Dramatyczna kondycja psychiczna pracowników ochrony zdrowia. "Nie będzie ludzi do pracy"
Pandemia przynosi dramatyczne skutki zdrowotne dla wielu Polaków. Niestety to, w jak dramatyczny sposób odciska się ona na naszej psychice, może mieć dramatyczne efekty. Dotyczy to także osób z ochrony zdrowia, które na co dzień muszą mierzyć się z problemami psychicznymi.
Co deklarują ankietowani lekarze? 29 proc. zamierza ograniczyć swoją aktywność zawodową, 15 proc. zamierza odejść z (polskiego) rynku pracy (w tym 9 proc. wyemigrować), 6 proc. zamierza odejść z zawodu, a 13 proc. ankietowanych chce odejść z aktualnego miejsca pracy.
35 proc. lekarzy odpowiedziało, że stan epidemiczny i możliwość pracy z chorymi na COVID-19 negatywnie wpłynęły na ich kondycję psychiczną, a pogorszenie stanu psychicznego w związku z pandemią zadeklarowało 38 proc. pielęgniarek.
"Jestem potwornie zmęczona. Nie wiem, czy po epidemii nie zrezygnuję z pracy"
Moja rozmówczyni jest lekarzem rodzinnym. Na Twitterze napisała, że nie daje już rady być oparciem dla rodzin umierających osób czy przerażonych i samotnych seniorów. — Generalnie wszyscy są przerażeni. Ja też, a ci ludzie szukają we mnie oparcia — mówi mi w rozmowie, chcąc zachować anonimowość.Czytaj także: "Jest taki pomysł". Czarnek wyjawił, że maturzyści mogą być testowani na obecność koronawirusa
— Przychodzę do pracy na ósmą i przyjmuję pacjentów - osobiście lub dokonuję teleporad. Bardzo często ostatnio ludzie przychodzą z problemami psychicznymi - lękiem, depresją, oraz socjalnymi - utrata pracy, brakiem bezpieczeństwa, a przede wszystkim samotnością. To starsi ludzie i seniorzy. Nie chcą się diagnozować, mówią ze wolą nie wiedzieć, na co chorują i że chcą umrzeć w spokoju — mówi mi o swojej codzienności. Na co dzień – jak opowiada – zmaga się z "nieprzyjaznymi systemami komputerowymi, biurokracją, niespójnym prawem". — Do tego dochodzi agresja, roszczeniowość oraz osoby, które "nic nie wiedzą". Nie wiedzą, na co chorują, jakie biorą leki, nie są w ogóle zainteresowani współpracą w procesie leczenia i generalnie są bardzo niechętni do rozmowy z lekarzem — opowiada.
Lekarka mówi, że zderza się też z upokarzającym traktowaniem.
Kiedy pytam ją, jak wygląda jej kondycja psychiczna, potwierdza, że nie jest najlepsza. — W czasie szczytu koronawirusa w grudniu straciłam mamę. Z całej rodziny został mi tylko brat i drżę o niego, bo jeszcze nie może się zaszczepić — mówi. I dodaje, że często czuje się zupełnie bezradna i bezsilna wobec epidemii, strachu, niepokoju, biedy ludzkiej.Mówią mi: "jest pani głupia", "nie zna się pani na niczym", "będzie mnie pani miała na sumieniu" - to normalne teksty obecnie w gabinecie lekarskim.
— Jestem tylko małym trybikiem maszyny i zwykłym człowiekiem, ze swoimi problemami, lękami, niepokojami. Jestem potwornie zmęczona i wypalona zawodowo. Nie wiem, czy po epidemii nie zrezygnuję z pracy.
engin akyurt/Unsplash
"W Polsce nie możemy pozwolić sobie na utratę personelu medycznego"
O kondycji psychicznej pracowników medycznych opowiada mi też lek. Bartosz Fiałek, specjalista w dziedzinie reumatologii, Przewodniczący Regionu Kujawsko-Pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Zauważa, że w Polsce bardzo małą wagę przywiązuje się do zdrowia psychicznego. — To też niestety temat tabu. Tak jak w USA pójście do psychiatry, psychoterapeuty czy psychologa stało się rzeczą naturalną, tak w Polsce panuje stygmat związany z ewentualną chorobą psychiczną. Unika się, w przypadku jakiegoś zaburzenia (lękowych, depresji itd.), mówienia o tym — ocenia. — Patrząc na badania z innych krajów, dotyczących pandemii COVID-19, widzimy, że duża część personelu medycznego cierpi z powodu zespołu stresu pourazowego (PTSD). Do tego zaburzenia lękowe, depresyjne, często z tym zespołem związane. Mówi się o 20-30 proc., czyli jeden na trzech/czterech pracowników ochrony zdrowia, wykonujących w trakcie trwania pandemii COVID-19 zawód medyczny, będzie cierpiał z powodu zaburzeń psychicznych, z powodu PTSD — dodaje, powołując się na badania.
