"Powiedziałam mu: albo mięso, albo ja". Wegeseksualizm w Polsce już nie jest rzadkością
Przez wegański żołądek do serca? Dla osób wegeseksualnych jak najbardziej. Osoby na diecie wegetariańskiej lub wegańskiej, które nie byłyby w stanie umawiać się z mięsożercami to już wcale nie rzadkość. Oto trzy wegeseksualne historie, które udowadniają, że jedzenie w związku jest kwestią... "być albo nie być". W tym przypadku z kimś.
- Kim są osoby wegeseksualne? To wegetarianie lub weganie, którzy nie wyobrażają sobie być w związku z osobą jedzącą mieso
- Z badania przeprowadzonego przez Subway w Wielkiej Brytanii wynika, że aż 1/4 Brytyjczyków rzuciłaby partnera z powodu odmiennych nawyków żywieniowych
- Wegeseksualizm nie tylko doprowadza często do rozstań z osobami mięsożernymi, ale również skutkuje ich przejściem na dietę roślinną
Wegeseksualni są wśród nas
Wnioski? 77 procent badanych stwierdziło, że jedzenie i gotowanie pełnią w ich związkach bardzo ważną rolę, z kolei 44 procent przyznało, że to punkt zapalny w relacjach z bliskich. To nie koniec. Aż 24 procent ankietowanych Brytyjczyków nie miało wątpliwości – mogłoby rzucić partnera z powodu odmiennych preferencji żywieniowych.Liczby mówią same za siebie: ponad połowa (53 procent) brytyjskich wegan nazwała się w badaniu Subwaya wegeseksualnymi. Nie tylko nie są w stanie umawiać się z osobami jedzącymi mięso, ale 40 procent wręcz unika spotkań połączonych z posiłkiem z mięsożernymi bliskimi.
Ba, aż 46 procent ankietowanych porusza temat nawyków żywieniowych na pierwszej randce albo jeszcze przed podjęciem decyzji o spotkaniu. Dla 29 procent osób biorących udział w badaniu Subwaya w Wielkiej Brytanii wegański styl życia jest atrakcyjną cechą u potencjalnego partnera.
Ta żywnościowe wykluczenie nie dotyczy tylko wegan i wegetarian. 22 procent mięsożerców przyznało, że rzuciło wege partnera, a 39 procent dobrze zastanowiłoby się przed stworzeniem poważnego związku z roślinożercą. Główny powód? Czuliby się winni, gdy jedzą przy nim mięso.
Jednak czasami miłość wygrywa. 19 procent mięsożernych ankietowanych na Wyspach wyjawiło, że.... udawało osobę wege przed wegańskim lub wegetariańskim ukochanym. Z kolei aż 33 procent stwierdziło, że z miłości byliby w stanie zrezygnować z mięsa i przejść na dietę roślinną.
Tyle liczby, a jak wygląda to w życiu?
"Albo mięso, albo ja"
Ewa nie owija w bawełnę. Nie akceptuje jedzenia mięsa i "nawraca" bliskich na weganizm albo przynajmniej na wegetarianizm.– Żartuję sobie czasem, że zachowuję się jakbym była z jakiejś sekty. Wypytuję, namawiam, rozdaję ulotki, wysyłam linki do filmów promujących weganizm. Zdaję sobie sprawę, że dla ludzi to może być nie do wytrzymania, ale jestem zdania, że trzeba walczyć o swoje przekonania – mówi.
Ewie udało się już namówić do rezygnacji z mięsa siostrę i kilkoro przyjaciół. – Nad rodzicami ciągle pracuję. Raz powiedziałam im, że przestanę przyjeżdżać na niedzielny obiad, jeśli ciągle będzie schabowy. Podziałało, są naleśniki albo spaghetti z sosem pomidorowym. Przynajmniej tyle – śmieje się.
Nie udało jej się jednak namówić chłopaka, z którym spotykała się kilka lat temu – na początku swojej wegańskiej drogi. – Dopiero stawiałam pierwsze kroki w kuchni wegańskiej, dużo czytałam, eksperymentowałam. Spotykałam się wtedy z facetem, który był synonimem polskości – stół ma uginać się od mięcha, a warzywkami to się jeszcze nikt nie najadł. Mówił: "Nie jestem królikiem, żeby jeść trawę". Ten typ – opowiada.
Ewa była już wtedy ze swoim partnerem kilka miesięcy. Przyznaje, że to nie była miłość, ale było im ze sobą dobrze. Do czasu, gdy jej "postępujący weganizm" – jak sama to nazywa – "otworzył jej oczy".
– Zobaczyłam ile zła wyrządza jedzenie mięsa, ile cierpienia. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego ludzie, którzy kochają swoje pieski, kotki i motylki, potrafią zjeść krowę, świnię czy kurczaka. Oglądałam nagrania z rzeźni i płakałam – relacjonuje.
