Rzuciła wszystko i... zamieszkała na łodzi. Zdjęcia z metamorfozy "Dragonfly" robią wrażenie

Alicja Cembrowska
Na pierwsze zdjęcie zareagowałam mało emocjonalnie – ot, łódka jak łódka. Gdy jednak po kilku tygodniach Lidia pochwaliła się na jednej z grup, jaką metamorfozę za sprawą jej rąk przeszła "Dragonfly", opadła mi szczęka.
Lidia zamieszkała na łodzi Archiwum prywatne
Lidia skończy w tym roku 31 lat. Pochodzi z Mazowsza, studia skończyła w Krakowie – z wykształcenia jest krytyczką literacką. Od 3 lat mieszka w Londynie i właśnie tam zdecydowała się na zakup łodzi.


W Londynie marzenia odżyły


– Izolacja w czasie pandemii uprzytomniła mi, że jeśli będę musiała spędzić, choćby rok dłużej z obcymi ludźmi gotującymi w tej samej kuchni i usiłującymi zawiązać wieczorny small-talk, kiedy ja słucham książki na słuchawkach i próbuje się w ciszy odstresować, to popełnię brutalne morderstwo – mówi w rozmowie z naTemat.pl.

Lidia przyznaje, że przed pandemią dużo podróżowała i ogólnie lubi przygody, jednak z wiekiem coraz gorzej radzi sobie z towarzystwem innych ludzi. Głównie z powodu stanów lękowych i depresji, z którymi się zmaga.

Idea mieszkania na łodziach jest popularna w innych krajach. Decydują się na to ludzie w Anglii, ale także we Francji czy krajach Beneluksu. – W Polsce to się nie przyjęło i nie przyjmie, bo zamiast systemu kanałów mamy dwie duże rzeki, które zawsze służyły za drogi transportowe. Kanały są bardziej popularne w krajach z długą linią brzegową – tłumaczy Lidia.
Archiwum prywatne
Narrowboat to szczególny rodzaj łodzi kanałowej. Jest bardzo wąska, by mieściła się w wąskich brytyjskich śluzach. Dawniej były ciągnięte wzdłuż brzegu przez konie lub samych właścicieli. Służyły do transportu, głównie węgla i drewna. Handlarze i ludzie zajmujący się flisem, czyli rzecznym spławem towarów, również na nich mieszkali.

Obecnie wynajmowanie narrowboat jest w Anglii tradycyjnym sposobem spędzania wakacji – wiele osób ma łódki na własność. Zimowane są w marinach lub na suchym lądzie, a latem używane jako kampery.

– Pomysł z łodzią miałam chyba zawsze, chociaż określałam to bardziej jako chęć zostania kosmicznym piratem. Gdy byłam mała, planowałam w atlasach całe trasy przez morza i oceany, potem przez galaktyki. Jako nastolatka jarałam się ideą rzecznego cygaństwa we Francji z filmu "Czekolada". Kiedy przyjechałam do Londynu marzenia od razu odżyły – wspomina Lidia.

Zamiast wyjazdu do Indii... łódź!


Powodem, który dodatkowo wpłynął na jej decyzję, są bardzo wysokie ceny wynajmu mieszkania, tym bardziej, jeżeli chciałaby mieszkać sama. – Mając 30 lat, miałam już serdecznie dość dzielenia kuchni z trzema innymi osobami przez połowę mojego życia – najpierw przez internaty, potem studenckie mieszkania itd. Oczywiście obiecałam sobie, że będę zbierać na ładną, długą łódź, ale jak tylko okazało się, że mam dość pieniędzy na cokolwiek, postanowiłam działać.
Archiwum prywatne
Dziewczyna odkładała na podróż do Indii. Ta miała odbyć się w 2020 roku, ale z wiadomych powodów do skutku nie doszła. Zaoszczędzony budżet Lidia przeznaczyła na zakup opcji najmniejszej z możliwych – 7-metrowej "Dragonfly". Teoretycznie zbierała pieniądze na łódź 10-metrową, ale te dodatkowe 3 metry kosztują 5000 funtów.

