"Nigdy nie będą z nami, nigdy się ich nie doczekamy". Ona wie, co oznacza benching i jak może ranić

Aneta Olender
Uczuciowa ławka rezerwowych nie brzmi zbyt zachęcająco, a jednak są i tacy, którzy nas na nią chętnie odsyłają. Chętnie i z pełną premedytacją. Szukają kogoś lepszego, ale na wszelki wypadek innej partnerce/partnerowi nie pozwalają odejść, co jakiś okazując zainteresowanie. To właśnie benching.
Benching to bardzo toksyczna strategia randkowania. Fot. Juan Pablo Serrano Arenas / Pexels
– Benching to strategia utrzymywania relacji intymnych między dwiema osobami, która polega na to, że jedna ze stron ewidentnie wykorzystuje drugą. Od czasu do czasu do niej wraca, odzywa się, żeby realizować swoje potrzeby. Natomiast ta wykorzystywana osoba zazwyczaj żyje w takim oczekiwaniu, że może coś się wydarzy – wyjaśnia Katarzyna Kucewicz, psycholożka, psychoterapeutka i seksuolożka.

Strona wykorzystywana żyje w oczekiwaniu i z nadzieją, że w końcu zejdzie z ławki rezerwowych, że jeśli będzie bardziej się starać, to na pewno coś się zmieni.


– Jest to relacja niesymetryczna, zmanipulowana przez jedną z osób, nikt się na takie coś zazwyczaj nie umawia. Często jest jednak i tak, że ten, kto siedzi na ławce rezerwowych, czuje, że jest zwodzony obietnicami. Myśli jednak, że jeśli będzie kimś lepszym, zostanie nagrodzony, stanie się najważniejszą osobą w życiu tego kogoś – zaznacza nasza rozmówczyni.

Psycholożka dodaje jednak, że zazwyczaj tak się nie dzieje, bo ławka rezerwowych jest czymś, z czego się nie schodzi.
Katarzyna Kucewicz
psycholożka, psychoterapeutka

To trochę, jak w sporcie, zawodnik czeka, że w końcu zejdzie z ławki rezerwowych, liczy na to, że jeśli będzie się bardziej starał, jeśli będzie dawał z siebie więcej, to w końcu trafi do pierwszego składu.

Fajna i wyrozumiała dziewczyna

– Takich (facetów – red.), co pisali raz na jakiś czas i spotykaliśmy się tylko, kiedy oni mieli czas, miałam może z trzech, czterech. Chciałam być tzw. "fajną dziewczyną", rozumieć ich i być wyrozumiałą, bo przecież są zajęci, zapracowani etc. Jednak ostatni z nich tak mnie dojechał, że zaczęłam czytać na temat tego rodzaju zachowania – mówi Kamila, która zgodziła się opowiedzieć o swoich doświadczeniach.

Początek znajomości był, jak zwykle w takich historiach bywa, normalny. Chłopaka, z którym Kamila się spotykała, wtedy mogła określić takimi słowami, jak przystojny, miły i kulturalny.

– Tydzień przed pierwszą randką pisaliśmy dzień w dzień, praktycznie cały czas. Mimo że pracowaliśmy, telefon non stop się świecił i wibrował. "Dzień dobry" z rana i "Dobranoc" grubo po północy... bo jak wszystkie wiemy, jak się z kimś pisze, to trzeba zarwać nockę – żartuje kobieta.

Na pierwszej randce nie było jednak efektu WOW, ale samo spotkanie przebiegło sympatycznie, a właściwie nawet "super". Było miło. Robert (nazwijmy go tak na potrzeby tego tekstu) wydawał jej się zamknięty, ale chciała go bliżej poznać. Miała nadzieję, że z czasem się otworzy.

– Po randce cisza, jakby ktoś go porwał. Dlatego następnego dnia piszę do niego rano z pytaniem, co słychać. UWAGA, tu jest ten moment, kiedy chcąc być miłą dziewczyną, zostałam przegrywem... Wracając jednak do niego, odpisał, że przeprasza, że się nie odezwał, ale był zmęczony po randce i poszedł wcześnie spać – wspomina Kamila.

