Mieszkania na wynajem tanie, jak nigdy. "Za 2 tys. złotych mam luksusy, nie mieszkam już w tojtoju"
Wykorzystali kiepski czas na rynku mieszkaniowym, żeby podnieść swój komfort życia. - To przykre, że akurat dzięki pandemii, ale wreszcie stać nas na mieszkanie w wymarzonym miejscu – mówią młodzi dorośli.
Pokój z kuchnią wynajęła na warszawskim Mokotowie z pierwszej ręki w 2018 roku za 1800 zł miesięcznie. Na oko 25 metrów, wtedy to była okazja, szał. Najtańsza kawalerka na OLX bez tureckiego dywanu, który pamięta Gomułkę i meblościanki w kolorze płonącej żyrafy. A i tak musiała na nią wydawać niemal pół pensji. - Skromna, ale czysta, wysoki sufit. Mogłam trafić gorzej – opowiada mi Ola, już z nowego lokalu.
Teraz to ma luksusy. Dołożyła 200 zł i przeniosła się na Stary Żoliborz, niedaleko placu Wilsona. Mieszkanie w budownictwie przedwojennym, z historią, żadna wielka płyta. Niemal 40 metrów typu studio, wnętrze zaprojektowane przez Macieja Myszkowskiego, męża Justyny Steczkowskiej – tak przynajmniej utrzymuje osoba, która Oli mieszkanie wynajęła. A Oli przyjemnie jest wierzyć w tę wersję.
Właścicieli mieszkań nie żałuję
Gdyby nie pandemia, nie ma mowy, nie byłoby ją stać. Jeszcze z końcem 2019 roku za kawalerki w kamienicy odremontowane przez projektantów, z wzornictwem powyżej standardu Ikei, na warszawskim rynku trzeba było zapłacić około 3 tys. zł miesięcznie. Plus media.
I dodaje: – Trudno mi współczuć właścicielom mieszkań, którzy wcześniej wykorzystywali sytuację i narzucali ceny z kosmosu. Cieszę się, że rynek przestał być totalnie odrealniony i czynsze są chociaż trochę uczciwsze."Cała przeprowadzka kosztowała mnie 250 zł i 3 godziny przenoszenia pudeł. Przyjaciele pomogli. Mówiąc szczerze, w ogóle nie miałam teraz ochoty na taki raban i bałagan, na kontakt z ekipą przeprowadzkową, targanie toreb i mebli po schodach. Ale przejrzałam ogłoszenia i żal było nie wykorzystać sytuacji. To przykre, że akurat dzięki pandemii, ale mieszkam wreszcie w wymarzonym miejscu."
Kawalerka w cenie pokoju
Jakub sytuację wykorzystał podobnie, z tą jedną różnicą, że na niemal 40 metrową kawalerkę wymienił pokój w wielkiej płycie. Wcześniej mieszkał na Mokotowie ze współlokatorką, która była właścicielką lokalu – teraz zamieszka na Ochocie w okolicy Filtrów, sam. Cena się nie zmieniła: za pokój płacił 1100 zł, na kawalerkę wyda tyle samo.
Czytaj także: "Urządzone mieszkanie zagra w filmie". Tak można zarobić nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych
– Mieszkanie jest co prawda do lekkiego remontu, ale mogę żyć na swoim – mówi. Co ciekawe, przeprowadził się 3 dni temu, a już myśli nad kolejną zmianą miejsca. – Bo skoro mieszkania tak potaniały, to może za 1200 zł znajdę kawalerkę już po remoncie.
Dla Wojciecha z kolei kluczowy jest ogród. Nic dziwnego, ludzie teraz sobie ogrody cenią. W marcu przeprowadził się z dziewczyną na Włochy, parter w domku jednorodzinnym, 60 m kw, wokół śpiew ptaków, zieleń. – A wcześniej gnieździłem się w kawalerce na Ochocie! – zauważa podekscytowany. (Na marginesie, gnieździł się w tej samej, do której właśnie wprowadził się Jakub, bo są znajomymi).
– Mam przestrzeń – Wojciech kontynuuje. – Będę sadził rośliny, a latem robił pikniki w ogrodzie – snuje słodkie wizje. Opłatami dzielą się z partnerką. Wprawdzie koszty wychodzą podobnie, co przed przeprowadzką, ale bez pandemii na to samo mieszkanie na Włochach musieliby wydać wspólnie około 3 tys. zł miesięcznie.
Wynajmiesz taniej o 5-10 procent...
