Oskalpować za zbiórkę na komputer. Co boli polskiego Twittera w Hannie Zagulskiej
Hanna Maria Zagulska: "Znacznie mniej hejtu i więcej wsparcia otrzymałam, gdy w grudniu opowiedziałam o swojej aborcji farmakologicznej, niż po tym, jak udostępniłam zbiórkę urodzinową na komputer do pracy, na który w pandemii po prostu nie było mnie stać". Prawicowy portal: "Żenada i upodlenie patolewicy". Liberalni dziennikarze: "Weź się do roboty".
- Hanna Zagulska jest aktywistką społeczną działającą w obronie praw człowieka, pracowała jako doradczyni PR-owa i polityczna, współorganizowała kampanie Razem i Wiosny, jest członkinią grupy Stonewall, studiuje prawo.
- Jej urodzinowa zbiórka na zakup używanego komputera i zorganizowanie domowego biura spotkała się ze zmasowanym atakiem na Twitterze.
Żaneta potrzebuje 6000 złotych na proste, białe zęby. Jest młoda i ładna, a przez obecne zęby ma kompleksy i nie może "żyć pełnią życia". Ania prosi o 5000 złotych na doga argentyńskiego – ma już jednego psa tej rasy, a że jest już stary, potrzebuje nowego, bo gdy pies umrze, jej synek będzie płakał.
Faceci nie bawią się w łzawe uzasadnienia. Tomek chce 3000 na maszynę do ćwiczeń, a Łukasz 8000 złotych, bo sauna w ogrodzie to jego największe marzenie.
To tylko kilka aktywnych obecnie zbiórek z portalu zrzutka.pl. Ale to właśnie zbiórka aktywistki Hanny Zagulskiej rozpętała wojnę polsko-polską w sekwencji: libki i dziadersi vs reszta świata (z lewicą na czele).
"Urodziłam się 2 kwietnia 1991 roku w Szamotułach. W tym roku kończę 30 lat. Niektórzy z was pytali mnie, co chciałabym dostać" – pisze Hania 21 marca na portalu zrzutka.pl.
Dodaje, że najbardziej liczy się dla niej, żeby znajomi po prostu pamiętali o urodzinach, ale marzy się jej też miejsce do pracy z komputerem stacjonarnym. "Może jesteście w stanie pomóc?" – pyta i zaznacza, że będzie wdzięczna za każdą złotówkę i ciepłą myśl.
Przez niemal dwa tygodnie zbiórka nie budzi żadnych zastrzeżeń. W dniu urodzin Hania udostępnia ją na Twitterze, gdzie obserwuje ją niewiele ponad 3000 osób.
Temat podchwytuje Agnieszka Gozdyra, dziennikarka Polsatu. "Z zawodu jestem aktywistką. Dej stówkę" – kpi, nagłaśniając zbiórkę i zapoczątkowując masowy nalot twitterowiczów na Zagulską. Słowem: wymarzone 30. urodziny.
Mieć urodziny? Tego się nie robi Polakom
Powód założenia zbiórki był tyle prozaiczny, co praktyczny. Trzydziestka to pierwsze symboliczne urodziny po osiemnastce. Przejście z młodości w prawdziwą dorosłość, bo i o jakiej dorosłości mówimy w przypadku 18-latków, których lwia część chodzi do szkoły, mieszka z rodzicami i jest przez nich utrzymywana.
Hania pierwsze pytania o to, co chciałaby dostać na 30. urodziny, słyszała już rok wcześniej. I od przyjaciół, i od rodziny.
– Pamiętam, że mama podpytywała mnie o drogie, markowe perfumy – wiem, że nie do końca byłoby ją stać na taki wydatek, a i ja nie mam potrzeb tego rodzaju. Po kolejnych podchodach znajomych do tematu pomyślałam, że może po prostu założę zbiórkę urodzinową. Każdy wpłaci, ile będzie mógł, i nie będzie musiał się zastanawiać, z czego bym się ucieszyła – mówi Zagulska.
