każdą sytuację, którą mu damy, żeby zakażać.

W związku z tym nadal musimy pamiętać o metodach niefarmakologicznych: o dystansowaniu społecznym, o prawidłowym noszeniu maseczek, myciu rąk i do tego o masowym i prawidłowym testowaniu jak najszerszej grupy. A co za tym idzie – o usprawnieniu Narodowego Programu Szczepień. Należy wzorować się na Izraelu.


Profesor Maria Gańczak, epidemiolog, wiceprezes Sekcji Kontroli Zakażeń Europejskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego:
– Byłabym sceptyczna, co do określania sztywnego terminu ustąpienia trzeciej fali pandemii. To zależy od wielu czynników, przede wszystkim od zdyscyplinowania Polaków.

Od blisko roku stosujemy środki ochrony osobistej, ale jaki widać wciąż sporo naszych rodaków nie nosi masek albo zakłada je w niewłaściwy sposób, nie zapewniając przy tym sobie protekcji.

W przypadku wariantów wirusa, które są bardziej transmisyjne (jak np. brytyjski czy południowoafrykański) ani przyłbice, ani kominy nie zapewnią nam ochrony. Jest bardzo miękki apel rządu, by od soboty nosić wyłącznie maski medyczne.

Czytaj także: "Robi się z tego pop science". Prof. Pyrć wyjaśnia, co trzeba wiedzieć o nowych szczepach covid-19

Kolejna kwestia – nie wiemy, jak rząd będzie reagował na przyrost liczby zakażeń, co już ma miejsce i będzie się utrzymywać, a nawet rosnąć. Poza tym, nie wiemy, kiedy będą wprowadzane przez rząd bardzo radykalne środki kontroli.

Trzeci aspekt – nie wiadomo, w jakim tempie będą szczepione kolejne roczniki. Jeśli będziemy to robić w dosyć dobrym tempie, zapewniając ochronę tym, którzy wymagają hospitalizacji, spowodujemy, że system ochrony zdrowia nie będzie przeciążony, a ludzie nie będą umierać albo ciężko chorować. W związku z tym nawet, jeśli w populacji będzie więcej zakażeń, to dużo mniej zgonów.

Przy czym nie będziemy zdawać sobie sprawy z tego, że wiele osób już przebyło zakażenie, bo ludzie bezobjawowi nie będą się testować. Teraz określamy tę grupę jako 8-10 mln Polaków, powiedzmy, że 2 mln zostaną zaszczepione, co daje nam w sumie 12 mln, czyli prawie 1/3, która będzie miała odporność.

Jeśli odporność będą mieli w większości ci, którzy chorują najciężej, to ich ochronimy. Wirus może transmitować w populacji, ale nie będzie miał dużego wpływu na gospodarkę i system ochrony zdrowia.

Kiedy siadamy z kolegami, którzy zajmują się modelowaniem epidemii, czyli matematykami, fizykami, to oni zawsze na pytanie, kiedy nastąpi koniec trzeciej fali, odpowiadają: to zależy od tego, jakie przyjmiemy założenie.

Jeśli przyjmiemy, że szkoły będą otwierane jeszcze bardziej, to mitygowanie wirusa szczepieniami będzie słabsze, ponieważ będzie więcej kontaktów międzyludzkich.

Póki co hotele, baseny i restauracje są zamknięte, ale kiedy je otworzymy, to znowu uwolnimy sporo transmisji wirusa, bo będą do tego sprzyjające okoliczności.

Wszystko zależy również od tego, jak będziemy kontrolować przyjezdnych z krajów, gdzie jest nasilona transmisja nowych wariantów wirusa. Być może będzie trzeba także zmienić zasady kwarantanny. Już teraz wiemy, że nowe warianty powodują, że człowiek jest dłużej zakaźny, czyli kwarantanna na 10 dni może nie wystarczać. To znowu jest strategia na szczeblu rządu, czy i kiedy będzie stosowana – tego też nie wiemy.

Byłabym daleka od tego, żeby powiedzieć, że w maju już będziemy siedzieli w ogródkach. Jest to możliwy scenariusz, ale musiałoby się na to złożyć wiele czynników korzystnych z punktu widzenia transmisji. To tak naprawdę od nas zależy, czy w maju usiądziemy w restauracjach. Być może tak się stanie, ale zakładając optymistyczny scenariusz.

Dr Krzysztof Kucharczyk, biotechnolog:
– Globalne dane pokazują spadek dziennej liczby diagnozowanych zakażeń koronawirusem od stycznia do tego momentu o ponad 50 proc. Np. w Anglii spadek ten wynosi 87 proc., a liczba dziennie raportowanych zgonów w tym kraju spadła o ponad 70 proc. Jednocześnie w UK jest zaszczepionych prawie 30 proc. społeczeństwa, u nas – 7 proc. – zauważa dr Krzysztof Kucharczyk, biotechnolog.

I rozwija: – Obserwuję, co dzieje się w Anglii, gdzie dzienna liczba zakażeń i zgonów w ostatnich tygodniach maleje i to radykalnie, jak jeszcze nigdy w czasie całej pandemii. 30 proc. zaszczepionych osób oznacza, że oni mają już grupy ryzyka zabezpieczone, więc liczba zgonów powinna nadal maleć. A jak zaszczepią kolejne 30 proc. społeczeństwa, a jednocześnie co najmniej 30 proc. przejdzie naturalne zakażenie, to pandemia wygaśnie.

Szacuje się w tej chwili, że w Polsce około 20 proc. społeczeństwa przeszło już zakażenie, a 7 proc. osób jest zaszczepionych przynajmniej jedną dawką. Ale wciąż brakuje nam kolejnych 30-40 proc. do osiągnięcia pułapu odporności stadnej.

Być może pan prof. Horban szacuje, że 10 proc. z tej grupy będą stanowiły osoby, które naturalnie się zakażą, a kolejne 20 proc. sami zaszczepimy i nastąpi to do maja. A wtedy gdy ktoś ulegnie zakażeniu, to ryzyko transmisji wirusa (zakażenia kolejnej osoby) spadnie na tyle, że zaczniemy obserwować spadek dziennych zakażeń a w konsekwencji hospitalizacji i zgonów .

Jeśli 60 proc. społeczeństwa się zaszczepi a do tego momentu można szacować, że naturalnie zakażonych będzie kolejne 40 proc. osób, to wówczas wszyscy będziemy już chronieni przed zakażeniem aktualnie cyrkulującym wirusem.

Istotne, żeby tempo szczepienia było jak największe, bo w ten sposób ograniczamy nie tylko czas trwania pandemii, ale też skracając czas cyrkulacji wirusa w populacji ludzkiej, ograniczamy szansę powstania jego kolejnych genetycznych wariantów, wśród których mógłby się pojawić ten o niekorzystnych cechach klinicznych.

Im szybciej zmniejszymy liczbę zakażeń poprzez szczepienia, tym szybciej ochronimy tych najbardziej zagrożonych, a jednocześnie podążamy w kierunku końca tej pandemii. Niestety dziś jest jeszcze zbyt wiele niewiadomych aby powiedzieć, kiedy konkretnie to nastąpi.