Wtedy stwierdziła "ok, każdy może tak mieć, rozumiem". Robert dodał jednak, że muszą spotkać się jeszcze raz, bo randka była świetna, ona jest świetna i chce ją bliżej poznać. – Więc wiadomo, ja cała w skowronkach po takich komplementach. Próbowałam zagadywać cały dzień – jak wcześniej – ale on pisał, że jest zajęty – opisuje.
Kamila

Ok, coś mogło mu wypaść. Stwierdziłam że zluzuję i będę czekała na wiadomość. Jak pewnie łatwo się domyślić, żadnej wiadomości nie było, więc, żeby nie wyjść na natrętną po prostu przestałam się odzywać. Uznałam, że pewnie mu się odwidziało. I nagle jak grom z jasnego nieba po 2 tygodniach wiadomość, co u mnie i co robię…

Oczywiście się zapytałam, o co chodzi, bo z tego, co rozumiem, jego zniknięcie oznaczało, że nie jest zainteresowany. No i lawina wiadomości, że był zajęty był, że przeprasza, że jestem świetna że myśli o mnie, że tęskni i że musimy się spotkać i być w kontakcie. Po czym znowu zniknął.

Traktuje ją, jak poczekalnię

Katarzynę Kucewicz pytam, kim są osoby, które traktują innych, jak Robert Kamilę. Czy są świadomi tego, że krzywdzą?

– Przeważnie są to ludzie z bardzo niskim poziomem empatii, którzy wykorzystują inne osoby do tego, żeby realizować swoje potrzeby, nie zważają na to, jak te osoby mogą się z tym czuć. Są to też ludzie, którzy mają potrzebę aprobaty, adoracji, chcą widzieć zachwyt sobą w oczach innych, chcą wiedzieć, że cały czas ktoś na nich czeka, że są ważne – wyjaśnia ekspertka.

Często nie są to osoby, które szukają partnerów na stałe. Nisko cenią relacje międzyludzkie. W ich hierarchii ważniejsze są zabawa, kariera, hobby. Może być jednak i tak, że ten, kto wysyła kogoś na ławkę rezerwowych, czeka na ideał, na cud.

– Ale z drugiej strony nie chce odpuszczać tej osoby z ławki rezerwowych, ponieważ jest to bezpieczna przystań, bezpieczna opcja. Ta druga strona często jest zwodzona, manipulowana, słyszy: "nie mam czasu", "mam problemy, muszę się z nimi uporać", jest karmiona różnymi historiami i może nie zdawać sobie sprawy, że ktoś czeka na księżniczkę lub księcia z bajki, a w międzyczasie traktuje ją jak poczekalnię – zaznacza Katarzyna Kucewicz.

Historia Kamili i Roberta na tamtym zniknięciu się nie skończyła. Tego typu sytuacje ciągnęły się jeszcze około pięć miesięcy. Mężczyzna dzwonił do niej, roztaczał wizje wspólnych wyjazdów, gdy zrobi się ciepło.

– Dziś wiem, że dużo wcześniej powinnam posłać go do krainy leszczowców, ale koleś miał taką gadkę, tak umiał zbajerować, że jakoś zawsze mu odpisywałam i odbierałam telefony. Pisał nagle i intensywnie – zazwyczaj wieczorami lub nocami – a później znowu znikał. Kiedy ja inicjowałam kontakt, to odpisywał "tak" lub "nie" albo wysyłał jakaś głupią emotikonkę, czyli spławiał – przyznaje rozmówczyni naTemat i dodaje, że "można ją nazwać głupią, ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie zaangażował się w relację "penfriends".

Pewnego razu znowu napisał, że czuje się samotny i że jest na imprezie w barze. Namawiał ją, żeby do niego dołączyła, bo chciał spędzić z nią tamten wieczór.

– Maraton słodkości. Oczywiście głupia wsiadłam w taksówkę po północy i pojechałam do niego. Zaznaczam, że wiedziałam, że Robert będzie już po kilku piwach. Znalazłam go przy barze z jakąś dziewczyną, którą obejmował. Zagotowałam się lekko w środku, ale podeszłam i przywitałam się. I uwaga, uwaga, on mnie nie poznał! Zapytał kim jestem... – opisuje Kamila.

Kobieta zasugerowała mu, żeby sprawdził telefon, bo przecież chciał, żeby przyjechała. Kiedy coś zaświtało mu w głowie, obrócił sytuację w żart i przedstawił ją "koleżance", która towarzyszyła mu przy barze, jako swoją przyjaciółkę.

– Rollercoaster nie miał granic. Zostawił mnie z tą dziewczyną przy barze i poszedł tańczyć. Żeby nie wyjść na jakąś super desperatkę, która tylko dla niego tu przyjechała, postanowiłam zostać 5 minut dłużej. Kulturalnie zagadałam "koleżanką", a ona powiedziała, że jest jego przyjaciółką i zapytała, czy mam na imię Aga... Kiedy powiedziałam, że nie, zaczęła wymieniać kolejne imiona. Później udawała, że to żarty – opowiada, dziś z lekkim rozbawieniem, nasza rozmówczyni.
Kamila

W końcu złapałam wzrokiem swoją "randkę", zobaczyłam, jak flirtuje z jakąś dziewczyną. Zaczęłam się śmiać sama do siebie, jaka głupia jestem. Wyszłam zapalić papierosa i zamówić taksówkę. Paliłam przed knajpą, gdy dołączyła do mnie jego koleżanka/przyjaciółka. Przeprosiła za tę "zabawę" w zgadywanie mojego imienia, ale Robert "cały czas opowiada o jakichś dziewczynach, ale moje nigdy nie padło".