Zbiórka była na początku raczej luźnym pomysłem, ale w pandemii sytuacja finansowa Hani się pogorszyła. Podobnie zresztą jak stan jej 8-letniego laptopa, którego używała teraz właściwie 12 godzin na dobę. Do pracy, zajęć na uczelni, sesji z terapeutką i działalności aktywistycznej, która siłą rzeczy też przeniosła się online.
Pieniądze, które zarabia, starczają na podstawowe potrzeby i terapię, jest w stanie oszczędzić kilkaset złotych miesięcznie – i to raczej 300 niż 600. Podobnie żyje wielu młodych dorosłych w Polsce. Na śmieciówkach, bez szans na własne mieszkanie, zadłużając się, jeśli nagle zdarzy się sytuacja wymagająca zastrzyku większej gotówki.Komputer raz działa, raz nie, a ja nie mam na czym pracować. Bawi mnie, kiedy ludzie piszą, żebym "wzięła się do roboty". Spędzam nad zleceniami – głównie copywriterskimi i związanymi z komunikacją – ponad 40 godzin tygodniowo, oprócz tego działam też jako aktywistka. Z kolei w weekendy mam zajęcia na studiach od rana do wieczora.
Pytam Zagulską, dlaczego nie zdecydowała się wziąć kredytu na komputer, co zresztą sugerowała jej część "panów objaśniających świat" z Twittera.
– Spłacam w tym momencie dwa kredyty, nie chciałam dokładać sobie kolejnego. Nie pochodzę z bogatej rodziny, nie mogę prosić rodziców o pieniądze. Zapożyczyłam się, gdy straciłam pracę i nie miałam z czego zapłacić czynszu, co pewnie nie mieści się w głowie tak uprzywilejowanym postaciom jak Marek Belka, który również pouczał mnie na Twitterze – tłumaczy.
Błogosławiony, kto ubrudził sobie rączki
Zbiórka Zagulskiej wywołała falę rzewnych chwali-wspomnień. Niektórzy szczycili się pracą na zmywaku w Wielkiej Brytanii, na budowie, inni zaś pieniędzmi zarobionymi jeszcze w liceum za wygranie konkursu (sic!).
Wniosek z tego wielogłosu: im praca cięższa i wcześniej podjęta, tym człowiek lepszy. Można by wręcz pomyśleć, że nie osiągnie sukcesu ten, kto nigdy nie targał skrzynek lub też nie sprzątał sedesów.
Hanna Zagulska: Rodzice nie mają wyższego wykształcenia, całe życie pracowali fizycznie – tata w warsztacie samochodowym, mama przy taśmie w fabryce kosmetyków. Gdy wyjechałam na studia do Poznania, od razu poszłam do pracy. Studiowałam polonistykę i filozofię, pracowałam w call center, w pubach, sklepach. Utrzymuję się sama od 19. roku życia. Od 21. działam społecznie.
Zostań kozłem ofiarnym na Twitterze. 5 szybkich sposobów
– Dlaczego mi się dostało? Wydaje mi się, że chodziło o powiązanie mnie ze stereotypem młodej, kawiorowej lewicy – ludzi, którzy wynieśli z domów zaplecze finansowe i kulturowe, nie muszą dużo pracować, a w przerwie od picia latte na sojowym przejdą się na jakiś protest, bo to "modne". Do tego aktywizm często kojarzy się wyłącznie z wrzuceniem zdjęć na Instagram i sporadycznym wyjściem na ulice. Mało kto zdaje sobie sprawę, że praca w ramach organizacji pozarządowych lub inicjatywach lokalnych to setki godzin pracy biurowej, koncepcyjnej, szukania rozwiązań, pomagania ludziom, którzy się do nas zgłoszą. To nie jest godzinny wolontariat raz w tygodniu – mówi Zagulska.
Ten zmasowany atak miał jednak jeszcze kilka innych powodów. Przede wszystkim Zagulska była łatwym celem, ale i trampoliną do nabicia znudzonym przy Wielkim Piątku krzykaczom twitterowych zasięgów – młoda, kontrowersyjna, bez tzw. pleców, a do tego mało znana, ale jednak funkcjonująca jako osoba publiczna.