Jej partner oczywiście nie podzielał jej poglądów. – Na początku subtelnie zwracałam mu uwagę, że mięso w tak dużych ilościach jest niezdrowe. Potem wysunęłam kwestię ekologii, na końcu cierpienia zwierząt, które lubił. Nic do niego nie trafiło. Doszło do sytuacji, w której ostentacyjnie jadł przy mnie kanapkę z kiełbasą, a ja trzaskałam drzwiami. Paranoja – mówi Ewa.
W końcu postawiła mu ultimatum. – Powiedziałam mu, że nie mogę żyć z osobą o tak odmiennych poglądach etycznych i że to źle działa na mnie psychicznie. Posunęłam się do tego, że dałam mu wybór: albo przestanie jeść mięso, albo się żegnamy. Myślał, że nie mówię poważnie, potem twierdził, że go terroryzuję. W końcu się rozstaliśmy i myślę, że to była dobra decyzja dla nas obojga – twierdzi Ewa.
Od tego czasu Ewa nigdy nie była w relacji z osobą mięsożerną. – Wypytuję o dietę podczas pierwszych rozmów online albo na pierwszym spotkaniu. Marzę o polskiej apce randkowej dla wegan – mówi i podkreśla, że dla niej wegeseksualizm to żadna fanaberia.
– To po prostu kwestia wartości, a to przecież pod ich kątem wybieramy partnera. Niektórzy nie mogliby być z osobą o poglądach prawicowych czy lewicowych albo kimś wyznającym inną religię. Umawianie się z weganami wcale się od tego nie różni – podkreśla.
Romantyczne kolacje z kalafiorem
Marta nie jest wegeseksualna, ale jej przyjaciółka Agata – owszem. I to dość radykalnie. Weganizm jest dla Agaty do tego stopnia ważny, że nie mogła pogodzić się z faktem, że jej chłopak je mięso.– Zaczęła mu truć, że jak on może, zasypywała go danymi. Tłumaczyła mu, że to kwestia fundamentalnych wartości oraz dowód na empatię. W końcu powiedziała mu wprost: jeśli mają wziąć ślub, to ona nie wyobraża sobie, żeby jej partner jadł mięso dla własnej przyjemności – opowiada Marta, która była świadkiem całej "afery".
Partner Agaty kręcił nosem i marudził. Do czasu, gdy Agata włączyła mu film o rzeźni. Wtedy przyznał swojej partnerce rację i postanowił postarać się wykluczyć mięso z diety.
Ta historia nie ma happy endu. Po roku wspólnego niejedzenia mięsa para rozstała się. Agata zakochała się w mężczyźnie, który był równie oddanym sprawie weganinem jak ona. – Nie dość, że on świetnie gotuje, to przyrządza im na romantyczne kolacje steki z kalafiora i różne takie. Są szczęśliwi, planują zaręczyny – relacjonuje Marta kulisy związku swojej wegeseksualnej przyjaciółki.
Co Marta myśli o wegeseksualizmie? Nie ukrywa, że na początku upór przyjaciółki wydawał się jej absurdalny. – Oczywiście śmiałam się z niej. Z drugiej strony ja, osoba niewierząca, nie wyobrażam sobie być w związku z kimś wierzącym. Mogę więc powiedzieć, że jakoś to rozumiem – podkreśla.
Mięso raz w miesiącu
Asia jest wegetarianką od kilku lat. Nie nazywa się radykałem, ale przyznaje, że jest "tyci, tyci wegeseksualna". Mogłaby być z osobą, która je mięso. Ale jest jeden warunek.– Nie potrafiłabym się związać z mięsnym hipokrytą, który zachwycałyby się najpierw zwierzątkami, a potem bezproblemowo by je jadł. Wolałabym, żeby taki partner był świadomy, że żyjemy w czasach, w których mięso naprawdę nie jest nam potrzebne do przetrwania i przynajmniej starałby się je ograniczać – podkreśla.
Jej "tyci, tyci" wegeseksualizm wyszedł na jaw, gdy Asia związała się z mięsożernym partnerem. – Nie będę kłamać, "wymagałam" od niego, żeby ograniczył mięso. Ale tak bardziej w formie eksperymentu. Kiedy zaczęliśmy być w związku, zaczęłam poruszać ten temat w formie "hej, a nie chcesz czegoś przetestować?" – opowiada.
Asia podkreśla, że robiła to ze względu nie tylko na swoje poglądy, ale również zdrowie partnera. I własny komfort. – Umówmy się – bąk po mięsie, a bąk po wege rzeczach to zupełnie inna sprawa. Gazy po mięsie śmierdzą jakimś gnijącym truchłem – śmieje się.
Subtelne sugestie podziałały. Partner Asi ograniczył mięso. Obecnie spożywa je średnio raz w miesiącu. – Mówi, że nigdy nie smakowało mu lepiej – mówi dziewczyna i dodaje, że zupełnie jej nie przeszkadza, gdy jej chłopak ma swoje "mięsne dni". – Nie odrzuca mnie zapach, wszystko jest ok – wyznaje.
Wnioski? Powiedzenie "przez żołądek do serca" nabiera w przypadku wegeseksualizmu całkiem nowego znaczenia.