Po chwili z baru wyszła moja "randka". Usłyszałam: "Czemu idziesz? No co ty, zostań, przecież jest fajnie". Zgasiłam swojego papierosa w jego piwie i powiedziałam, że dziękuję, ale wolę jechać do domu. Odwróciłam się i poszłam. Oczywiście zablokowałam go i skasowałam wszystko, co z nim związane.

Trzeba postawić sprawę jasno

– Ofiary benchingu mogą przypuszczać, że znalazły się w takim położeniu, ale jest to tak przykre, tak dotkliwe i tak obniżające samoocenę, że nie chcą wierzyć, że to może być prawda, że ktoś może tak je traktować, dlatego często karmią się głodnymi kawałkami, że on naprawdę jest zapracowany itd. – mówi psycholożka.

Najlepszą opcją w tej sytuacji jest postawienie sprawy jasno. Jednak owszem, są i osoby, którym bycie na uczuciowej ławce rezerwowych odpowiada, ponieważ same robią kariery, dużo podróżują.

– Jest to jakiś promil ludzi. Większość z nas nie chce znaleźć się w takiej sytuacji, dlatego dobrze jest postawić sprawę jasno i przeżyć i stratę, i żałobę po tej relacji. Trzeba pogodzić się z tym, że była właśnie taką relacją, w której choćbyśmy stanęły/stanęli na rzęsach, to i tak nie wskoczymy wyżej, bo już próbowałyśmy/próbowaliśmy. Gdyby miało to nastąpić, to by nastąpiło – podkreśla Katarzyna Kucewicz.

Eksperta dodaje, że trzeba pójść dalej, nie czekać na zmianę, nie czekać, aż ktoś nas zechce, bo tak to nie działa w życiu. – Bardzo często jest tak, że osoba czeka latami, stara się, a tymczasem scenariusz jest taki, że ta druga strona nagle poznaje swój cud i bez zastanowienia wchodzi w taką relację, bierze ślub, ma dzieci, a ofiara benchingu zostaje na lodzie – zaznacza.
Katarzyna Kucewicz
psycholożka, psychoterapeutka

Z takimi scenariuszami często spotykam w swoim gabinecie i to są dramatyczne historie. Wiem, że zejście z tej ławki rezerwowych, odcięcie się, jest szalenie trudne, dlatego, że ta osoba, która nas na niej trzyma uzależnia nas od siebie, tworzy między toksyczną więź.

Trochę nam daje, zapewnia o różnych rzeczach, których i tak nie spełnia, a to sprawia, że ludzie się uzależniają od takiej sytuacji. Często potrzebują później wsparcia psychologicznego i myślę, że warto jest poszukać profesjonalnej pomocy.

Podbijamy ich narcystyczne ego

– Moja historia to mix benchingu, kolesia bumeranga i ghostingu plus zachowania narcystyczne. Facet pisał do mnie, kiedy mu nie wychodziło z innymi dziewczynami, które on uważał za lepszy model niż ja i które go bardziej kręciły – mówi Kamila, która dodaje, że jej przypadek nie jest jedynym tego typu, który zna.

Niestety podobne doświadczenia mają jej przyjaciółki, które nadal spotykają się z mężczyznami raz lub dwa razy w miesiącu, bo są oni tak bardzo zajęci.

– Jedna spotykała się tak z chłopakiem przez dwa lata, dopóki na Facebooku jakaś dziewczyna nie oznaczyła go pod zdjęciem, jak całuje jej brzuszek ciążowy. Proszę sobie teraz wyobrazić, jak to się dla niej skończyło... Załamanie nerwowe, kryzys osobowości etc. – podkreśla.
Kamila

Siedzimy na ławeczce rezerwowej, z której nigdy nie wchodzi się do gry, oni nigdy nie będą z nami, nigdy się ich nie doczekamy. Będziemy po prostu podbijać ich narcystyczne ego, jak się im coś nie uda. Jestem świadoma że tak się dzieje, jednak wiem, że mogę jeszcze popełnić taki błąd. Ale jestem ostrożniejsza. 

Czytaj także:

Jeśli randkujesz, pewnie byłeś ofiarą tych zjawisk. Czym są mosting, cushioning i breadcrumbing?

Wydaje ci się, że jesteś cały czas oceniana i krytykowana? To może być syndrom urojonej publiczności