Przeglądam warszawskie grupy mieszkaniowe i oferty najmu na Facebooku: nowoczesna kawalerka w apartamentowcu na Ochocie, 19 m kw – czynsz 1300 zł; dwupokojowe mieszkanie z garażem na Białołęce w nowym budownictwie – 1700 zł; niemal 40 m kw na Wilanowie (tu widać rękę designera) – 1800 zł miesięcznie.
To oferty pierwsze z brzegu. Mieszkań relatywnie tanich (w porównaniu do cen sprzed pandemii) w bardzo dobrym standardzie na warszawskim rynku najmu jest masa. W innych, dużych polskich miastach, sytuacja wygląda podobnie. Oczywiście, gdy wczytamy się w treść ogłoszeń, gdzieniegdzie znajdziemy informacje o dodatkowych opłatach, typu czynsz administracyjny 400 zł. Ale po pierwsze: tylko część ogłoszeniodawców używa tej zawoalowanej formy, po drugie – nawet z dopłatami jest taniej, niż w 2019 roku.
– Widziałam oferty kawalerek na Żoliborzu za 1200, 1300, 1400 zł plus opłaty za media. Skromne, ale ładne – komentuje Anita Demus z Akces Polska. Jest pośredniczką w obrocie nieruchomościami. W branży siedzi od 14 lat, ma porównanie. – Popyt na mieszkania do wynajęcia spadł od początku pandemii o około 40 proc., a ceny obniżyły się o 5-10 proc. Czasem mam wrażenie, że nawet bardziej – przyznaje.
Tłumaczy, że spadek popytu i cen jest spowodowany brakiem studentów, którzy uczą się i pracują zdalnie. Po co mają wynajmować pokój w stolicy, skoro mogą wrócić do rodziców i nie płacić nic. Po drugie: na ceny rynku mieli wpływ obywatele Ukrainy i Białorusi, którzy wynajmowali sporo mieszkań, a w trakcie pandemii, z oczywistych względów, ich zainteresowanie życiem i pracą w Polsce spadło. Po trzecie: nam się teraz zwyczajnie nie chce przeprowadzać. Boimy się zakażenia, nie chcemy kontaktu z przypadkowymi ludźmi albo siedzimy na kwarantannie i wolimy nie wychylać nosa ze starych, choć droższych czterech ścian.
… i szybko to się nie zmieni
Anita Demus: – Przed covidem duże, dwupokojowe mieszkanie na linii metra na warszawskim Ursynowie, wynajęłabym od ręki za 2,8 tys. zł miesięcznie – teraz mam problem, żeby wynająć je za 2,2 tys. Kolejne, też dwupokojowe, świeżo odremontowane z garażem i piwnicą po obniżce kosztowało 2,5 tys. miesięcznie. Nikt nie był zainteresowany przez pół roku. W 2019 roku wynajęłabym je spokojnie za 3 tys. zł miesięcznie.
Z kolei mieszkania na najem krótkoterminowy, np. przez Airbnb, mogą być tańsze nawet o połowę. – Rzadko zdarza się, że ktoś podróżuje, chyba, że zmusi go zdrowie: rehabilitacja dzieci, rentgen czy szpital w większym mieście – tłumaczy pośredniczka nieruchomości. – Takim osobom mieszkanie wynajmuje moja koleżanka, ale musiała bardzo zejść z ceny. Wcześniej za dzień w Warszawie brała 200-250 zł w zależności od sezonu, teraz 120 zł . Ale lepsze to, niż zupełny przestój.
Z drugiej strony rosną ceny mieszkań na sprzedaż, tu rynek wygląda zupełnie inaczej.
Jak długo będzie można cieszyć się tańszymi mieszkaniami na wynajem? Sytuacja z pewnością nie zmieni się jeszcze przez wiele miesięcy. Nawet jeśli zaszczepimy się wszyscy do końca 2021 roku (przyjmijmy na chwilę ten szaleńczo optymistyczny scenariusz), praca w korporacjach pozostanie – w najlepszym razie – hybrydowa, więc pracownik przyjezdny obędzie się bez wynajmowanego mieszkania. Dawne nawyki społeczne też nie wrócą na pstryknięcie palcem. O ile wrócą kiedykolwiek."Teraz nie ma sensu trzymać pieniędzy na lokacie w banku. Mimo, że rynek najmu spadł, ludzie i tak kupują mieszkania na wynajem, to długoterminowa inwestycja. Wolą mieć trochę mniej z najmu, niż nie mieć nic z lokaty w banku"