Poszukiwania idealnej kandydatki na nowy dom trwały kilka miesięcy. Lidia oglądała wiele innych łodzi, ale były zbyt stare lub drogie, albo z zewnętrznym silnikiem. Właściciel "Dragonfly" miał wszystkie dokumenty, łącznie z pierwszą umową sprzedaży z początku lat 90., okazał także świeży przegląd.

Transakcja została sfinalizowana w grudniu 2020, w połowie marca 2021 roku Lidia przeprowadziła się na łódź. – Szukałam łodzi w okazyjnej cenie, nie starszej niż 30 lat, najlepiej z małymi wadami, które obniżają cenę – ponownie obitej stalą, bez ładnego środka, bez wyposażenia, najlepiej marki Springer, która przez niektórych jest kochana, przez innych wzgardzona, jako marka łodzi robionych z recyklingowanej stali między latami 60. a 90. Ja masę rzeczy kupuję na ciuchach czy w charity shopach, więc tak długo, jak łódź ma dobre papiery, świeże certyfikaty i dobrą opinię eksperta, nie obchodzi mnie, czy była obijana, albo z jakiej niegodnej stali ją zrobiono. Jeśli unosiła się na wodzie przez 30 lat, to znaczy, że szybko nie utonie – mówi moja rozmówczyni.

Gruntowanie, malowanie, montowanie...


I sama zaczęła remontować "Dragonfly". Przyznaje, że nie było to dla niej problemem, bo lubi majsterkować, wkręcać śrubki i "robić coś z niczego". Jeszcze nie na największych obrotach prace porządkowe rozpoczęły się w grudniu, jednak to na styczeń i luty Lidia zaplanowała całkowite odpicowanie nowego nabytku. W tym czasie pracowała na cały etat. – Prawdziwego tempa prace nabrały w ostatnim tygodniu lutego i pierwszym tygodniu marca, kiedy miałam dwa tygodnie urlopu. To wtedy oczyściłam drewniane wnętrza z obrzydliwego lakieru. Do tego gruntowanie, malowanie, montaż toalety kompostującej z oddzielnym zbiornikiem płynów, montowanie szafek, szafy, zasłanianie kabli i dziur, sprzątanie, kafelkowanie i wstawianie pieca na drewno.
W remoncie Lidii pomagał partner. Jednak 75 proc. robót wykonała sama. Pracowała każdego dnia urlopu. – David ma doświadczenie w malowaniu oraz z odnawianiem żeliwa, więc pokazał mi, jak poprawnie to robić. Sam również odrdzewił piec. Dużo rzeczy nadal czeka na moją uwagę – muszę zmienić oświetlenie i zlew, a także pociągnąć prąd od wejścia nad blat kuchenny i łóżko – poprzedniemu właścicielowi wystarczało tylko jedno gniazdko zaraz przy drzwiach. I przede wszystkim koniecznością jest zamontowanie dodatkowego zbiornika na wodę, a wraz z nim – prysznica. Na razie korzystam ze świetnego wyposażenia mojego biurowca oraz uprzejmości Davida podczas weekendów.

Wraz z Lidią na "Dragonfly" wprowadziła się kotka Pestka. Przyjechała z właścicielką z Polski i świetnie sobie radzi w nowych warunkach.
Archiwum prywatne
Wielki krokami zbliża się wiosna, więc pomysł mieszkania na łodzi wydaje się fenomenalny. Co, jednak gdy nadejdą zimne miesiące? – Legendy głoszą, że istnieją ludzie mieszkający na łodziach na północy Szkocji i dalej żyją. Na szczęście zimą temperatura w Londynie to najniżej - 5 stopni, a i to bardzo rzadko. Mój piecyk jest bardziej niż wystarczający na tak malutką przestrzeń mieszkalną – potrafię niechcący rozgrzać go do poziomu tropikalnego upału. Pod koniec roku przekonam się, czy moje przeczucia są właściwie, ale 99 proc. ludzi mieszka na łodziach cały rok.