Czytaj więcej: Grzesiowski ostro o punktach szczepień drive-thru
— Nie będzie wówczas ludzi do pracy po ustaniu zagrożenia epidemiologicznego, a wtedy właśnie pracy będzie więcej. Po pierwsze dlatego, że będziemy musieli mierzyć się z Long COVID, czyli syndromem po przechorowaniu COVID-19, który występuje u ok. 32 proc. osób (choć są badania, które wskazują, iż w ciągu pierwszych 6 miesięcy od przechorowania, aż 80 proc. ozdrowieńców notuje przynajmniej jeden z długotrwałych objawów) — podkreśla mój rozmówca.
I dodaje, że mamy "przeogromną grupę osób, które będą musiały zostać zaopatrzone medycznie". — Po drugie niezaspokojone potrzeby zdrowotne, które wynikają z zajęcia się przede wszystkim chorymi z nowym koronawirusem, będą musiały zostać zrealizowane. Czeka nas więcej pracy, a istnieje obawa, że będziemy mieć mniej personelu.
Bartosz Fiałek zaznacza, że "wykonywanie zawodu medycznego w naszym kraju jest obarczone wysokim poziomem stresu". — Cały czas pracujemy "w biegu", wynika to z braków kadrowych. Musimy wykonać pracę za 2 czy 3 lekarzy. Do tego kwestia skrajnego niedofinansowania ochrony zdrowia. Wielu rzeczy nie możemy zrobić i na nas odbija się frustracja pacjentów, którzy przychodzą do nas po pomoc.
— Kiedy zastała nas pandemia (mimo że byliśmy jednym z ostatnich krajów, do którego dotarł COVID-19), jako państwo byliśmy zaskoczeni nią niczym drogowcy rok do roku zimą. Tak samo możemy być znów zaskoczeni, mimo że o tym mówi się głośno, za rok, kiedy lekarze będą odchodzić z zawodu. Nie stosuje się aktywności, które mają przeciwdziałać sytuacjom, które w konsekwencji mogą być tragiczne — zaznacza.
— Niestety nie ma odgórnych inicjatyw ze strony państwa. Są inicjatywy oddolne. Tworzą się grupy psychologów, którzy chcą pomagać lekarzom, którzy zadzwonią z prośbą o pomoc. Widzą problem i chcą nam pomóc. To jest fenomenalna sprawa, jednak jeśli mamy państwo opiekuńcze, to nie ludzie powinni tworzyć inicjatywy, ale inicjatywy powinny być dodatkiem do systemowej opieki psychologicznej na czas pandemii dla wszystkich pracowników ochrony zdrowia, którzy tego wymagają — opowiada dalej Fiałek.W tak trudnej sytuacji epidemicznej, która wpływa na kondycję psychiczną pracowników ochrony zdrowia, powinniśmy mieć zapewnioną możliwość konsultacji psychoterapeutycznych. Chodzi o te niefarmakologiczne sposoby radzenia sobie z problemami psychicznymi, zagwarantowane przez państwo dla wszystkich medyków, którzy tego potrzebują.
Czytaj więcej: Wakacje bez maseczek na świeżym powietrzu? Jest warunek
Ilu lekarzy ma kłopoty psychiczne? Profesor Janusz Heitzman, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego i dyrektor Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie mówi, że od 8 do 15 procent.
Wyjaśnia, że dominują zaburzenia związane z uzależnieniami od substancji psychoaktywnych i z zaburzeniami nastroju, a najczęstszym powodem przyjęć lekarzy do szpitali psychiatrycznych są epizody depresji, choroba afektywna jedno- i dwubiegunowa i tak zwane uporczywe zaburzenia nastroju.
Polska ma najniższy wskaźnik zatrudnienia lekarzy i pielęgniarek na tysiąc mieszkańców wśród krajów Unii Europejskiej. Tymczasem medycy w pandemii koronawirusa obciążeni są dużą ilością pracy, mają zaburzenia lękowe, depresyjne, zespół stresu pourazowego czy zaburzenia adaptacyjne, które są związane ze stresem.
Jeśli nie zajmiemy się kwestią kondycji psychicznej pracowników ochrony zdrowia, może dojść do katastrofy w zakresie zasobów ludzkich w starciu z kolejnymi falami koronawirusa oraz w czasach po pandemii.