Wyciągnięcie wspomnianej wyżej zbiórki na "doga argentyńskiego dla bombelka" spotkałoby się z większą krytyką – wyciągającego, nie zbierającego. Przyjęło się bowiem, że osób prywatnych z pozycji władzy (rozumianej tu jako rozpoznawalność / popularność) atakować nie wypada.
Doszła jeszcze jedna kwestia – neoliberalna bajeczka o "zapierdolu" jako przykazaniu, za którego przestrzeganie czeka raj dostatku. Wielu osobom najwyraźniej nie zmieściło się wąskim, bańkowym rozumienia świata, że można pracować i nie mieć nadmiaru pieniędzy. Nie dalej jak wczoraj Ryszard Petru stwierdził, że dobry komputer kosztuje 300 złotych, więc skoro mamy program 500+ stać na niego każdego w Polsce. To egzemplifikacja tej mentalności.
Prekariat? Nie słyszeli. System jest zły? Oni sobie radzą, więc musi być zajebisty. Umyka najczęściej drobny szczegół, że zaczynali, gdy umowa o pracę była w lwiej części branż standardem, zaś pięcie się po szczeblach kariery było dostępne dla większości młodych, ambitnych i po studiach (bez podziału na kierunki "przyszłościowe" i nie), którzy mieszkali w dużych miastach.
Coaching prekariatu
Zagulska: Świadomość podziałów klasowych jest bardzo niska. Klasa średnia i wyższa chciałyby widzieć ścieżkę kariery swoją i swoich dzieci jako pasmo sukcesów. Jeśli ktoś sugeruje im, że byli beneficjentami czasów, albo np. pokazuje, że 10-letnie wypruwanie sobie żył na śmieciówkach z darmowymi nadgodzinami było nie fair, burzą się. Tak powinno być, bo ONI to przeżyli. Kilka lat temu na podobnej zasadzie starsze pokolenia broniło nieodpłatnych staży.
Można by zapytać, dlaczego właściwie o tym wszystkim rozmawiamy. Czy Hania wywołana do tablicy na Twitterze poczuła przymus wytłumaczenia się z tego, dlaczego w wieku 30 lat nie stać jej na nowy komputer? Nic bardziej mylnego.
– Zbiórkę założyłam dla przyjaciół, znajomych, rodziny. Ale skoro się rozniosła, stwierdziłam, że poruszę przy okazji ważny temat. W Polsce studia są darmowe, więc uchodzą za ogólnie dostępne. To bujda, podobnie jak mit pracowitości i ambicjach, które muszą przełożyć się w końcu na świetną pozycję zawodową i wysokie zarobki – opowiada.
W Polsce wciąż za mało mówi się o prekariacie, o tzw. młodych dorosłych na rynku pracy. Narrację zagarnęła klasa średnia, która jest w stanie pomóc swoim dzieciom w dobrym starcie. Przy okazji wyśmiewając resztę. Całkiem, jak gdyby empatia i solidarność społeczna były zasobami, które się wyczerpują, więc trzeba je oszczędzać. Ograniczonym zasobem jest tu tak naprawdę co innego: dostęp do sławy, władzy i pieniędzy.
– Byłam w ostatni weekend u rodziców w Szamotułach. Oglądaliśmy TVN, a tam nagle ważny pan z Instytutu Jagiellońskiego nazwał mnie "jakąś tam koleżanką Jasia Kapeli" – prywatnie mojego chłopaka. Widziałam reakcję moich rodziców. Było im przykro, nie wiedzieli, jak mi pomóc – kończy Zagulska.
*** Zbiórka na domowe biuro Hani osiągnęła na zrzutce.pl 192 proc. zakładanej kwoty. Ponad 9 tys. złotych.
Chcesz podzielić się historią, albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl
Czytaj także: Miasteczko, katolicka rodzina i transdziewczyna. "Wiele się zmienia, ale sobą jest się całe życie"