Wirusolog o Wielkanocy: "Covid ze święconki na święconkę nie przejdzie, jest inne ryzyko"
Przed Wielkanocą Polacy zastanawiają się, jak przygotować święconkę i w kościele uniknąć koronawirusa. – Moim zdaniem w tym roku najbezpieczniej będzie błogosławić te pokarmy przy własnym stole – uważa dr hab. n. med. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz zaapelował do duchownych o zwiększenie liczby nabożeństw. Przypomniał też, że wciąż obowiązuje udzielona ze względu na pandemię dyspensa od obowiązku uczestnictwa w liturgii.
Jednak wielu Polaków mimo wszystko wybiera się na świąteczną mszę, a w Wielką Sobotę planuje poświęcić pokarmy. Pytamy wirusologa Tomasza Dzieciątkowskiego, jak się do tego przygotować.
Wirus szaleje, jak to będzie ze święceniem pokarmów w Wielką Sobotę? Iść czy lepiej odpuścić?
Dr Tomasz Dzieciątkowski: – Sama święconka nie stanowi niebezpieczeństwa. Koronawirus SARS-CoV-2 nie przenosi się drogą fekalno-oralną, więc w tej kwestii akurat nie mamy się czego obawiać.
Czyli upraszczając: wirus ze święconki na święconkę nie przejdzie?
Zgadza się, koronawirus ze święconki na święconkę nie przejdzie. Nawet jeśli wirus byłby na kropidle i kapłan rzeczoną wodą pokropi naszą święconkę, zakładając, że akurat doleci kropla z samym koronawirusem, to też najprawdopodobniej będzie go za mało, żeby wywołać jakiekolwiek zakażenie. Tak więc, jeżeli chodzi o samą święconkę, to możemy być spokojni.
Nie musimy więc zasłaniać koszyka folią czy po powrocie do domu myć poświęconych wcześniej pokarmów?
Nie musimy tego robić. Natomiast pamiętajmy o jednej rzeczy: problem nie będzie tu wynikał ze święconki, ale samego święcenia.
Pamiętam, że gdy w wieku pacholęcym wysyłano mnie ze święconką, to dookoła stołu, gdzie odbywało się święcenie, kłębił się dziki tłum.
O jednej osobie na 20 m2 można zapomnieć.
Najprawdopodobniej poświęcenie pokarmów odbędzie się na świeżym powietrzu, więc i ryzyko zakażenia będzie mniejsze. Ale jeśli w tym tłumie znajdą się osoby nieprawidłowo noszące maseczki i nakaszlą na nas, to mamy zwiększone prawdopodobieństwo zakażenia się nie tylko koronawirusem.
Moim zdaniem w tym roku najbezpieczniej będzie błogosławić te pokarmy przy własnym stole.
Wchodząc do kościoła wielu z nas wyciąga dłoń w kierunku święconej wody. Czy tam może znaleźć się wirus?
Z punktu widzenia mikrobiologicznego czystość wody święconej w chrzcielnicach jest daleko niewystarczająca. Przeprowadzono co najmniej kilka badań, z których wynika, że znajdziemy w niej przede wszystkim bakterie kałowe.
Ale koronawirusa tam raczej nie znajdziemy?
Pamiętajmy o tym, że koronawirus nie przenosi się drogą fekalno-oralną. Żeby się zakazić, to albo ktoś musiałby na nas nakaszleć, albo my musielibyśmy inhalować bioaerozol z koronawirusem.
Może być jednak tak, że z jakieś powierzchni stałej przeniesiemy wirusa np. na twarz. Tutaj raczej nie sama woda święcona będzie niebezpieczna, co brzegi chrzcielnicy. To kolejny argumenty, by jak najczęściej myć ręce.
Czytaj także: Morawiecki składa życzenia wielkanocne. "Duża szansa, że będą to ostatnie takie święta"
Jechać na święta do rodziców, którzy zostali zaszczepieni np. jedną dawką szczepionki?
W tym roku lepiej sobie odpuścić święta w wielkim rodzinnym gronie. Jedna dawka szczepionki daje jakąś protekcję (jest to od 30 do mniej więcej 60 proc.), ale nie daje pełnej gwarancji.
Pamiętajmy, że jeśli rodzic został zaszczepiony w poniedziałek, to nie znaczy, że już w środę ma odporność. Jest ona wytwarzana mniej więcej w 14-21 dni po podaniu dawki szczepionki. Nasz układ immunologiczny musi mieć czas, żeby zareagować.
Życząc zdrowia wszystkim państwu, uważam, że jeśli w takiej sytuacji zadzwonimy do bliskich z życzeniami, to oni będą wiedzieli, że to oznaka najwyższej troski.
Czytaj także: Poseł domaga się zamknięcia kościołów przed Wielkanocą. Pokazuje, jak łamane są w nich obostrzenia