Taniej niż w mieszkaniu


Mieszkanie na łodzi, pod względem opłat i wydatków, jest również tańsze niż wynajmowanie pokoju lub mieszkania w Londynie. Wszystkich obowiązuje licencja wystawiana przez Canal&River Trust, czyli zarządcy sieci wodnej. Opłata za kajak to 20 funtów rocznie, właściciele 20-metrowych widebeamów ponoszą koszt 3000 funtów za rok. Lidia przyznaje, że jej licencja jest bardzo tania, to zaledwie "kilka stówek". – W licencji zawarty jest dostęp do śluz, punktów czerpania wody i wypompowywania ścieków, pryszniców w marinach CRT. Oprócz tego każda łódź musi być ubezpieczona, też od długości, więc dla mnie to dodatkowa stówka. Działa to podobnie jak z podatkami drogowymi i ubezpieczaniem auta. Kolejna sprawa to "mooring" [cumowanie]. Ludzie kanałów dzielą się na "continously cruisers" i tych ze stałym adresem. Jeśli masz stały adres, możesz stać w jednym miejscu tak długo, jak płacisz miesięczny czynsz lub dzierżawę roczną.

Czynsze i dzierżawy w Londynie są niesamowicie drogie. I bardzo trudne do upolowania, zazwyczaj wystawiane są na aukcje na stornie CRT. Dlatego ja zdecydowałam się na CC, więc mam obowiązek przepływać do nowej okolicy co dwa tygodnie – opisuje Lidia.

Dodaje, że mając małą łódź, znalezienie nowego miejsca co dwa tygodnie nie stanowi problemu. Gorzej mają właściciele dużych łódek, którzy nieraz muszą decydować się na lokalizacje, które nie do końca im odpowiadają. Nie ma jednak przepisów, które określałyby minimalną odległość uznawaną za "przemieszczenie się". – Nie ma zasady odległości, która tym rządzi – poruszać się trzeba "w dobrej wierze". Od punktu A do B, potem do C, D, E, a nie od A do B. Rendżersi CRT przemierzają kanały i spisują numery licencji łodzi, które nie przestrzegają zasad. Po zbyt wielu upomnieniach licencja może być zawieszona lub nawet cofnięta, chociaż i tutaj nie ma żadnej zasady, mówiącej jak wiele upomnień trzeba mieć.

Pomysł na chwilę czy sposób na życie?


Lidia przyznaje, że w sferze jej marzeń nie ma kredytu na kilkanaście lat, a "Dragonfly" nie jest po prostu przystankiem na drodze do kupienia mieszkania.
Archiwum prywatne
– Mam stałą pracę na etat, więc może i mogłabym liczyć na kredyt na jakiś kąt gdzieś pod Londynem, ale nie na tym polega życie, żeby do grobowej deski przeznaczać połowę dochodu na coś, co po śmierci i tak trafi do państwa. Szczególnie że mając łódź, mogę mieszkać w całym Londynie, kiedy tylko mi się podoba. Mogę mieszkać w każdym angielskim mieście, które ma kanał – 99 proc. systemu wodnego na wyspach jest połączone, więc da się dopłynąć wszędzie. Mogę mieszkać w Holandii, Francji, znane są też przypadki transportowania łodzi do Stanów.

Dodaje, że raczej planuje zainwestować w większą i szerszą łódź, np. widebeam. Na to jednak zdecyduje się za 15 lat. Obecnie nie czuje ciasnoty, ale przyznaje, że kiedyś fajnie by było kręcić hula hop w domu, a nie na jego dachu.
Archiwum prywatne
– Narrowboat może mieć do 2 metrów 10 cm szerokości, a widebeam nawet 4 metry! Oczywiście mam też plany na emeryturę – jeśli za 30 lat katastrofa klimatyczna nas nie wykończy, planuję przenieść się do domku na palach gdzieś w Kolumbii, na wyspach Pacyfiku lub na indyjskim wybrzeżu. Wtedy zatrzymanie małej łodzi na jakimś tanim kotwicowisku z dala od Londynu, żeby móc odwiedzać Anglię, wydaje się świetnym pomysłem. Dużo lepszym niż trzymanie pustego mieszkania okupionego krwią, nerwami i bezsennością.

Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl