Upadek rządu PiS jeszcze w 2021? Oto dlaczego przyspieszone wybory to fatalny scenariusz

Anna Dryjańska
Przedterminowe wybory to najgorętsza plotka polityczna ostatnich tygodni. Przebija wszystkie rezydencje Obajtka i fuchy, jakie krewni i znajomi polityków PiS dostali w państwowych spółkach. Takim scenariuszem bawi się i Jarosław Kaczyński, i jego koalicjanci. Tylko czy to realne, a jeśli tak, czy opłacałoby się opozycji?
Jarosław Kaczyński, prezes PiS i wicepremier ds. bezpieczeństwa, nie wyklucza, że odbędą się przyspieszone wybory. edytowana fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta


Pod względem prawnym sytuacja jest prosta. Przedterminowe wybory mógłby zarządzić prezydent Andrzej Duda w trzech przypadkach. Jeden z nich – nieotrzymanie przez głowę państwa ustawy budżetowej – odpada, bo ustawa już jest. Drugi to uchwała Sejmu podjęta większością 2/3 głosów, a więc również dzięki poparciu przynajmniej części posłów opozycji. Trzeci – brak rady ministrów.


Plany i ewentualności


Mimo konfliktów narastających w Zjednoczonej Prawicy Jarosław Kaczyński przekonuje, że planem jest zakończenie kadencji w terminie, a więc wybory parlamentarne w 2023 roku, a po nich trzecia kadencja PiS i sojuszników. Publicznie jednak zastanawia się nad tym, jak będzie wyglądał kalendarz polityczny.
Czytaj także: Kaczyński podsyca polityczne plotki. Mówi, że nie wyklucza przyspieszonych wyborów
– Może dojść do wydarzeń, które doprowadzą do skrócenia kadencji. Ale żeby była jasność – nie prognozuję wcześniejszych wyborów. Jedynie nie wykluczam takiej ewentualności – powiedział prezes PiS zaprzyjaźnionej "Gazecie Polskiej".

W ustach politologa zabrzmiałoby to jak truizm, ale gdy mówi to de facto najważniejsza osoba w państwie, choć "tylko" w randze wicepremiera, sprawa nabiera nowego znaczenia. Takie dywagacje to bowiem element zimnej wojny, jaką Zjednoczona Prawica toczy ze sobą już otwarcie za pośrednictwem mediów.

Jarosław Gowin, który wyszedł poobijany w walce o przywództwo w koalicyjnym Porozumieniu, gromko wzywa do kompromisu w ramach obozu władzy. Równie głośno jednak oznajmia, że jeśli nie uda się zażegnać konfliktów z Zjednoczonej Prawicy, "powinno się to wtedy zakończyć przedterminowymi wyborami".

Ziobro i jego Solidarna Polska stają okoniem ws. Funduszu Odbudowy by przekonać, że jest najbardziej prawicową prawicą. Kontrolowana przez Kaczyńskiego TVP atakuje premiera Morawieckiego w sposób zarezerwowany dla osób spoza obozu władzy.

Praktycznie każdego dnia koalicjanci stonowanymi głosami grożą sobie wzajemnie polityczną anihilacją. Pytanie brzmi, kto pierwszy wciśnie guzik.

Komu opłacają się przyspieszone wybory?

Gdyby sprawę rozpatrywać z czysto racjonalnego punktu widzenia, tematu by nie było. – Nikomu nie opłacają się przedterminowe wybory – mówi naTemat Karolina Lewicka. Dziennikarka polityczna TOK FM podkreśla, że za poskromienie "przystawek" PiS mógłby zapłacić ograniczeniem lub utratą władzy, tak jak w 2007 roku.

Podobnie sprawę widzi dr hab. Jarosław Flis z UJ. "Wydaje mi się, że przedterminowe wybory są absolutną ostatecznością. Musiałoby się naprawdę coś dziwnego zdarzyć, żeby do nich doszło" – powiedział Naszemu Miastu. "Do tej pory dwa razy po takich wyborach obóz rządzący tracił władzę, więc nie sądzę, żeby ktoś trzeci raz zaryzykował i się zgodził na takie rozwiązanie. Bardziej prawdopodobne jest dotrwanie tej koalicji do końca, możliwy jest też jakiś reset" – zastanawia się dr hab. Flis.

Podobnie argumentuje dr hab. Sławomir Sowiński z UKSW. Według niego wybory "(...) nie opłacają się Prawu i Sprawiedliwości, jako partii rządzącej, bo mogłaby wybory przegrać. Nie opłacają się koalicjantom PiS, bo oni mogliby w ogóle zniknąć ze sceny politycznej". Mimo to festiwal pogróżek w Zjednoczonej Prawicy trwa. Nie znaczy to jednak, że opozycji pozostało tylko zacierać ręce w oczekiwaniu na przejęcie władzy.

Za, a nawet przeciw


Dr hab. Marek Migalski, politolog, kiedyś europoseł PiS, widzi przedterminowe wybory jako pułapkę na opozycję. Zdaniem Migalskiego duża część polityków Zjednoczonej Prawicy już wie, że koniec jest bliżej, niż dalej. Kwestią czasu jest więc – podkreśla politolog – ucieczka z "gnijącego", tonącego okrętu podczas kryzysu wywołanego pandemią.
Czytaj także: "Przedterminowe wybory są ucieczką Kaczyńskiego". Migalski o aktualnej sytuacji w obozie rządowym
Przedterminowe wybory byłyby – rozwijając tę metaforę – szalupą ratunkową. Szalupą, w której zwodowaniu musiałaby pomóc opozycja, bo sam PiS z przyległościami nie przegłosuje uchwały o skróceniu kadencji parlamentu.

– Przestrzegałbym opozycję przed wejściem w tę grę, dlatego że przedterminowe wybory są jakąś ucieczką przed odpowiedzialnością ze strony Jarosława Gowina, ale przede wszystkim są ucieczką samego Jarosława Kaczyńskiego – mówił Migalski w TVN24.

Czy to znaczy, że wystarczy by posłowie i posłanki opozycji siedzieli z założonymi rękami, gdyby PiS poddał pod głosowanie uchwałę o skróceniu kadencji? Zdaniem Karoliny Lewickiej nie ma takiej opcji. – Opozycja nie ma innego wyjścia, niż taką uchwałę poprzeć. Nie można cały czas wzywać rządu do dymisji, a potem nie zagłosować za. To byłoby kompletnie niezrozumiałe dla wyborców – tłumaczy ekspertka.

Przekonuje, że w świetle kamer politycy opozycji powinni prężyć muskuły i stać już w blokach startowych, choć przyspieszone wybory wcale nie byłyby dla nich korzystne.
Czytaj także: Zamiast walczyć z pandemią, rząd walczy z opozycją. Wstyd i hańba!
– PO fatalnie wypada w sondażach, traci poparcie na rzecz Hołowni. Koalicja Polska istnieje tylko z nazwy, w rzeczywistości to PSL plus kilku konserwatywnych polityków z innych środowisk. W sondażach Koalicja Polska też nie wypada dobrze. Gorzej niż podczas ostatnich wyborów w sondażach wypadają Konfederacja i Lewica, która nie zwiększyła poparcia mimo fali protestów Strajku Kobiet, a teraz jest na etapie łączenia SLD i Wiosny w Nową Lewicę – mówi Karolina Lewicka.

A Szymon Hołownia? Sam lider Polski 2050 regularnie powtarza, że trzeba się szykować na wcześniejsze wybory. Podczas porannych relacji na żywo zachęca swoich zwolenników do działania już dziś, by być gotowym, gdy przyjdzie czas, kiedykolwiek to będzie.

Wygląda na to, że wspomina o tym nieprzypadkowo. – W zasadzie jedyną siłą, która zyskałaby na wyborach jest ruch Hołowni, bo nawet, jeśli nie jest on gotowy do przejęcia władzy, to na zasadzie efektu świeżości mógłby sporo ugrać – mówi dr hab. Sowiński.

Obecnie Hołownia ma pięcioro parlamentarzystów, którzy przeszli do niego z innych klubów. Dużo, biorąc pod uwagę, że jego partia nie startowała w ostatnich wyborach. Mało, gdy spojrzy się np. na sondaż Kantara z drugiej połowy marca, który daje formacji Hołowni 25 proc. poparcia.

Przeczytaj także: Hołownia podsumował obiecujące wyniki dla Polski 2050. "Nie jaramy się sondażami"

Ale sytuacja – zwraca uwagę Karolina Lewicka – nie wygląda dla Polski 2050 tak różowo. Struktury dopiero powstają, a przedterminowe wybory spowodowałyby, że na listy wyborcze trafiliby nie tylko sprawdzeni kandydaci, ale i ludzie z łapanki. – Wystarczy sobie przypomnieć transfer posła Zbigniewa Gryglasa z Nowoczesnej lub posłanki Moniki Pawłowskiej z Lewicy do obozu władzy. Istnieje poważne ryzyko, że klub Hołowni zacząłby szybko topnieć – mówi dziennikarka.

Wojna nerwów


Skoro więc przedterminowe wybory nikomu się nie opłacają, dlaczego ciągle o nich słychać? Mówiąc krótko: dlatego, że w polityce liczy się nie tylko rozum, ale i emocje. A napięcia w Zjednoczonej Prawicy są poważne.

"Widać napięcia między Zbigniewem Ziobro, a Mateuszem Morawieckim, Jarosław Kaczyński w ogóle nad nimi nie panuje, tylko nakręca konflikty. Nie wpuszcza Ziobry do partii, nie wstrzymuje szarży Adama Bielana atakującego Jarosława Gowina" – wylicza dr hab. Jarosław Flis.

Napięcie podsycają je nie tylko kolejne wypowiedzi przywódców partii koalicyjnych, ale i przegrane głosowania. Zacina się już nie tylko MaBeNa, maszyna bezpieczeństwa narracyjnego, ale i sam mechanizm Zjednoczonej Prawicy. Zwraca na to uwagę Piotr Zaremba".

"Ta wojna, już nie pod dywanem, nakłada się na narastające przekonanie, że Kaczyński szykuje na jesień wcześniejsze wybory parlamentarne. Takie epizody jak nieodrzucenie dwóch poprawek senackiej opozycji do ustawy o podatku akcyzowym utwierdzają go w przekonaniu o własnej bezsilności" – przekonuje publicysta w "Gazecie Prawnej".

Zaremba pisze, że w PiS już trwają rozmowy o jedynkach na listach wyborczych, o tym kogo partia poprze w wyborach do Senatu, podczas których obowiązują okręgi jednomandatowe. Blef Kaczyńskiego obliczony na wystraszenie Ziobry i Gowina? A może Kaczyński już podjął decyzję i po prostu ruszyły przygotowania?

"Możliwe, że prezes jeszcze tylko straszy. Tyle że takie spirale miewają własną logikę" – przestrzega Zaremba. Również Lewicka zwraca uwagę na to, że sytuacja może się wymknąć Kaczyńskiemu spod kontroli.
Czytaj także: Co z pieniędzmi UE dla Polski na odbudowę po covid? Ziobro: Apelujemy o wstrzymanie prac
– To może być eskalacja napięcia albo jakieś wydarzenie, które przełamie sytuację. Ta sytuacja to supermarketyzacja koalicji, która analogicznie do supermarketyzacji religii, pojęcia ukutego przez prof. Tomasza Szlendaka, polega na wybieraniu sobie co w ramach koalicji poprzeć, a czego nie. Efektem jest chaos i przegrane głosowania. Na dłuższą metę tak się nie da rządzić – twierdzi Karolina Lewicka.

Kto nawarzył, a kto wypije piwo?


Na spodziewane wypalenie obozu rządzącego, nakładają się niezwykle trudne realia związane z epidemią koronawirusa: umieranie ludzi, nowe zakażenia, chaos szczepionkowy, załamanie gospodarcze.

Gdyby doszło do zmiany władzy nowy rząd wylądowałby w samym środku tej katastrofy. Zwraca na to uwagę dr hab. Sławomir Sowiński.

Opozycja "(...) przejęłaby władzę w sytuacji wciąż trwającego kryzysu epidemicznego, w którym rząd musi sobie radzić i z wyzwaniami na polu medycznym, i gospodarczym. To nie jest łatwa sytuacja. W dodatku opozycja przejęłaby władzę przy prezydencie Andrzeju Dudzie, wywodzącym się z PiS" – mówi wykładowca.

Wtóruje mu Piotr Zaremba, ale zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. Przedterminowymi wyborami "wrobiłoby się opozycję w rządzenie w arcytrudnym czasie, ale też umożliwiło jej wielką czystkę personalną i pozbawienie prawicy źródeł finansowania" – ostrzega.

Wszystkie te czynniki są jednak drugorzędne według Karoliny Lewickiej. – Najważniejsza jest psychologia Jarosława Kaczyńskiego. To polityk, który nie znosi imposybilizmu, poczucia, że czegoś nie da się zrobić. Dręczony narastającym poczuciem bezradności może wywrócić stolik, nawet ryzykując utratę władzy – mówi dziennikarka.

Ale społeczeństwo zmęczone epidemią i obostrzeniami może frustrację wyładować na nowym rządzie. – Wtedy opozycja wypije piwo, którego nawarzyła Zjednoczona Prawica, a PiS po krótkiej przerwie może powrócić na trzecią kadencję. Być może z większością konstytucyjną – podsumowuje Karolina Lewicka.

Napisz do autorki: anna.dryjanska[at]natemat.pl